9. Mleko się rozlało.

351 18 10
                                    




Przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Lekko zakręcone kasztanowe włosy opadały mi na ramiona, na których trzymała się biała, przylegająca sukienka. Makijaż miałam z lekka mocniejszy, na powiece świecił się błysk, w kolorze złota, a oko miałam wydłużone kreską, zrobioną z ciemnego cienia. Usta natomiast, miałam pomalowane brązową, matową pomadką.

Chwyciłam za telefon, którego wyświetlacz wskazywał pięć po dwudziestej. Ostatni raz przyglądnęłam się w lustrze, po czym łapiąc za torebkę, zbiegłam na dół.

Ktoś dziś robił domówkę, nie fatygowałam się, by wiedzieć kto, bo tak naprawdę nikt nigdy nie zważał na to, kto organizuje imprezy. Ludzie zjeżdżali się pod podany adres, czasem nawet nie znając samych organizatorów. Wilson napomniał mi jakieś nazwisko, ale nie przykładałam do tego dużej wagi, szłam się po prostu wybawić.

Rodzice nie byli przekonani co do mojego dzisiejszego wyjścia, dopiero jak usłyszeli, że będę z przyjaciółmi, niechętnie - ale na to przystali. Poprosili jedynie bym była w domu koło pierwszej.

Wyszłam z dużego domu, zamykając za sobą drewnianą płytę, po czym wrzuciłam klucze do torebki. Stawiałam pewne siebie kroki w kierunku czarnego mercedesa, należącego do Moore, który zatrzymał się pod podjazdem. Otworzyłam drzwi, po czym wpakowałam się na tylne siedzenia, ponieważ miejsce pasażera zajmował już Colton.

- Dłużej się nie dało? - rzucił uszczypliwie chłopak, kiedy zapinałam pas.

- Dałoby się. - odpowiedziałam, również kąśliwie, na co spotkałam krótki chichot blondynki, wbijającej bieg i ruszającej w nieznanym mi kierunku.

- Będzie Turner? - wychyliłam głowę między siedzenia, a blondynka przełknęła ślinę, uciekając spojrzeniem.

- Powinien być. - wypowiedziała szybko, jakby nadal bała się podejmować tematu chłopaka.

- Super, w takim razie Wilson, trzeba się ostro napić, bo na trzeźwo tego się nie da.  - stwierdziłam, po czym rzuciłam się na tylne siedzenia, zakładając nogę na nogę. - Nie, a tak serio... - powróciłam do poprzedniej pozycji, umieszczając twarz między przednimi siedzeniami. - Kochanie, pozostańmy przy wersji, że będę opijać twoje szczęście. - przybrałam na twarz pocieszający uśmiech, po czym delikatnie poklepałam Mary po ramieniu.

- Tak będzie chyba najlepiej. - zaśmiała się krótko, podgłaśniając muzykę w aucie, którego oświetlenie ledowe, dostosowywało się automatycznie do granego bitu.

***

Wysiedliśmy całą trójką, z samochodu, należącego do Mary, kierując się w stronę kamienicy, z której już z tej odległości, było można usłyszeć głośną muzykę. Współczuję sąsiadom.

Wchodziliśmy schodami na trzecie piętro, kiedy po stopniach zbiegała para chłopaków, najwyraźniej się goniąc, tym samym przepychając się na klatce. Przewróciłam oczami, nie chcąc zaczynać niepotrzebnych kłótni, po czym weszłam za Wilsonem do mieszkania, oznaczonego numerkiem osiem.

Mieszkanie nie było duże. Ludzie przemieszczając się po nim, wręcz się o siebie przepychali. Podążałam za szatynem, który jak myślę, kierował się do miejsca, w którym jest alkohol.

Chłopak zatrzymał się, przy stoliku postawionym tuż pod jedną ze ścian w salonie, po czym odwrócił się w moją stronę.

- Dzisiejszego wieczoru preferujesz drinka, czy czystą? - zrobił wymowną minę, unosząc zawadiacko kącik ust ku górze, wystawiając w moją stronę czerwony plastik.

Skupiłam wzrok na czerwonym plastiku w zastosowaniu, po czym przyjęłam kubek.

- Czystą. - skwitowałam, a gdyby gałki oczne mogłyby wypadać, to tęczówki Wilsona właśnie by to zrobiły. Chłopak wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami, jakby nie dowierzając, że w ogóle wezmę taką opcję pod uwagę.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz