Wchodziłam właśnie do budynku szkoły. Dziś byłam zobowiązana, do przyjścia do niej piechotą, ponieważ samochód rodziców się zepsuł, a musieli gdzieś pilnie jechać, więc wzięli należące do mnie czarne audi.Z Samem nie zamieniłam ani słowa, od naszej ostatniej rozmowy, chociaż minęło już dobrych kilka dni. Mijaliśmy się jedynie na korytarzu, nie posyłając sobie nawet spojrzenia, a rodzice nie chcieli dociekać w sprawy, pomiędzy nami, co akurat mnie cieszyło.
Podeszłam do swojej szafki, odblokowując ją przeznaczoną do niej kartą. Wkładałam do niej wszystkie książki, które przyniosłam z domu, gdzie nie były mi już potrzebne, gdy mój telefon zawibrował. Wyciągnęłam smartfon z tylnej kieszeni czarnych dżinsów, a na wyświetlonym powiadomieniu widniało imię Wilsona.
od Colton: Dziś mnie nie będzie, jakby coś
do Colton: Stało się coś?
od Colton: Nie, po prostu słabo się czuję, nie przejmuj się mną
do Colton: Okej, wpadnę do ciebie wieczorem
Schowałam smartfona z powrotem w tylną kieszeń, a w tym samym momencie obok mnie pojawiła się rozpromieniona przyjaciółka. Nie wiem co ją tak radowało w środku tygodnia, w dodatku tak ponury dzień, jak ten. Co prawda deszcz nie padał, ale było pochmurno i ogólnie przytłaczająco.
- Co to za mina? - podparła ręce na biodrach, szczerząc się w moim kierunku. Posłałam jej znudzone spojrzenie, ruszając w kierunku sali od chemii. - Ale gbur z ciebie. - przewróciła oczami, opuszczając ręce wzdłuż ciała, stawiając za mną kroki.
- Cieszę się, że przynajmniej ty masz dzisiaj dobry humor. - omiotłam ją spojrzeniem przechodząc przez próg sali chemicznej, kierując się do ostatniej ławki przy oknie, rzucając plecak na jej blat następnie siadając na parapet.
- Tak w ogóle, masz pomysł, w co się przebierasz na Halloween? - spytała mnie przyaciólka, do ust wpychając winogrono, ze swojego lunch box'a. - Impreza już na dniach.
To prawda, zbliżał się już koniec października, co oznaczało, że równo za tydzień w naszej szkole miała odbyć się impreza Halloween'owa. Przez ostatnie wydarzenia i kłótnie z bratem totalnie straciłam poczucie czasu i zatrzymałam się gdzieś na połowie września.
Podniosłam wzrok spod ciemnych rzęs, patrząc na blond przyjaciółkę. Uświadomiłam sobie, że nie mam nawet żadnego pomysłu, co do tego dnia ani nawet nikogo, z kim mogłabym pójść.
- Nie myślałam jeszcze nad tym. - odpowiedziałam, odwracając wzrok od blondynki, a ta z hukiem odstawiła swoje pudełko śniadaniowe na szkolną ławkę.
- Jak to?! - przybliżyła się do mnie, opierając się otwartą dłonią o blat ławki, drugą kładąc na swoje lewe biodro. - To za tydzień, zostało mało czasu. - opuściła dłonie wzdłuż ciała, posyłając mi zrezygnowane spojrzenie. - Albo wiesz co, lepiej zostaw to mnie. - na jej wargach rozciągnął się przerażający uśmiech, który dla niej zwiastował świetną zabawę, a dla całej reszty kłopoty.
- Lepiej nie. - spojrzałam na nią od boku, nie podzielając jej entuzjazmu, jednak dziewczyna miała to gdzieś.
- Pomysł na stroje już mam.- stwierdziła z szerokim zacieszem. - A resztę, wymyśli się w trakcie. - klasnęła w dłonie, a ja oparłam o kolana swoje łokcie, podtrzymując podbródek na dłoni.
- Będziemy pegazami, jak w tamtym roku? - na moje usta mimowolnie wkradł się znudzony uśmiech przypominając sobie to wspomnienie.
Pomysł również nie był nikogo innego, jak Moore. Podczas, gdy wszyscy inni byli przebrani za kostuchy, duchy i wszystko inne kojarzone z Halloween, nasza przyjaciółka stwierdziła, że przebierze nas w różowe kucyki z tęczowym ogonem, rogiem i skrzydłami. Cały system i tak wygrał Colton, który kręcąc tyłkiem i swoim ogonem na środku parkietu, wyginał się do czołowej piosenki z ,,My little pony,, ,o którą specjalnie z dedykacją dla niego, Mary poprosiła DJ'a.
CZYTASZ
Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONE
RomanceROZDZIAŁY SĄ W TRAKCIE KOREKTY! 3/28 Jak ważna może być dla nas druga osoba? Jak daleko możemy się posunąć, by ją uszczęśliwić? Jak dużym kosztem? I jak bardzo możemy się zawieść? Rosalia Walker, córka znanych polityków, wiodąca życie, o jakim inni...