Hyouka nie miał szczególnego talentu artystycznego, ale nakreślony na odwrocie błędnie wypełnionego raportu rysunek oddawał najważniejsze cechy zabójcy dusz. Tę część planu musiał wykonać sam — pojawienie się kapitan w Rukongai mogło sprowokować niepotrzebne pytania, a jako porucznikowi, jednemu z szefów sił specjalnych nikt nie ośmieliłby się ich zadawać. Zawsze stronił od rutynowych kontroli, ale potajemne spotkania z informatorami odbywały się głównie w niższych okręgach, gdzie nikogo nie interesowała tożsamość klienta, o ile dobrze zapłacił. Usługa, którą miał zamówić Yuushirou, definitywnie spełniała ten warunek.
Poszukiwanie odpowiednio wykwalifikowanego rzemieślnika stanowiło wyzwanie. Potrzebował artysty, nie kogoś, kto wykuwał proste noże dla rzezimieszków w niższych okręgach. Spędził cały dzień na poszukiwaniach, aż skierowano go do kuźni w dziesiątym okręgu Zachodniego Rukongai, gdzie przyjął go podstarzały skwaszony życiem mężczyzna, który skrzywił się jeszcze bardziej na widok drogich szat arystokraty. Mimo że Shihouin celowo wybrał jedną z najskromniejszych.
— Czym mogę paniczowi służyć? — zapytał z fałszywym szacunkiem.
Porucznik analitycznym wzrokiem obrzucał przymocowane na hakach przybitych do ściany małych dziełach sztuki, których detale fascynowały jakością wykonania. Gorąc bijący od pieca sprawiał, że lekko kręciło mu się w głowie i nie był to wyłącznie wymysł wyobraźni. Na skroniach potężnego mężczyzny o imponującej tuszy strumieniami lał się pot, kiedy niedbale odłożył młot, zostawił jeszcze czerwone ostrze i niedbale wytarł osmolone, spracowane dłonie w fartuch.
— Poszukuję broni — zakomunikował sucho, ostrożnie.
— Nie macie na dworach ludzi od tego? — wykpił go bez skrępowania. — Wybacz, młodzieniaszku. Moja stal jest przeznaczona dla mieszkańców naszego podłego półświatka. To nie jest odpowiednie miejsce dla panicza twojego formatu.
Oczywiście, spodziewał się problemów. Ręce pociły mu się ze stresu. Natychmiast uciekł myślami w stronę swojego ukochanego stratega i zastanowił się, co by zrobił w tej sytuacji. Jak zyskałby przychylność faceta, który zdawał się chodzić po tym świecie dłużej niż on? Paradoksalnie, oczywiście, bo wygląd nijak nie świadczył o wieku w Społeczności Dusz. Kowal nie miał jednak prawa wiedzieć, jaką energią duchową dysponował jego klient — skrupulatnie starał się, by ją ukrywać.
— To prezent — oznajmił frywolnym, beztroskim, potulnym tonem i posłał mężczyźnie naiwny uśmiech. — Bliska mi osoba... cóż, czeka ją wielkie wydarzenie. Nie chciałbym, żeby wiedziała o tym podarunku. Chciałbym zrobić niespodziankę, dlatego szukam kogoś spoza dworu — skłamał łatwiej niż przypuszczał. — Mógłby mistrz zerknąć? Sowicie zapłacę.
Dla Hyouki wydałby całą fortunę Shihouinów. Pieniądze nie miały znaczenia.
— Pokaż to, młodzieniaszku — zgodził się po dłuższej chwili milczenia. — Ale połowę płacisz teraz. Połowę przy odbiorze — od razu postawił twarde warunki. Yuushirou był doskonale na to przygotowany. Zza pazuchy yukaty wyciągnął złożoną na cztery kartkę i worek wypełniony złotymi monetami. Gdy położył go na drewnianym stole i otworzył, błysk pieniądza sprawił, że od razu chętniej zerknął na rysunek nakreślony ręką narzeczonego.
— Mam nadzieję, że tyle wystarczy na zaliczkę.
Okiem znawcy przesunął po projekcie, później zważył w dłoni zapłatę. Myślał długo, a cisza przerywana jedynie skwierczeniem ognia w piecu zaczynała porucznikowi ciążyć. Zmęczone egzystencją oczy rzemieślnika błyszczały w ten sposób, jakby faktycznie postawiono przed nim wyzwanie. Wreszcie westchnął, popatrzył na szlachcica i zawyrokował:
CZYTASZ
Ambiwalencja dusz: Bez żalu [Bleach]
Fanfiction"Syn wygnańców". "Geniusz nowego pokolenia". Jak jego ojciec. "Osierocony dziedzic najważniejszego rodu szlacheckiego w Społeczności Dusz". Jak jego matka. Od dzieciństwa prześladowały go w koszmary, w których rozpaczliwie próbował dogonić nieuchro...