9. Do samego końca

8 1 3
                                    

W tym samym czasie, Seireitei „po drugiej stronie lustra"

Zimny pot spływał strugami po osłabionym ciele, kiedy wyrwała się z medytacji. Natychmiast zaniosła się chrapliwym krwawym kaszlem. Zanpakutou z głuchym hukiem ześlizgnęło się na drewnianą podłogę, ale nawet jeżeli by chciała je chwycić, konwulsje okazały się zbyt silne. Wyczuła znajomą obecność w zaciemnionym grubymi kotarami pomieszczeniu, a krótko potem silna męska dłoń objęła jej ramię. Kobieta próbowała uspokoić odmawiający posłuszeństwa organizm nie tyle po to, by poczuć się lepiej, ale by nie pokazywać słabości.

W końcu on był dla niej najważniejszą osobą we wszechświecie.

— Yuudai — chłodny uprzejmy głos przebił się przez kaszel — na zbyt wiele sobie pozwoliłaś. — Nie wyczuła jednak pretensji w tonie młodszego brata. Wiedząc, że znajdują się sami, bez skrępowania wsparła się na kapitańskim ramieniu. Konwulsje ustąpiły, niedbale otarła usta. Nie potrzebowała światła, by przekonać się o tym, że porcelanową skórę splamiła krew. To zdarzało się często, ostatnio zbyt często, stąd też najprawdopodobniej decyzja głowy rodziny o tym, by w wolnych, wydartych codzienności chwilach, nie odstępować jej na krok. Nie, żeby było jej to na rękę.

Ostatecznie to ona była dla niego najważniejszą osobą we wszechświecie.

— Spokojnie, Byakuyo. Żyję — ze słabym uśmiechem potwierdziła stan rzeczywisty. W ciemności nie widziała jego miny, ale po większym stężeniu energii duchowej w powietrzu i napięciu mięśni wydedukowała, że się spiął.

Doskonale zdawała sobie sprawę z dylematu, przed którym stanął: albo wspierać siostrę w masochistycznych działaniach, albo próbować je pokrzyżować, a tym samym ugrać dla starszej Kuchiki kilka kolejnych lat. Jakąkolwiek decyzję by podjął, kochałaby go tak samo, chociaż nie ukrywała, że oczekiwała bezwarunkowego poparcia swoich planów. Odkąd został głową rodziny, zawsze byli razem, nie zważając na moralność wyborów drugiego, na łatwo kwestionowalne decyzje rodzeństwa czy niesprzyjającą sytuację polityczno-społeczną. Dwudziesty ósmy przywódca najważniejszego rodu szlacheckiego w Społeczności Dusz i jego absolutnie niedoskonała księżniczka.

— Nie możesz tego więcej robić, Yuudai. To niebezpieczne. Ponowne otwarcie bramy do świata równoległego... — próbował jej przemówić do rozsądku argumentami, z których zdawała sobie sprawę. Wiedziała, że to ostatnia szansa, że ani ona, ani Suikyou no Hyouka nie przedrą się do świadomości dziedzica i jego niepokornego Zanpakutou. Wszystko w rękach tego stęsknionego dziecka, pomyślała, ale nie miała odwagi, by wypowiedzieć te słowa na głos.

— Wiem — przerwała mu wpół zdania. — Zrobiłam wszystko, co mogłam. Więcej nie otworzę bramy. — Ale to nie ja muszę to zrobić, ponownie ukryła informację przed młodszym bratem. Ostatecznie nie obiecała Byakuyi absolutnej szczerości, a bezwarunkowe wsparcie, które konsekwentnie okazywała od wieków. Kapitan 6. oddziału westchnął ciężko: najpewniej zdawał sobie sprawę z prowadzonej przez księżniczkę gry, ale dawno uznał, że prawda wyjdzie na jaw w swoim czasie. Mimo że Yuudai ze swoim niezłomnym uporem wielokrotnie zaszła mu za skórę, dawno zrezygnował z łamania arystokratki, zauważywszy, że nigdy nie działała na jego szkodę. Naturalnie, wiedziała, że się martwił i wolał być poinformowany o stanie zdrowia i planach kapitan 2. dywizji. Nie sprzeczał się jednak.

— Jesteś pewna, że to droga, którą chcesz podążać? — zapytał po raz tysięczny, odkąd usłyszał to chorobliwe, histeryczne wręcz znalazłam ostatni element układanki. Po omacku odnalazła dłonią policzek młodszego brata i wręcz czule pogładziła. W kącikach zakrwawionych ust błąkał się opętańczy uśmieszek.

Ambiwalencja dusz: Bez żalu [Bleach]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz