10. Cena najwyższa.

395 20 61
                                    



Wychodziłam właśnie z jednej z naszych miejscowych kawiarni. Mary zainicjowała spotkanie dla mnie i Coltona. Zauważyłam, że od czasu, gdy dowiedziałam się całej prawdy o jej relacji z Ashtonem chce odbudować na nowo moje zaufanie, względem nich. Nie powiedziała mi tego oczywiście wprost, ale po prostu było czuć, jak gęsta atmosfera zrobiła się między nami, od chwili, gdy wyjawili mi wszystko.

Chociaż do Coltona nie powinnam mieć pretensji, to czułam w środku siebie żal, do jego osoby. Myśl, że wiedział o relacji Moore i Turnera od samego początku, a nie pisnął ani słowa, w jakiś sposób mnie bolała. Przecież przyjaźniliśmy się w trójkę, a teraz właśnie czuję się, jak ta trzecia osoba w przyjaźni. Może nie słusznie, ale myślę, że kiedy dane osoby się przyjaźnią, każdy wie o wszystkim, a ta sytuacja pokazała brak zaufania Mary do mnie, skoro nie podzieliła się tym ze mną.

Prawda jest taka, że złapałam teraz ogromny dystans do tej dwójki, który oni za wszelką cenę próbowali zwalczyć, by było jak dawniej, ale niezbyt to wychodziło. Sądzę, że do tego po prostu potrzeba czasu, bo robienie czegoś na siłę nie ma sensu.

Przemierzałam ulice KretlasCity, wpatrując się w swoje białe buty, w których szłam po mokrym od deszczu chodniku. Głowę miałam okrytą kapturem bluzy, co niezbyt pomagało uchronić się od kropel wody, ale nie miałam jak inaczej wrócić do domu, do którego swoją drogą, miałam może trochę więcej, niż piętnaście minut drogi piechotą. Dłonie miałam schowane w kieszeń czarnej bluzy, które były już i tak przemarznięte.

Był początek listopada, więc taka pogoda nie powinna nikogo zdziwić.

Mnie zdziwiła.

Kiedy wychodziłam z domu, świeciło słońce i nic nie wskazywało na deszcz. Mój błąd, że nie sprawdziłam pogody, w telefonie.

Nagle poczułam, jak na kogoś wpadam. Odsunęłam się na kilka kroków, unosząc głowę, na osobę, z którą się zderzyłam.

- To ty! - blondynka niemal pisnęła, a ja widząc jej twarz przypomniałam sobie ostatnią imprezę, na której Sam pobił się z Sandersem. Zacisnęłam wargi, by nie palnąć przez mój niewyparzony język jakiejś chamskiej odzywki. - Rooo... Rosalie! - pisnęła, przypominając sobie moje imię, które przekręciła.

- Rosalia. - przewróciłam oczami, po raz kolejny upominając kogoś o przekręcenie mojego imienia. - Czego chcesz? - spytałam, w sposób tak samo oschły, kiedy ostatni raz się widziałyśmy.

Blondynka zgryzła policzki, formując usta w dziubek uciekając spojrzeniem na jezdnię, obok nas. Chyba myślała, jak sformułować to, co chciała mi powiedzieć. Przystanęłam na jedną nogę, ze zniecierpliwieniem czekając na jej monolog. Chciałam usłyszeć co ma do powiedzenia, ale jednocześnie nie miałam ochoty jej słuchać, czy w ogóle widzieć jej i całej jej świty na oczy.

Kobiety nie zrozumiesz.

- Chciałam zaprosić Ciebie, Sama i twoich przyjaciół na spotkanie, chcielibyśmy wszystko wyjaśnić i jakoś załagodzić sytuację. - powróciła do mnie niepewnym spojrzeniem, a ja wytrzeszczyłam oczy, aż pochylając się w jej stronę. Wpatrywałam się z szeroko otwartymi oczami w blondynkę, która na swojej twarzy nie miała ani grama rozbawienia. Ona mówiła całkiem poważnie.

Dopiero po chwili strawiłam jej słowa, wybuchając przy tym śmiechem. Wyprostowałam się do poprzedniej pozycji, aktorsko ścierając niewidzialną łezkę, z kącika oka.

- Ty tak poważnie? - spytałam, a mój ton zrobił się wręcz lodowaty. - Nicholas mnie prześladuje od jakiegoś czasu, próbując mi zamydlić oczy, że wcale tego nie robi, tak jak wtedy na wyścigach. - wręcz syczałam przez zęby, zbliżając się do blondynki, kiedy to ona w tym momencie, wytrzeszczyła na mnie oczy. - Ostatnio pobił się z moim bratem, nie wiem co by się stało, gdybym go wtedy nie odciągnęła, a ty chcesz, żebyśmy z całą waszą świtą się spotkali przy kawce, albo na lodach w McDonald's? - sarknęłam, wrząc w środku ze złości. Nikt nie potrafił zirytować mnie do takiego stopnia jak Nicholas Sanders i cała jego banda.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz