Dawno nie odwiedził ołtarzyka ku pamięci rodziców, dlatego postanowił poświęcić na to wolne popołudnie, zamiast ponownie zagłębiać się w kwestie związane z niepokornym Zanpakutou. Głowa bolała go na samą myśl o królowej złudzeń i kłamstw. Musiał zaznać spokoju, odpocząć od nierozwiązywalnego mętliku, odetchnąć z ulgą, a z kimkolwiek by się nie spotkał, temat schodził albo na napiętą sytuację w 2. oddziale, albo na kwestie ostatecznego uwolnienia. Nawet rozmowy z Yuushirou obracały się wokół Suikyou no Hyouki, dlatego 3. oficer uciekł w jedyne miejsce, gdzie miał nadzieję być sam.
Własnoręcznie ściął dalie w rodowym ogrodzie, prawdopodobnie zachodząc ogrodnikowi za skórę. Oczywiście, pracownik wybaczyłby ulubionemu dziedzicowi zepsucie kompozycji, a blondyn nie miał siły na interakcje międzyludzkie. Wszedł do pomieszczenia znajdującego się w bocznym skrzydle rezydencji. Obrzucił tęsknym spojrzeniem podobizny rodziców jak zwykle ozdobione bukietami świeżo ściętych kwiatów. Jednak pomylił się w osądzie — nie był sam. Wielobarwne charakterystyczne haori i słomiany kapelusz na głowie natychmiast zdradziły tożsamość nieproszonego gościa, którego nie miał możliwości wyczuć. Odruchowo maskował energię duchową, czy to po to, by nie przytłoczyć słabszych dusz, czy nie dać się nakryć na dezercji obowiązkowej i autorytarnej porucznik.
— Ostatnio jesteś całkiem zabiegany, Hyouka — przywitał oficera wszechdowódca. Znad kapelusza posłał mu ciepłe spojrzenie, które łagodziło groźny wyraz nadawany przez przesłaniającą jedno oko czarną opaskę. Arystokrata wymusił sztuczny wyuczony uśmiech i wsunął skromny bukiet do ściętych pewnie tego poranka róż. — Zastanawiałem się, gdzie mogę cię złapać i pomyślałem, że to najlepsze miejsce. Poza tym — dopiero w tym momencie młody mężczyzna dostrzegł w dłoni starszego kieliszek sake — zaniedbałem też moją przyjaciółkę.
— To powinno wyglądać na odwrót, wszechkapitanie — skontrował uprzejmie blondyn. Z szacunkiem przesunął palcami po portrecie matki, nie mogąc znieść kontrastu pomiędzy wizerunkiem matki utrwalonym na portrecie, a pełnym zimna i wyrachowania wzrokiem drugiej Yuudai. — To ja powinienem zabiegać o wizytę u pana, nie pan o spotkanie ze mną — wyjaśnił z lekkim poczuciem winy za zaniedbanie relacji interpersonalnych. Ze strony szatyna przez całe życie spotkała go wyłącznie życzliwość tłumaczona zażyłą relację z nieżyjącą księżniczką.
— Ach, bzdury gadasz, chłopcze. Nie łączą nas więzy krwi, ale zawsze uważałem cię za swojego siostrzeńca. — Bezpośrednie wyznanie wpędziło 3. oficera w lekkie zakłopotanie. — I mówiłem ci już, żebyś przestał z tym kapitanowiem. Nie lubię go, wiesz? Staruszek lepiej sobie radził niż ja. Juushirou też byłby bardziej odpowiedni na te stanowisko, ale cóż, padło na mnie — stwierdził z nostalgią.
Pewnie miał w głowie obraz najlepszego przyjaciela, z którym się wychował, trenował w akademii, a później wstąpił w szeregi trzynastu oddziałów obronnych. Razem objęli najwyższe stanowiska, a jego poprzednik, dopóki jeszcze żył, nie usunął ich z pozycji, mimo niesubordynacji. Hyouka za dobrze pamiętał pierwsze zamieszanie związane z intruzami w Społeczności Dusz, chociaż był ledwie małym dzieckiem, ale znaczenie przełomu, jakie wywołała interwencja i dezercja Aizena, poznał znacznie później.
Wszyscy utracili coś ważnego w wojnach ostatniego tysiąclecia.
— Porucznik Ise nie będzie pana ścigała? — postanowił zmienić temat. Kyouraku parsknął śmiechem, po czym uniósł pełny kieliszek do ust i jednym haustem opróżnił.
— Pewnie już to robi. Urocza Nanaoś. Przynajmniej ona się nie zmieniła przez tyle lat. Ty za to — obrzucił sylwetkę młodego mężczyzny analitycznym spojrzeniem — aż za bardzo, Hyouka. Wy, młodzi, jesteście znakiem upływającego czasu. Jeszcze niedawno przechodziłeś z rąk do rąk naszych oficerów, a teraz proszę: osiągnąłeś bankai.
CZYTASZ
Ambiwalencja dusz: Bez żalu [Bleach]
Fanfiction"Syn wygnańców". "Geniusz nowego pokolenia". Jak jego ojciec. "Osierocony dziedzic najważniejszego rodu szlacheckiego w Społeczności Dusz". Jak jego matka. Od dzieciństwa prześladowały go w koszmary, w których rozpaczliwie próbował dogonić nieuchro...