2. Ważni goście.

573 23 19
                                    




Krzątałam się po kuchni, przez której okna przebijały się promienie zachodzącego słońca. Pomagałam mamie w przygotowaniu kolacji, którą mieliśmy zjeść całą rodziną.

Rodzice byli zapracowani. W tygodniu praktycznie się nie widywaliśmy, ale co by się nie działo, w weekend posiłki zawsze zjadaliśmy wszyscy razem, przy stole. Tym razem padło na pieczeń z kurczaka i frytki. Nic wymyślnego, ale ja już nawet nie przykładałam wagi do jedzenia. Liczyło się dla mnie to, że po całym tygodniu w końcu poświęcą choć chwilę mnie i mojemu bratu.

Układałam na środku stołu naczynie żaroodporne, podczas gdy tata z Samem kończyli swoją rozgrywkę na konsoli.

- Kolacja! – po całym domu rozszedł się krzyk mamy.

Mama miała to do siebie, że była definicją delikatności. Nawet kiedy krzyczała, jej głos brzmiał aksamitnie. Z jej twarzy biła wrażliwość i delikatność. Była moją przyjaciółką. Zawsze mnie pocieszała i doradzała w różnych sprawach. Dawała życiowe rady, bym ja nie musiała uczyć się na własnych błędach, tylko jej.

Chociaż wiadomo, jak było. Ros musi się przejechać na własnej dupie, żeby zrozumieć, co jest dobre, a co nie. Byłam taka uparta, że nie słuchałam dosłownie nikogo, twierdząc, że racja zawsze jest po mojej stronie. Cóż, mimo tego mama i tak zawsze przy mnie była i jest.

Nie potrafię przyjąć do siebie myśli, że kiedyś może jej zabraknąć i że będę zmuszona poradzić sobie sama. Miłość, jaką darzyłam rodziców była bezgraniczna i chociaż zdarzały się między nami sprzeczki, sama oddałabym za nich życie.

Sam z tatą zasiedli przy stole w tym samym momencie, w którym mama podała sałatkę i świeżo wyjęte z frytkownicy frytki. Claressa zajęła miejsce obok Arthura, na którego przeciwko siedziałam ja, a po moim boku zasiadł Sam.

- Jak wrażenia po pierwszym tygodniu szkoły? – tembr głosu ojca przeciął ciszę, podczas której dłubałam w talerzu.

- Dobrze. – odparłam bez zastanowienia, lekko podnosząc głowę. – Na razie nie zapowiadają żadnych kartkówek, więc mamy luz. – wzruszyłam ramionami, kosztując pierwszy kęs pieczonego kurczaka.

Tata obdarował mnie poważnym spojrzeniem, upewniając się, czy za moimi słowami nie kryło się drugie dno. Dochodząc do wniosku, że chyba nie, posłał mi delikatny uśmiech, który odwzajemniłam.

- A tobie synu? Jak zaczął się ostatni rok? – Claressa podniosła spojrzenie na Sama, który sprawiał wrażenie nieobecnego.

Poruszył się na krześle obok mnie, odchrząkując. Zmarszczyłam na niego brwi, delikatnie kopiąc w kostkę na znak, by się ogarnął.

Posłał mi spojrzenie z ukosa, po czym oblizał usta, mierząc się spojrzeniem z ojcem.

- Wszystko w porządku. – zaczął kroić pieczeń, nabijając ją na widelec.

- Na pewno? – spytali jednocześnie rodzice, patrząc na niego podejrzliwie.

Przełknęłam ślinę, patrząc kątem oka na brata. Jego ruchy jakby zgęstniały, co wprawiło mnie w jeszcze większe zdezorientowanie.

- Tak. – odpowiedział szybko, dając do zrozumienia, że nie chce ciągnąć tematu.

- Skarbie, wiesz, że gdyby coś się działo, powinieneś przyjść z tym od razu do nas, prawda? – w tonie Claressy rozbrzmiała nutka zmartwienia. Spojrzałam na mamę, zaciskając usta.

Mama była przewrażliwiona na naszym punkcie, ale w tym dobrym sensie. Od małego nas uczyła, że z każdym problemem możemy przychodzić do niej. I tak było. Nawet, gdy wiedzieliśmy, że zjebaliśmy po całości, nie baliśmy się przyjść z tym do niej i taty. Nigdy na nas nie nakrzyczeli. Zawsze dawali oparcie. Niezależnie od tego, co zrobiliśmy, oni potrafili nas przytulić i powiedzieć co byłoby lepszym rozwiązaniem.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz