15. Współpraca popłaca.

344 14 69
                                    




Odsunęłam dłoń od głowy, w garści trzymając cały pęk swoich włosów. Przyglądałam się im, jakbym chciała wybadać każdy z osobna. Skierowałam wzrok w górę, napotykając swoje odbicie lustrzane. Porcelanowa cera, jaką miałam jeszcze kilka tygodni temu, jakby zmatowiała. Nie miałam już po prostu jasnej karnacji. Ja przypominałam trupa.

Usta miałam spierzchnięte, a kości policzkowe coraz bardziej się uwydatniały, podkreślając rysy mojej twarzy. Nie byłam wychudzona, ale straciłam na wadze i nie można było temu zaprzeczyć. Aktualnie podobała mi się moja sylwetka, więc nie narzekałam. Martwiło mnie tylko wypadanie włosów garściami i osłabienie.

Wzięłam wdech, po czym odbijając się od blatu umywalki, opuściłam łazienkę. Była środa, środek tygodnia, a rodziców jak nie było, tak nie ma. Nie mamy z nimi kontaktu, chociaż trudno się dziwić, gdy ich telefony zostały znalezione w krzakach. Nie chodziłam do szkoły, trzeci dzień siedziałam w domu. Nie chodziło o to, że jestem leniem, ale nie miałam siły. Psychicznej, ale i z fizyczną nie było za ciekawie.

Rodzice przepadli. Jak kamień w wodę. Bynajmniej przez te cztery dni, odkąd służby FBI próbują ich namierzyć, nie ma po nich śladu. Z tego co słyszałam, zawiadomione zostało CIA, z racji, że mama z tatą byli jednymi, z najbardziej wpływowych posłów.

Otworzyłam puszkę mokrej karmy, po czym wypełniłam nią miskę Księcia, wyrzucając ją do kosza. Pies natychmiast przytruchtał do swojego miejsca spożywania posiłku, po czym zabrał się za jedzenie.

Zasiadłam przy wyspie kuchennej, przecierając twarz dłonią, zawieszając wzrok na merdającym ogonie labradora, odpływając gdzieś myślami. Z Nicholasem nie widziałam się od ostatniego incydentu pod parkiem, co jest dosyć dziwne, bo przecież w poniedziałek przepadł nam dzień treningowy. Jednak on się nie odzywał, a dla mnie było to na korzyść, by nie wychodzić z domu.

Szczerze, to Sam ogarniał teraz większość rzeczy, za co mi było wstyd. Obdzwaniał wszystkich ludzi, którzy przychodzili na myśl, że mogliby wiedzieć coś o rodzicach. Miał w dupie, że FBI mogło ich przesłuchiwać. Jego zdaniem, dla psów nigdy nie mówi się całej prawdy, a ludzie powiązani z rodzicami, przez swoje układy też na pewno mieli coś za uszami, więc mój brat urządzał sobie własne śledztwo. Załatwił ochroniarzy, których rodzice wynajmowali na okres jakiś głośnych, kontrowersyjnych spraw. Teraz stali wokół naszego domu i łazili za nami dwadzieścia cztery na siedem.

Ja nie robiłam nic. Wstyd było mi spojrzeć na siebie w lustrze. Z każdym dniem zaczynałam coraz bardziej pluć obelgi w swoją stronę. Byłam niewystarczająca. Nawet w takich sytuacjach, jak przez ostatnie dni. Było po dwunastej, gdy Sam mnie obudził, oznajmiając, że idzie po zakupy i żebym się nie martwiła, a ja ledwo wygramoliłam się z łóżka, by nakarmić psa.

Drzwi frontowe się otworzyły, a ja podskoczyłam w miejscu od razu naprężając wszystkie mięśnie. Rozluźniłam się dopiero, gdy przez przedpokój, mijając salon, do kuchni wszedł Sam, z pełnymi torbami, kładąc je od razu z hukiem na blat kuchenny.

Cały czas chodziłam spięta. Cały czas, przed oczami miałam biały, zakrwawiony krzyż, leżący na moim łóżku. Nie mogłam o tym zapomnieć, wybić z głowy. O ile zasypiałam, podskokiwałam wręcz, przypominając sobie ten widok w głowie i od razu się wybudzałam.

- Jak się czujesz? - spytał, zaczął rozkładać produkty po szafkach i lodówce.

- Dobrze. - wychrypiałam, jeszcze z chrypką, która została mi po śnie.

Nie miałam nawet prawa, odpowiedzieć inaczej. Nawet, jeśli tak było. Wszystkim teraz zajmował się sam, a ostatnie czego mu brakowało, to humorki siostry bliźniaczki.

Come in Abyss. Abyss #1 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz