6. Zadajesz się z Turnerem?

359 18 14
                                    




Wchodziłam właśnie do budynku szkoły. Dziś byłam zobowiązana, do przyjścia do niej piechotą, ponieważ samochód rodziców się zepsuł, a musieli gdzieś pilnie jechać, więc wzięli należące do mnie czarne audi.

Z Samem nie zamieniłam ani słowa, od naszej ostatniej rozmowy, chociaż minęło już dobrych kilka dni. Mijaliśmy się jedynie na korytarzu, nie posyłając sobie nawet spojrzenia, a rodzice nie chcieli dociekać w sprawy, pomiędzy nami, co akurat mnie cieszyło.

Podeszłam do swojej szafki, odblokowując ją przeznaczoną do niej kartą. Wkładałam do niej wszystkie książki, które przyniosłam z domu, gdzie nie były mi już potrzebne, gdy mój telefon zawibrował. Wyciągnęłam smartfon z tylnej kieszeni czarnych dżinsów, a na wyświetlonym powiadomieniu widniało imię Wilsona.

od Colton: Dziś mnie nie będzie, jakby coś

do Colton:   Stało się coś?

od Colton:   Nie, po prostu słabo się czuję, nie przejmuj się mną

do Colton:   Okej, wpadnę do ciebie wieczorem

Schowałam smartfona z powrotem w tylną kieszeń, a w tym samym momencie obok mnie pojawiła się rozpromieniona przyjaciółka. Nie wiem co ją tak radowało w środku tygodnia, w dodatku tak ponury dzień, jak ten. Co prawda deszcz nie padał, ale było pochmurno i ogólnie przytłaczająco.

- Co to za mina? - podparła ręce na biodrach, szczerząc się w moim kierunku. Posłałam jej znudzone spojrzenie, ruszając w kierunku sali od chemii. - Ale gbur z ciebie. - przewróciła oczami, opuszczając ręce wzdłuż ciała, stawiając za mną kroki.

- Cieszę się, że przynajmniej ty masz dzisiaj dobry humor. - omiotłam ją spojrzeniem przechodząc przez próg sali chemicznej, kierując się do ostatniej ławki przy oknie, rzucając plecak na jej blat następnie siadając na parapet.

- Tak w ogóle, masz pomysł, w co się przebierasz na Halloween? - spytała mnie przyaciólka, do ust wpychając winogrono, ze swojego lunch box'a. - Impreza już na dniach.

To prawda, zbliżał się już koniec października, co oznaczało, że równo za tydzień w naszej szkole miała odbyć się impreza Halloween'owa. Przez ostatnie wydarzenia i kłótnie z bratem totalnie straciłam poczucie czasu i zatrzymałam się gdzieś na połowie września.

Podniosłam wzrok spod ciemnych rzęs, patrząc na blond przyjaciółkę. Uświadomiłam sobie, że nie mam nawet żadnego pomysłu, co do tego dnia ani nawet nikogo, z kim mogłabym pójść.

- Nie myślałam jeszcze nad tym. - odpowiedziałam, odwracając wzrok od blondynki, a ta z hukiem odstawiła swoje pudełko śniadaniowe na szkolną ławkę.

- Jak to?! - przybliżyła się do mnie, opierając się otwartą dłonią o blat ławki, drugą kładąc na swoje lewe biodro. - To za tydzień, zostało mało czasu. - opuściła dłonie wzdłuż ciała, posyłając mi zrezygnowane spojrzenie. - Albo wiesz co, lepiej zostaw to mnie. - na jej wargach rozciągnął się przerażający uśmiech, który dla niej zwiastował świetną zabawę, a dla całej reszty kłopoty.

- Lepiej nie. - spojrzałam na nią od boku, nie podzielając jej entuzjazmu, jednak dziewczyna miała to gdzieś.

- Pomysł na stroje już mam.- stwierdziła z szerokim zacieszem. - A resztę, wymyśli się w trakcie. - klasnęła w dłonie, a ja oparłam o kolana swoje łokcie, podtrzymując podbródek na dłoni.

- Będziemy pegazami, jak w tamtym roku? - na moje usta mimowolnie wkradł się znudzony uśmiech przypominając sobie to wspomnienie.

Pomysł również nie był nikogo innego, jak Moore. Podczas, gdy wszyscy inni byli przebrani za kostuchy, duchy i wszystko inne kojarzone z Halloween, nasza przyjaciółka stwierdziła, że przebierze nas w różowe kucyki z tęczowym ogonem, rogiem i skrzydłami. Cały system i tak wygrał Colton, który kręcąc tyłkiem i swoim ogonem na środku parkietu, wyginał się do czołowej piosenki z ,,My little pony,, ,o którą specjalnie z dedykacją dla niego, Mary poprosiła DJ'a.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz