Chciałabym zadedykować ten tekst dwóch osobom i chociaż początkowo miałam w głowie jakąś hierarchię, to po prostu postawię je na równi, bo w ostatecznym rozrachunku nie sposób mierzyć ich zasług jakąkolwiek miarą: WilczyDemon oraz LaurieJanuary. Z całego serduszka dziękuję również Solka1990, która nie zawiodła mnie, wykonując design dorosłego głównego bohatera, którym podzielę się z Wami pod koniec tej części.
Do odświeżenia polecam ostatnią część pierwszego "tomu", o ile mogę to tak nazwać, "Ambiwalencji dusz".
______________________________
Dzisiejszy odcinek sponsoruje Jamie-Lee Kriewitz:
To było nie do pomyślenia.
Shihouina Yuushirou absolutnie nie interesowało, co jegomość kapitan 3. oddziału wyprawiał. Z perspektywy porucznika mógł właściwie posuwać Matsumoto Rangiku, a i to nie powstrzymałoby gniewu młodej głowy rodziny szlacheckiej. W amoku wpadł do gabinetu, nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu. Dostrzegł go z tym nieodłącznym szerokim uśmiechem na lisiej twarzy, półprzymkniętymi powiekami i beztroskim rozleniwieniem, tak charakterystycznym dla dowódcy i jednocześnie potępianym przez bardziej pracowitych oficerów trzynastu oddziałów obronnych. Yuushirou miał przed oczami zapłakanego Hyoukę, drżącymi palcami ściskającego listy od rodziców, kompletnie nieprzypominającego tego grzecznego, uśmiechniętego nastolatka, dobrze wychowanego następcę Kuchikiego Byakuyi. Porucznik zatrzymał się dopiero przy biurku, oburzony, wyładował złość, uderzając rękoma o drewniany blat i zmrużył wściekle oczy.
— Coś ty narobił, Ichimaru? — wycedził przez zaciśnięte zęby. Gin wyglądał na absurdalnie rozluźnionego, jakby sądził, że immunitet kapitański powstrzyma Shihouina przed zrobieniem czegoś nieodpowiedzialnego. — Oczywiście, że musiałeś maczać te swoje obrzydliwe lisie paluchy w śmierci Yuudai! — wybuchnął bez ostrzeżenia. Kapitanowi mina zrzedła. Rzadko kiedy udawało się komukolwiek zmazać ten charakterystyczny uśmieszek z jego twarzy, a tu proszę! Wystarczyło wspomnieć o dawno nieżyjącej księżniczce rodziny Kuchiki i wypomnieć ukrywane dotychczas przez bogów śmierci, którzy przeżyli wojnę z Aizenem i późniejszy pogrom z rąk Wandenreich. — Tylko dlaczego... dlaczego...
— Kuchiki Yuudai — odezwał się dziwnie nostalgicznym tonem. — Kiedy to było? Sto lat temu? Osiemdziesiąt? — Zamyślił się. — Kawał czasu — podsumował. — Nudzi ci się, że wygrzebujesz takie starocie?
Starocie. Uwaga rozsierdziła porucznika na tyle, że nie wytrzymał. Bez wahania chwycił białe haori okrywające ramiona mężczyzny i pociągnął ku sobie, nie przejmując się ani ewentualnymi konsekwencjami z tytułu zaatakowania kapitana, ani wymykającej się spod kontroli energii duchowej. Traktowanie sprawy Kuchiki jako nieistotnej sprawiło, że naprawdę nie miał zamiaru trzymać emocji na wodzy. Jakby potrafił. Był Shihouinem, do jasnej cholery. A Yuudai matką jego wybranka serca i jego byłą narzeczoną.
— Zabiłeś ją! — wykrzyczał. — Myślałeś, że nigdy to nie wyjdzie na jaw?! Oczyszczenie Urahary z zarzutów zajęło sto lat, ale sprawiedliwości stało się za dość. Odpowiesz za śmierć Yuudai, obiecuję ci to, Ichimaru! — przysiągł z determinacją. Nie mówił w tamtym momencie jako porucznik w szeregach trzynastu oddziałów obronnych, ale głowa jednego z czterech wielkich domów szlacheckich.
CZYTASZ
Ambiwalencja dusz: Bez żalu [Bleach]
Fanfic"Syn wygnańców". "Geniusz nowego pokolenia". Jak jego ojciec. "Osierocony dziedzic najważniejszego rodu szlacheckiego w Społeczności Dusz". Jak jego matka. Od dzieciństwa prześladowały go w koszmary, w których rozpaczliwie próbował dogonić nieuchro...