Rodział 76 "Czerwień"

3.2K 147 16
                                    

Czasem nieco smuciło ją jak bardzo faceci udają, że są silniejsi niż w rzeczywistości są. To była kwestia dumy. Jakby czymś złym było przyznanie się do odczuwania bólu czy emocji, jak smutek. Przesunęła palcami po karku Filipa.

- Wszystko jest dobrze, nie ma nic złego w tym, że się boli -powiedziała już czulej.

- Przecież wiesz, że żartuję tylko - ten wywrócił oczami - Jak się źle poczuje, dowiesz się. Ty i inni, bo nie będę hamował moich krzyków - dodał ze śmiechem.

Teraz się śmiał. Ale co będzie za kilka minut?

- I to rozumiem -spojrzała na Theo -Lecisz dalej. Teraz spróbujemy kolejne 8 ciągiem.

- Aż 8? - zaniepokoił się młodszy.

-Tak. Z paddle na początku najlepiej wymierzać uderzenia bez przerwy. Szybciej nasz kochaś zacznie coś czuć.

- Taaa, otóż to - skinął głową Filip.

Theo podniósł dłoń kolejny raz uderzając w pośladki Filipa. Kobieta znów powiedziała numer. Cykl powtarzał się, aż nie doszli do 10, a jubilat nie zaciskał zębów, wiercąc się na kolanach Dominy.

- Przepraszam Fi - Theo nachylił się nad mężczyzną - Bardzo boli?

- Jest dobrze - Filip zacisnął powieki. Po chwili poczuł dotyk chropowatych palców na policzku. Gdy otworzył oczy zobaczył Stara siedzącego przed nim z wyraźnie zaintrygowanym spojrzeniem. Jego szef delikatnie podrapał go za uchem, posyłając mu czuły uśmiech, którego rzadko kiedy doznawał w pracy.

- To ma być wyraz wsparcia? - zapytał unosząc brew.

Mężczyzna odpowiedział mu skinieniem głowy. Nie zwrócił wyraźnie uwagi na kpiący ton jubilata, dalej gładząc go po policzku.

- To co? Teraz Leo? - kobieta obróciła się z zadowoleniem.

- Tak! - Theo wcisnął mu paddle na siłę, uśmiechając się przepraszająco.

- C-co? - jasnowłosy przełknął ślinę - Ale... Ale ja nigdy nie...

-Jeśli nie chcesz to nie musisz. Ale to taka tradycja - Connor położył dłonie na jego biodrach, masując je uspokajająco.

- Na pewno nie będziesz zły? - zapytał oblizując wargi.

-Oczywiście, że nie. Fifi się na to zgodził, a w dodatku to tylko zabawa - zachęcił go łagodnie.

- Dokładnie Toy! Wal ile masz sił, damy radę - odezwał się tymczasem leżący na kolanach kobiety mężczyzna.

-Czy damy radę? Tak damy rady! -zanuciła maya, gładząc jubilata po głowie.

Leo zbliżył się zza niego. Nie czuł się ani trochę pewnie dzierżąc paddle.

- Dasz radę mój mały - zapewnił znów Conni, stając za nim - Wierzę w ciebie.

-To nie może być takie trudne, prawda? - zapytał przestrzeń, po czym uniósł dłoń. Opuścił ją w głośnym hukiem na pośladek swojego znajomego.

- Wohoho Leo! - David uniósł brwi z uznaniem - Nie sądziłem, że masz tak mocną rękę.

-Bo nigdy nie pozwalasz mi sprawić sobie lania. Choć zazwyczaj zasługujesz - odpowiedział mu również śmiechem.

- Oh doprawdy? Jakoś nie pamiętam - ten podrapał się po głowie.

-Tak, oczywiście -chłopak wywrócił oczami, po czym spojrzał na pośladki Filipa. Machnął paddle w powietrzu.

„Puppies shouldn't eat chocolate"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz