9. "Bardziej kusząco brzmi moja ręka i mikser" 1/3

38 8 2
                                    


Miałam wcześniej napisaną długą notatkę, w której tłumaczyłam, czemu znowu wrzucam coś tak późno -- teraz wydaje się ona mało ważna. Zamiast niej napiszę krótko od serca: mam nadzieję, że nie przyjdzie nam mierzyć się z czymś, przed czym nikt nigdy nie powinien stanąć. Ściskam też kciuki za jak najmniej bolesny obrót spraw w aktualnych wydarzeniach. Trzymajcie się ciepło, ktokolwiek to przeczyta.
Rozdział publikuję, mając nadzieję, że pomoże odciągnąć trochę myśli od sytuacji, która dzieje się na naszych oczach. 
~Wasz Pilot

Blanc nie przesadziła Johnson daleko; siedziała po przeciwległej stronie, jedynie jedno miejsce przede mną, więc jeśli z jakiegoś niewiadomego powodu naszła mnie taka ochota, mogłem przypatrywać się, jak z obrzydliwie pozorowanym skupieniem czyta swoją książkę. Od czasu do czasu niby od niechcenia przekręcała głowę do tyłu, żeby na mnie zerknąć, a jeśli zdarzyło się, że nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały, robiła dziwną, zadowoloną z siebie minę.

Z tego wszystkiego chyba najbardziej denerwowało mnie to, że chociaż miała co robić. Ja tymczasem umierałem z nudów, po trzydziestu minutach zmęczony przeglądaniem biblioteki filmów. Siedzenie obok Garry'ego nie należało do najprzyjemniejszych, szczególnie że dalej był lekko obrażony za sytuację w kawiarni. Krótko po starcie wcisnął sobie słuchawki w uszy i wlepił wzrok w okno, kompletnie ignorując moją obecność. Zawsze mogłem spróbować poprosić go o coś do czytania, ale domyślałem się, jaka byłaby odpowiedź.

Przysięgam, że gdyby nie zostałby mi tak brutalnie odebrany, przeczytałbym nawet tego pieprzonego Greya. Zamiast tego mogłem jedynie bezsensownie wpatrywać się w ekran i przewijający się przez niego tandetny film akcji. Johnson doskonale wyczuwała mój nastrój, bo uśmiechała się pod nosem, kiedy znowu westchnąłem za głośno i po raz setny się poprawiłem.

Cały lot minął mi w miarę podobnie. Zdążyłem obejrzeć dwa potwornie nudne filmy, zanim stwierdziłem, że najlepszym sposobem na zabicie czasu będzie po prostu pójście spać.

Alex była mniej więcej w połowie książki, gdy w końcu udało mi się zasnąć. Kiedy natomiast się obudziłem, wytrącony ze snu komunikatem o lądowaniu, siedziała z jedną słuchawką w uchu i bazgrała coś w swoim szkicowniku. Kątem oka musiała zauważyć, że jej się przyglądam, bo posłała mi zarozumiały uśmiech i zatrzasnęła zeszyt.

– Ślinisz się przez sen – rzuciła, wychylając się do mnie przez korytarz.

Wykrzywiłem się do niej sztucznie.

Suka.

– Znowu mnie rysujesz? – zapytałem, nonszalancko podpierając się o podłokietnik.

Nie skomentowała, jedynie z rozbawieniem mrużąc na sekundę oczy. Zaraz potem grzecznie oparła się o swój fotel, upomniana przez stewardessę.

Byłem cholernie ciekawy, co robiła przez ten cały czas, kiedy spałem. Wiedziałem, że sama na pewno musiała się zdrzemnąć, lot był długi, ale Johnson nie wyglądała na osobę, która dużo sypia, więc na pewno nie trwało to długo. Zawsze mogłem spróbować jej się o to zapytać i była nawet szansa, że nie wyśmiałaby mnie od razu, ale nie byłem też na tyle odważny.

Zresztą, po tym jak trafiliśmy w końcu na miejsce, nie mogłem za bardzo co liczyć na próbę rozmowy z Alex. Bardzo szybko po prostu gdzieś zniknęła, czego dowiedziałem się od dziewczyny Garry'ego, niby od niechcenia siedzącej w naszym pokoju.

Tym razem musiałem znosić niechętne spojrzenia od niej, nawet się z nimi nie kryła. W sumie nie było to niczym zaskakującym, w końcu przyjaźniła się z Jess.

Nie dziwiłem się też, czemu Johnson tak szybko poszła się skończyć. Zaraz po przyjeździe, jeszcze w autobusie, kiedy ja starałem się namówić Garry'ego na pomysł wspólnego pokoju, Blanc wyszła na środek i monotonnym głosem, tak dobrze znanym mi z jej lekcji, zaczęła czytać „podziękowania" z kartki.

The Falling CrownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz