14. "Mógłbym tak cały dzień, kochanie" 3/3

21 4 0
                                    

Szybko doszliśmy na miejsce. James nie dołączył się do przydługiej kolejki przy wejściu, ani nawet nie zaczepił ochroniarza. Zamiast tego zaprowadził nas do bocznej alejki, gdzie znajdowały się tylne drzwi do klubu, i zagadał z gościem, który palił tam papierosa. Minutę później byliśmy już w środku.

Wieczorami na dworze dalej było przyjemnie chłodnawo, dlatego gorąco w lokalu uderzyło mnie podwójnie – poczułem się, jakbym wszedł do sauny. Kiedy próbowałem przełknąć ślinę, okazało się, że moje gardło jest kompletnie suche.

Byton zaprowadził nas do sekcji VIP, gdzie czekał już na nas stolik i dwie butelki szampana w metalowym kuble z lodem. Chłopak porwał kartkę stojącą na stole i szybko przeczytał jej zawartość.

– To miłe ze strony Richarda – stwierdził, po czym zgniótł papier w ręce i wrzucił go do wiaderka. – Szampan na koszt firmy.

– Co mu, do cholery, zrobiłeś, żeby tak się ustawić? – zapytał ze śmiechem Pat, równocześnie otwierając pierwszą butelkę. Korek został mu w ręce.

– Nie chcesz wiedzieć – stwierdził James, na co parsknąłem pod nosem.

Byłem w fantastycznym humorze. Dawno nie czułem się tak dobrze, w mojej krwi wręcz płynęła czysta euforia. Miałem ochotę zamknąć oczy, szczerzyć się do siebie i kręcić w kółko jak idiota.

Czułem się całkowicie wolny. Stuknąłem się ze wszystkimi kieliszkiem szampana, wznosząc jakiś głupkowaty toast. Towarzystwo grupki Johnson nie tylko mi już kompletnie nie przeszkadzało, ale zacząłem cieszyć się z tego, że z nimi jestem. Nie opierałem się nawet kiedy James złapał mnie za nadgarstek, ciągnąc razem z Ianem na parkiet. Chciałem latać, więc co mógł zaszkodzić mi taniec?

Nawet nie wiem kiedy obok nas pojawili się Alex, El i Pat. Skakaliśmy, krzyczeliśmy do muzyki i wariowaliśmy, nie zważając na nic i nikogo.

Nigdy wcześniej nie bawiłem się tak fantastycznie, jak wtedy. Wydzierałem się z Jamesem, śpiewając znane nam piosenki, śmiałem się z Patem i Ianem, tańczyłem z dziewczynami. Nikogo nie dziwiło to, co robię, bo sami robili to samo; oficjalnie stałem się jednym z nich.

To wszystko miało też swoje negatywne strony. Im dłużej byłem na parkiecie, tym ciężej było mi ignorować Johnson, szczególnie, że byliśmy tak blisko siebie, co jakiś czas stykając się ze sobą, czy to ręką czy ciałem. Przyciągała mój wzrok jak magnes, nie potrafiłem go od niej oderwać, widząc, jak się uśmiecha, jak się wygłupia albo mówi coś z ożywieniem. Raz prawie przyciągnąłem ją do siebie, opamiętując się w ostatniej chwili.

– Idę usiąść na chwilę! – wydarłem się do Jamesa, który kiwnął głową, uśmiechając się przy tym tajemniczo. – Chcecie coś?

– Zamów tequilę! – odkrzyknął, wskazując kciukiem na Alex i Pata, wygłupiających się właśnie do muzyki. – Ich ulubiona!

Pokazałem mu okejkę i poszedłem do naszej loży. Kelnerka zjawiła się jak duch sekundę po tym, jak usiadłem. Pięć minut później na stoliku stały już dwie butelki tequili, sześć kieliszków, talerz pokrojonych w ćwiartki cytryn i szklanka whiskey z lodem dla mnie. Dla El zamówiłem też butelkę meksykańskiej coli.

Chwilę później reszta ekipy wróciła do stolika. Pat i Alex, śmiejąc się, przysiedli się do mnie, James i Ian naprzeciwko, a koło nich wtoczyła się El.

Jak na trzeźwą przyzwoitkę, była już wyjątkowo wstawiona. Trzymała się dobrze do czasu, aż James nie złapał jakiejś dziewczyny na parkiecie i nie zaczął wkładać jej języka do gardła, bezwstydnie przy tym ją obmacując. Wydawało mi się, że potem El znalazła sobie jakiegoś faceta, który postawił jej drinka, a następnie zrobił to też jego kolega i chyba były to zakazane Long Islands.

The Falling CrownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz