10. "Czemu mi to robisz?" 3/3

55 6 6
                                    

Zareagowałem instynktownie. Odsunąłem się od Johnson i złapałem ją za nadgarstek, sprintem puszczając się w dół alejki. Potknęła się i przeklęła kilka razy, na początku nie mogąc złapać mojego tempa, ale zaraz potem zrównała się ze mną i biegła przez paryskie ulice, nie patrząc w tył.

Mężczyzna na pewno nas nie gonił, ale mimo wszystko zatrzymaliśmy się dopiero kilka skrzyżowań dalej. Miałem miękkie nogi i nie wiedziałem, czy była to wina nieplanowanego maratonu, czy raczej tego, czemu miał on miejsce w pierwszej kolejności.

Alex obok mnie dyszała, z obawą patrząc za ramię na miejsce, skąd przed chwilą przybiegliśmy.

– Zgubiłem telefon – powiedziałem, macając się po kieszeniach spodni.

Drgnęła na to, zaskoczona. Chyba przez chwilę zapomniała, że byłem w pobliżu.

– Chcesz wrócić go poszukać? – zapytała, równocześnie unikając mojego wzroku tak bardzo, jak tylko się dało.

– Możemy – westchnąłem.

– Tylko idź wolno, chyba skręciłam kostkę – mruknęła, schylając się na chwilę, żeby ją pomasować.

Popatrzyłem na jej nogi i w sumie dzięki Bogu, że założyła dzisiaj trampki. Sprint w butach na obcasie po nierównym chodniku, kiedy była pijana i naćpana, na pewno skończyłby się dla niej tysiąc razy gorzej.

Nie odzywaliśmy się przez całą drogę powrotną. Oboje staraliśmy się udawać, że sytuacja sprzed kilku minut nigdy nie miała miejsca. Noc była chłodna i Johnson przy każdym podmuchu wiatru drżała z zimna, ale na moje spojrzenia zadzierała podbródek do góry i zaparcie udawała, że nic jej nie jest. Starała się też nie kuleć, a ja o to nie pytałem.

Telefon znalazłem na środku chodnika, zaledwie kilka stóp od klubu. Jakimś cudem nikt go nie zabrał, ale za to cały ekran się potłukł i nie reagował na dotyk. Schowałem go do kieszeni, mając zamiar martwić się tym dopiero rano.

– Zamówię nam Ubera – westchnęła Johnson, szturchając butem pozostałości szybki na chodniku. Zaraz potem niemal wcisnęła nos w swój smartfon, jakby chciała się za nim ukryć.

Nie musiałem pytać, czemu nie wraca do środka, było to całkiem oczywiste. Sam też nie miałem najmniejszej ochoty na dalsze imprezowanie.

– Daj mi numerek, odbiorę ci kurtkę – mruknąłem, na co z trudem wyciągnęła go z przedniej kieszonki obcisłych spodni i rzuciła w moją stronę.

Miałem wrażenie, że dzięki tej krótkiej przebieżce całkowicie wytrzeźwiałem, mimo że było to kompletnie nieprawdą. Adrenalina dalej buzowała mi w żyłach, a serce waliło o klatkę piersiową, jakby chciało z niego wyskoczyć. Czułem, jak wnętrzności podchodzą mi do gardła, kiedy zbliżyłem się do bramkarza i machnąłem mu przed oczami nadgarstkiem z opaską na ręce, ale on nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Nawet na mnie nie popatrzył, kiedy przesunął się, żeby wpuścić mnie do środka.

Szybko odebrałem nasze rzeczy, starając się ignorować zapach kurtki Johnson, który mimowolnie poczułem, kiedy szatniarz mi ją podawał. Nieważne jak daleko odsuwałem ją od siebie, te pieprzone przesłodzone perfumy nie chciały dać mi spokoju.

Ich właścicielka stała dalej w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłem. Uber nie zdążył przyjechać i zakładałem, że był to jedyny powód, przez który jeszcze tu była.

Kiedy oddałem jej kurtkę, przyjęła ją niezręcznie, przez chwilę miętoląc w rękach, zamiast założyć na siebie.

– Dalej cię nie lubię – powiedziała w końcu, unikając mojego wzroku.

The Falling CrownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz