Pani Kaufman rzeczywiście lubiła mnie na tyle mocno, żebym mógł wyjść z kozy na trening. Miałem jedynie (w ramach odrobienia kary) rozwiązać listę stu zadań z trygonometrii i wystąpić jak najlepiej w następnym meczu. Naszym rywalem była szkoła, której nie udało się nam pokonać od sześciu lat, więc patrząc pod tym kątem, nasza matematyczka mogła tak naprawdę być fanką futbolu, nie mojej osoby.
Wood porwał mnie w ramiona i przy nas obiecał kupić pani Kaufman kolację, kiedy wytłumaczyłem mu, czemu jednak zjawiłem się na treningu. Był szczęśliwy jak nigdy i nawet nie wlepił mi dodatkowych pompek za wyśmianie Jeffersona, który przewrócił się o słupek.
Reszta zespołu zdążyła zacząć rozgrzewkę, zanim się przebrałem w strój i założyłem ochraniacze, więc musiałem nadgonić ich sam. Jako że większość naszego zespołu składała się z dzieciaków święcie przekonanych o własnej wyjątkowości, szybko nadrobiłem zaległości i mogłem zagrać w pierwszym sparingu treningowym.
Charakteryzowały się one tym, że były zazwyczaj mocno jednostronne. Nasza obrona posiadała jedynie dwóch porządnych graczy, a ofensywa miała ich aż pięciu, więc siłą rzeczy był to pogrom.
A przynajmniej zazwyczaj tak było, bo dzisiaj Jefferson postanowił dopasować się do poziomu reszty naszej drużyny.
Rzucił przynajmniej trzy przejęcia, prosto na ręce obrońców, i intencjonalnie nie podawał do mnie i do Iana, wybierając jedynie swoich kumpli. Nie umieli oni zbytnio łapać, więc bilans precyzji Pata wahał się w granicach dziesięciu procent.
Miarka się jednak przebrała, kiedy Jefferson wprost pokazał, co robi. Zgodnie z taktyką, przebiegłem swoje i stanąłem w polu, całkowicie bez krycia, bo obrońcy nauczyli się, że i tak nie dostanę piłki. Pat jednak zamiast wybrać mnie, rzucił piłkę do Tomphsona, który, oczywiście, nie złapał jej. Zrobił to za to Green, śmiejąc się z kumpla przez jego niezdarność.
– Co ty robisz, Jefferson – warknąłem, podchodząc do niego i ściągając kask. – Byłem czysty, czemu nie podałeś mi piłki.
– Zamknij się i graj – powiedział, stając naprzeciwko mnie i napinając wszystkie mięśnie. Chciał chyba wyglądać jak groźnie i władczo, ale dla mnie wyglądało to co najwyżej żałośnie. – Tutaj ja decyduję, gdzie rzucam.
– To decyduj, kurwa, lepiej. Jeśli masz zamiar tak grać, to gówno zrobimy w następnym meczu.
Pat nie odpowiedział mi, jedynie ściągnął wargi i odszedł, żeby ustawić się na swoim miejscu. Zachowywał się jak obrażony czterolatek.
Sam założyłem kask, ignorując powrzaskiwania trenera dotyczące tego, że po kolejnej kłótni ściągnie mnie z boiska.
– Zielony osiemnaście! – wykrzyczał Jefferson, więc przesunąłem się lekko w prawo. – Jazda!⁷
Ruszyłem do przodu, zgrabnie omijając jednego obrońcę. Wykonałem zwód ciałem, zmieniając kierunek biegu na lewo, w głąb pola, po czym spojrzałem w stronę Pata, oczekując rzutu w moją stronę.
Chłopak zwlekał z tym jak mógł. Rzucił do mnie dopiero wtedy, kiedy jeden z obrońców w końcu postanowił mnie pokryć.
Wyskoczyłem i próbowałem jeszcze uratować sytuację, ale jedyne co osiągnąłem, to ciężki upadek na trawę. Bez piłki.
– Przejęta! – krzyknął asystent trenera, robiący za sędziego.
– Kurwa mać – zaklnąłem, podnosząc się energicznie z ziemi. – Jebany kutas.
Pomachałem wysoko ręką, zwracając na siebie uwagę Jeffersona, po czym pokazałem mu środkowy palec. Odpowiedział mi gestem serca, złożonego z palców, po czym wysłał mi buziaka.
CZYTASZ
The Falling Crown
Ficção AdolescenteBo mogli tylko patrzeć, jak ich korona rozbija się o bruk... W pracy mogą pojawić się wulgaryzmy, przemoc i opisy scen erotycznych. Praca wyróżniona w kategorii "Dla nastolatków" w konkursie literackim "Splątane nici", organizowanym przez @glnozyce