25. Mowa ciała.

272 16 25
                                    



#trylogiaabyss

Gwiazdki i komentarze zawsze mile wiedziane <3

Miłego, Iskierki!

Starłam dłonią mokry od łez policzek, po którym mimowolnie spływały nastepne. Oczy miałam przekrwione do tego stopnia, że były widoczne na nich pojedyncze małe żyły. W środku dosłownie nosiło mnie na wymioty od płaczu.

Stałam przed lustrem opierając się dłońmi o umywalkę, patrząc w swoje żałosne odbicie. Kosmyki ciemnobrązowych włosów przyklejały się do mojej zaczerwienionej od szlochu twarzy.

Tak, byłam żałosna. Nie mogłam na siebie patrzeć, a to robiłam. Patrzyłam na kogoś, kim nie byłam. Kogoś kogo nie znałam. Czułam wstręt i obrzydzenie do samej siebie, choć chyba nie powinnam. Czułam do siebie urazę, że nie wiedziałam.

W ciągu kilku minut moje życie okazało się jednym, wielkim kłamstwem. Od pół godziny, kiedy Sam opuścił mój pokój, ryczałam i nawet nie starałam się tego pohamować. Nie miałam już siły.

O zmarłych nie mówi się źle, prawda? A ja mam tylko takie myśli o swoich rodzicach, po rozmowie z moim bratem. Mój żal do nich nigdy nie osiągnął takiego stopnia, jak teraz. Podchodziło mi do gardła, gdy wspominałam wszystkie chwile jako ,,kochająca się rodzinka". Jako rodzice i dzieci. Jak posyłali nas pierwszego dnia do szkoły i dawali buziaka. Każde urodziny, w których zdmuchiwaliśmy świeczki z tortu.

Podawali się za moich rodziców, którymi nie byli. Zacisnęłam palce na umywalce, tak bardzo, że aż pobladły mi knykcie. Myśl, że Sam wiedział o wszystkim i tak długo to ukrywał... Przecież mówiliśmy dla siebie wszystko. Był moim przyjacielem, który był ze mną zawsze.

Ja zawsze byłam z nim szczera. Dlaczego on nie mógł?

Naprawdę jestem tak żałosna, że nie zasługuję nawet na pierdoloną szczerość?

Z mojego gardła wyrwała się kolejna dawka szlochu. Spuściłam głowę w dół, nie mając siły nawet trzymać jej ku górze.

Chciałam do mamy, ale jednocześnie nie chciałam.

Ona nie była moją mamą.

Kobieta, która całe życie podawała się za moją jebaną, biologiczną matkę nią nie była. Jak perfidnym trzeba być, by tak zrobić? Łżeć prosto w oczy.

Nie potrafiłam tego zrozumieć. Czemu nam nic nie powiedzieli? Przecież zrozumiałabym. Nie chciałabym nawet widzieć Danielle na oczy, ale miałam prawo, by znać prawdę.

A ona? Jaką wyrodną matką trzeba być, by bez jakiejkolwiek walki, tak po prostu oddać swoje dzieci? Nie walczyła o nas. Nic nie powiedziała, kiedy Claressa nas zabierała. Nie próbowała nawet nas odzyskać.

Nie miała jakiegokolwiek prawa, mianować się imieniem mojej matki.

Nienawidzę jej.

Może gdyby próbowała zrobić cokolwiek... Skontaktować się z nami? Spotkać, wyjaśnić? Ale nie. Nie zrobiła nic, poza urodzeniem mnie.

A Nicholas o wszystkim wiedział. Warga mi ponwnie zadrżała, ale w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.

- Ros? - dobiegł mnie głos brata, który oparł się po drugiej stronie drewnianej płyty. - Musimy się już zbierać.

Gardło mi się związało. To dziś. Dziś miałam spłacić dług.

- Zostaw mnie. - starałam się, by mój ton nie dał niczego po sobie poznać, ale było w nim słychać płacz.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz