7. "Jeden zero, cukiereczku" 1/3

36 9 8
                                    

Krótka notatka odautorska: 
Ten rozdział napisany był jeszcze w kwietniu. Poprawiałam go ponad 4 miesiące, a mimo to dalej nie jestem z niego choć trochę zadowolona. Jestem aktualnie w najgorszym stadium nienawidzenia swojej twórczości jaki mnie spotkał, dlatego nie mam nerwów i siły pisać go od początku. Wrzucam tę wersję, bo w innym wypadku wątpię, że pojawiłoby się coś przez rok. Mam nadzieję, że nie jest tak aczytalny jak mi się wydaje i choć trochę Wam się spodoba. 
Rozdział 8 będzie jak przejdę kryzys i przestanę chcieć wyrzucić całe TFC do kosza (albo napiszę je na nowo).

Miłego czytania!


Muzyka w mediach:  Zella Day - Mustang Kids ft. Baby E

Gorąca do granic wytrzymałości woda spływała kaskadami na moją skórę, wyparzając każdy jej kawałek. Nakierowałem twarz w stronę słuchawki, zagryzając zęby z bólu, kiedy strumień wrzątku spłynął po moim czole i policzkach.

Sam nie wiedziałem ile czasu spędziłem pod prysznicem, starając się pozbyć z siebie całego brudu Long Pine. Przerwa świąteczna zaczynała się od jutra i każdy powoli szykował się do wyjazdu. Przynajmniej Garry już pojechał, zostawiając mnie samego z pustymi jeszcze torbami i większymi wyrzutami sumienia niż wcześniej. Przez te dwa tygodnie, odkąd powiedział wszystko Jess, nic w naszej relacji się nie zmieniło i agresywnie ignorowaliśmy się nawzajem, wkurzając tym Iana. W dodatku odmówiono mu zmiany pokoju, przez co przez większość czasu chodził przy mnie skwaszony, pokazując swoje niezadowolenie.

W końcu westchnąłem ciężko, zakręciłem wodę i wyszedłem na zimne kafelki, czując, że moja zaczerwieniona skóra ma już dość. Pod prysznicem spędziłem tyle czasu, że osiadła na lustrach para zaczęła się skraplać, powolnymi strużkami spływając po zmatowiałym lustrze. Rozmazałem ten cały żałosny spektakl przedramieniem, uwalniając swoje odbicie zza mgły, patrzące teraz na mnie oskarżycielskim spojrzeniem.

Nie ważne jak mocno oszukiwałem siebie, wszystko co mnie spotkało było moją winą. Johnson nie zmusiła mnie do zakładu z Ianem, Garry wprost dawał mi znać, że mam przestać bawić się dziewczynami albo go stracę. Gdybym nie był taki ślepy, może zauważyłbym wcześniej, że tym razem nie skończy się to dla mnie dobrze.

Zamknięty w swojej szczelnej bańce kłamstw nie byłem nawet w stanie zauważyć, że Jess, ta cicha, miła dziewczyna, którą uważałem za kolejną szarą myszkę bez kręgosłupa, jest tak naprawdę uwielbiana przez znaczną część szkoły, i to nie tylko kobiecą. Nie byłem pewny ile z tego było zasługą przynależności do bandy Johnson, ile znajomości ze mną, a ile jej naturalnego daru do zjednywania sobie ludzi. Wiadome było tylko jedno – wpadłem w dół, do którego sam wpuściłem wygłodniałe psy. Teraz już niemal połowa Long Pine darzyła mnie dosyć jawną niechęcią, dzięki Jess nagle przypominając sobie, że jakoś nigdy nie byłem zbyt miły.

Usłyszałem jak ktoś tłucze się w moim pokoju, na co przewróciłem oczami. Garry pewnie wrócił po jakiś zagubiony zeszyt, którego teraz nie potrafił znaleźć, wywracając zawartość swoich półek na drugą stronę. Zawsze kiedy wyjeżdżał, zapominał jakiejś niezmiernie dla niego ważnej pierdoły, żeby pięć minut przed przyjazdem jego transportu sobie o niej przypomnieć i w panice przeszukiwać cały pokój.

Nie spiesząc się, owinąłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki.

Na moim łóżku, wśród rozwalonej pościeli, siedziała Alex i kompletnie nie przejmując się pojęciem "cudza własność", przeglądała zawartość mojej szafki nocnej.

Słysząc dźwięk zamykanych drzwi od łazienki, podniosła głowę i zmierzyła mnie wzrokiem. Na chwilę jej wyraz twarzy się zmienił, jakby topniejąc, ale bardzo szybko wróciła do swojej poprzedniej, wściekłej miny.

The Falling CrownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz