Przez resztę lekcji rozważyłem wszystkie za i przeciw, w końcu dochodząc do wniosku, że najlepszą opcją będzie po prostu zignorowanie Johnson.
Dalej nie byłem pewny, czy będę w stanie nawet spojrzeć jej w oczy bez tego palącego uczucia wstydu, pożerającego mnie od środka. Może było to głupie i może powinienem przestać zachowywać się, jakby skończył się świat, ale zarazem nie potrafiłem udawać, że wszystko jest okej. Rozmowa z Johnson mogła tylko to pogorszyć.
Zresztą, skutki naszej wspólnej nocy mogłem odczuwać i bez tego. Smith nie dawał mi o niej zapomnieć, pozbywając się jakichkolwiek barier w gnębieniu mnie.
– Żałosne – powiedział, oddając mi moje wypracowanie. Na górze, obok wielkiego F w kółku, napisał mały esej podsumowujący, czemu jestem chodzącą porażką.
Wiedziałem, że praca wcale nie była do bani, w głównej mierze dlatego, że jak zawsze napisał ją za mnie Garry. Smith po prostu się na mnie uwziął. Nie dało się tego określić inaczej. Na każdych zajęciach dwadzieścia minut poświęcał na przepytywanie mnie ze wszystkiego, co tylko wpadło mu do głowy i nie przestawał, dopóki nie znalazł czegoś, na co nie potrafiłem odpowiedzieć. Następnie z obrzydliwą satysfakcją na twarzy jechał po mnie jak po szmacie.
Moja ocena z angielskiego bardzo szybko poszybowała w dół i z solidnego C zamieniła się ledwo w D. Na całe szczęście ojciec nie za bardzo się tym przejął, bo uważał wszystkich anglistów za idiotów i nic niewarte ścierwa (co w przypadku Smitha się sprawdzało). Mimo wszystko naciskał, żebym udowodnił Smithowi, że jestem od niego więcej wart i całkiem ciężko było mu wytłumaczyć, czemu jest to niemożliwe bez mówienia, dlaczego Smith mnie nienawidzi. Musiałem więc pogodzić się z tym, że na pieniądze będę musiał jeszcze poczekać.
W środę już nie wytrzymałem i pierwszy raz od wyjazdu poszedłem na stołówkę. Skoro ani Alex, ani James do tej pory nikomu nie powiedzieli, wątpiłem, żeby miało się to zmienić. W dodatku miałem już dość żywienia się zupkami chińskimi, które były jedynym, na co mogłem sobie aktualnie pozwolić.
Zamówiłem sobie pierwsze lepsze jedzenie, nawet nie zastanawiając się nad tym co biorę, i odszukałem wzrokiem chłopaków. Siedzieli wszyscy razem: Preston, Matt, Toshi, Ian i Derrek.
Ten ostatni był blady, wychudły i tylko wpatrywał się tępo w swoją nienaruszoną kanapkę. Z tego co mówił mi Ian, dziewczyna zerwała z nim przed przerwą wiosenną z powodu, jak to określił Warrington, „problemów natury chemicznej”. Nie dziwiłem się, Derrek wyglądał, jakby zupełnie nie było już z nim kontaktu.
– Cześć – mruknąłem do nich i usiadłem koło Iana.
Warrington zbił ze mną piątkę, ale był jedynym, który się ze mną przywitał. Preston nagle zainteresował się swoimi palcami, a Toshi na szybko wpakował jedzenie do ust, jakby miało go to wytłumaczyć.
– Chyba nie powinieneś tutaj siedzieć – odezwał się jako pierwszy Matt do bólu fałszywym tonem.
– Od kiedy? – parsknąłem, patrząc na niego jak na idiotę. – Czekacie na kogoś czy co?
Chłopak przeniósł wzrok na Prestona, wpatrując się w niego oczekująco. Ten za to poprawił się niezręcznie na krześle i odchrząknął głośno.
– Słuchaj, Xavier… – zaczął i uśmiechnął się niby przepraszająco. – Tak jakby zacząłem spotykać się z twoją byłą i wiesz…
Przez chwilę patrzyłem się na niego głupio, bo nie potrafiła dotrzeć do mnie informacja, że Preston wywalał mnie z mojej własnej grupy przez jakąś pieprzoną laskę.
CZYTASZ
The Falling Crown
Teen FictionBo mogli tylko patrzeć, jak ich korona rozbija się o bruk... W pracy mogą pojawić się wulgaryzmy, przemoc i opisy scen erotycznych. Praca wyróżniona w kategorii "Dla nastolatków" w konkursie literackim "Splątane nici", organizowanym przez @glnozyce