17. Żadnych róż.

397 13 88
                                    

#trylogiaabyss

miłego, Iskierki! <3

- Nie wiem, jaką sprawą ostatnio się zajmowali, bo rodzice oddzielali życie służbowe, od prywatnego. - powiedziałam wprost do Connera, który wpatrywał się we mnie podejrzliwie, siedząc po drugiej stronie biurka.

Lee, wraz z Connerem ściągnęli mnie i Sama na komendę. Przesłuchiwali najpierw nas razem, ale posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenie, najpierw wyprosili mnie, by mogli jednak sam na sam, przesłuchać mojego brata, a później osobno mnie. Takim sposobem siedziałam w pokoju przesłuchań na pewno już ponad piętnaście minut.

Detektyw wpatrywał się we mnie wyczekująco. Świdrował mnie ciemnymi tęczówkami, próbując coś ze mnie wyciągnąć, ale nawet nie miał czego.

- Ostatniego czasu, byli zapracowani bardziej, niż kiedykolwiek. - zaczęłam, wzrokiem uciekając w stronę lustra weneckiego. - Praktycznie ich z bratem nie widywaliśmy. Mijaliśmy się w drzwiach. Wychodzili wcześnie do pracy, a jak wracali, to do późnych godzin nocnych pracowali w swoim gabinecie. - dodałam, powracając niepewnym wzrokiem do ciemnych oczu.

Lee wyszedł chwilę temu, ponoć na wezwanie naczelnika. Zostałam sama z Rayanem Connerem, który onieśmielał mnie samym spojrzeniem. Okręcał się delikatnie na boki na swoim obrotowym krześle, podparty o łokieć, drapał podbródek.

- Widzisz, Rosalio. - odbił się od oparcia skórzanego fotela, podpierając się przedramionami o blat biurka. Zbliżył się swoją twarzą do mojej, wlepiając swoje oczy we mnie niczym skaner. - Jednak ja mam wrażenie, że ani ty, ani brat nie mówicie nam całej prawdy. Może jest coś, co powinnyśmy wiedzieć? - wychrypiał. Jego pytanie było przesiąknięte pewnością siebie. Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie. - Mam rację? - zniżył ton, przestając mrugać. Jakby chciał wyłapać moją najmniejszą reakcję.

- Nie. - również podparłam się przedramionami o blat, zastygając w tej samej pozycji, co policjant. - Nie ma Pan racji. - skłamałam, bez mrugnięcia okiem.

Byłam dobrym kłamcą, za co spłonę w piekle. Biorę na siebie dużą odpowiedzialność, kiedy decyduję się kłamać, ale teraz nie żałowałam niczego. Wmawiałam sobie, że to w słusznej sprawie, chociaż gdy tak myślałam miałam ochotę zaśmiać się sobie samej w twarz. Sam ewidentnie coś wiedział. Nie kazał mi kłamać podczas zeznań. Sama się na to zdecydowałam, miałam za złe to, że nic mi nie mówi, ale jeśli on sam niczego nie powiedział detektywom, to znaczy, że lepiej im nie mówić.

Chociażby tego, że w tej sprawie istniało takie nazwisko, jak Wolton i wyciągi z kart płatniczych.

Miałam ochotę prychnąć, na tą myśl, ale się powstrzymałam. Świdrowałam się spojrzeniem z brunetem, od którego twarzy dzieliły mnie centymetry.

- Aczkolwiek rozumiem, że jeślibym się nie mylił, przyznałabyś mi to. - uniósł powoli brew. - Prawda, Rosalio? - dociekał.

- Oczywiście. - próbowałam zabrzmieć poważnie, ale można było wyczuć w tym nutkę sarkazmu.

Policjant puścił to mimo uszu, wstając z fotela, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. Odprowadzałam go spojrzeniem, kiedy przeszedł za mnie. Otworzył drzwi, wskazując na nie gestem dłoni.

- W razie postępów w sprawie, czy dodatkowych pytań, będziemy Państwa informować na bieżąco. - zwrócił się do mnie i do Sama, u którego boku stanęłam. Skinęłam głową, na co ostatni raz posłał mi podejrzliwe spojrzenie. - Któryś z naszych ludzi odwiezie was do domu. - wskazał wymownie palcem wskazującym na mundurowych, którzy kręcili się po korytarzu.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz