Epilog.

279 14 27
                                    




Pov: Rosalia Walker

Zbliżałam się powoli do miejsca, które wskazała mi Naomi. Im bliżej celu byłam, tym większy niepokój odczuwałam. Dłonie mi cały czas drżały i były ciągle zimne od potu. Zaparkowałam samochód kilkanaście metrów dalej. Widziałam z tej odległości na oko dwanaście czarnych SUV'ów na różnych rejestracjach - rosyjskich i amerykańskich.

Włożyłam dwa pistolety za pasek spodni, a w stanik składany scyzoryk i naprawdę, nigdy w życiu nie miałam aż takiej nadziei myśląc, że akurat dziś żadne z tych rzeczy mi się nie przyda.

- Przyjechałaś. - podskoczyłam na głos Sama, stojącego tuż za mną.

Zjechałam go wzrokiem, wsadzając dłonie w tylne kieszenie spodni.

- Wystraszyłeś mnie. - odwróciłam wzrok, próbując unormować przestraszony oddech.

Zacisnął wargi, skanując spojrzeniem moje ciało. Złączyłam z nim wzrok. Patrzyliśmy na siebie spod byka, a dla niego kosmyki lekko kręconych włosów opadały na czoło.

- Po co? - spytał, a ja zmarszczyłam brwi. Zajęło mi chwilę, by zrozumieć o co konkretnie pytał.

Wzięłam wdech, zawieszając wzrok na stalowym hangarze, pod którym było ustawionych kilkanaście samochodów.

- Dla niego, ale też nie do końca. - wbiłam zęby w dolną wargę, zastanawiając się jak dokładnie dobrać słowa. - Nie zrozumiesz tego, Sam. Nienawidzę tego uczucia, gdy szarpie mnie od środka na myśl, że coś mu mogą zrobić. Wiem, czym się zajmuje i wiem, że dla niego jest obojętne co mu się stanie, ale dla mnie nie jest. - wróciłam do niego spojrzeniem, zaciskając wargi w wąską linię i starając się powstrzymać łzy, które zaczęły wilżyć moje oczy. - Pomimo tego co powiedział mi, kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Pomimo tego, co chciał ze mną zrobić, żeby się zemścić na tobie. Jestem tego świadoma. Wiem, że chciał mnie zabić, ale... - spuściłam głowę, a gardło mi się ścisnęło. Zamknęłam z całej siły powieki, a dłonie zacisnęłam w pięści. - Kocham go, Sam. Przepraszam... Ostrzegałeś mnie przed nim i próbowałeś chronić, a ja nie posłuchałam. Może jesteś zdania, że pokochałam nieodpowiedniego człowieka... - podnosząc wzrok, w jego oczach ujrzałam zdziwienie, ale i troskę, jakiej w takim stopniu nie widziałam nigdy wcześniej. - Znam go, zdaję sobie sprawę z jego wad i je doskonale znam. W książkach, które czytałam tak właśnie była opisywana miłość. Zdajesz sobie sprawę, że ta druga osoba ma wady, ale dopiero kiedy zaczynasz je akceptować i wybaczać wszystko... Dopiero wtedy naprawdę kochasz. - nie przerywałam kontaktu wzrokowego. Podeszłam do niego na kilka kroków, przez co dzieliły nas milimetry. Zadarłam wysoko głowę, by patrzeć w jego czekoladowe oczy. Tak samo skrzywdzone przez życie, jak moje. - Naukowcy potrafią zbadać powierzchnię Marsa i Saturna, a nie potrafią podać dokładnej definicji miłości. Nigdy tego nie rozumiałam, bo myślałam, że miłość to relacja dwóch osób... Trochę przyjacielska i z korzyściami, jakie są pocałunki, przytulenia, czy seks... Myliłam się i zdałam sobie sprawę dopiero teraz, gdy sobie uświadomiłam, że naprawdę kocham Nicholasa.

Mój brat stał bez jakiejkolwiek reakcji. Próbował coś powiedzieć, ale kończyło się to jedynie na bezgłośnym poruszaniem wargami.

Zacisnęłam zęby, próbując normować oddech, by nie wpaść w żaden trans. Ledwo przełknęłam ślinę, kiedy niespodziewanie mój bliźniak rzucił mi się w ramiona. Rozchyliłam usta i wytrzeszczyłam oczy. Przez moment stałam w bezruchu i dopiero po chwili położyłam dłonie na jego plecach, zaczynając je delikatnie głaskać z przymkniętymi powiekami.

- Nie jestem zły i nie musisz mnie przepraszać. - jego szept ogrzał mi ucho. - Miłość nie wybiera, siostrzyczko. Nie chciałem, żebyś się z nim zadawała, ale teraz nie miałbym serca na ciebie nawrzeszczeć. Znam ciebie i znam Nicholasa i... Po tym co przeżył, zasługuje na bezinteresowne kochanie. Po prostu bycie przy nim. - odchylił głowę, by spojrzeć mi w oczy. - Jesteś jedyną osobą, o którą nie bałbym się, by go skrzywdziła. - zacisnął wargi, skanując moją twarz. - Nigdy się mi do tego nie przyznał, ale widać po nim, jaka dla niego jesteś ważna. I uwierz mi, że z własnej woli nigdy cię nie skrzywdzi. Jeśli to robi, to zawsze musi mieć jakiś powód. - założył mi kosmyki włosów za ucho i w ukojeniu, zaczął pocierać kciukami moje zmarznięte policzki.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz