Umówiłem się z Johnson o dziewiątej na parkingu koło Long Pine Dinner. Przez całą resztę naszego wypadu na plażę staraliśmy się nawzajem ignorować, co czasami skutkowało absurdalnymi sytuacjami, w których żadne z nas nie chciało ustąpić jako pierwsze. W pewnym momencie Byton miał już tego tak dość, że wcisnął się między naszą dwójkę i zaczął paplać do nas o jakichś totalnie niezrozumiałych rzeczach, jak chociażby jego absurdalnych pomysłach na biznes (restauracja drive-thru na morzu, do której musisz podpłynąć własną łódką i coś, co nazwał „frisbee-coke", które polegało na przytwierdzaniu woreczków z kokainą do plastikowej zabawki i rzucaniu jej przez granicę z Meksykiem).
Siedziałem w aucie już dobre piętnaście minut i zaczynałem się denerwować. Zdążyłem się przyzwyczaić, że spóźnianie się jest typową, intencjonalną zagrywką Johnson, ale nie miałem nawet pewności, czy łaskawie raczy się zjawić. W końcu jednak dobrze mi znany Mercedes wtoczył się na parking, a chwilę później jego właścicielka z gracją usiadła na miejscu pasażera i już mniej elegancko zatrzasnęła drzwi.
– Nie mam dużo czasu – oświadczyła na powitanie.
Zmierzyłem ją zdenerwowanym spojrzeniem, bo w końcu to ona się spóźniła.
Dalej miała na sobie spódniczkę i koszulę od mundurka, zamiast marynarki jednak narzuciła na siebie skórzaną wiatrówkę. Włosy spięła w niedbały wysoki kucyk, który, oczywiście, wcale nie wyglądał na niej niechlujnie.
– Jasne – powiedziałem w końcu, kiedy cisza między nami stała się nieznośna, po czym odpaliłem silnik.
Uniosła brwi, kiedy skierowałem auto w stronę wyjazdu z parkingu.
– Na to raczej się nie zgadzałam – powiedziała z lekkim wyrzutem, zamaskowanym za kpiną.
– Nie musisz się o nic martwić – burknąłem pod nosem. – Nawet cię nie dotknę.
To było zabezpieczenie dla mnie. Nie mogła znowu sobie pojechać, jeśli nie miała samochodu. Wykorzystywałem na to resztki benzyny w baku.
Przez chwilę jeszcze mi się przyglądała, po czym westchnęła ciężko i skręciła ciało, żeby zapiąć pasy. Coś zagrzechotało i wypadło z płytkiej kieszonki jej wiatrówki, lądując na dywaniku.
– Mówiłaś, że jesteś czysta – przypomniałem jej, kątem oka obserwując, jak niespiesznie podnosi pudełeczko z lekami i chowa do kurtki.
– To ziołowe tabletki na sen – powiedziała z lekkim rozbawieniem. – Ostatnio nie sypiam za dobrze.
Wydąłem wargi, powstrzymując się od komentarza. Starałem się całą uwagę skupić na pustej drodze przede mną, ale z tyłu głowy brzęczała mi myśl, że skoro miała je w kurtce, nie będzie spała dzisiaj w internacie. Z każdą kolejną sekundą, z którą nie mogłem się pozbyć tego z głowy, denerwowało mnie to coraz bardziej.
Alex w tym czasie zaczęła bez skrupułów grzebać w moich rzeczach. Rozgarnęła wciśnięte bez ładu paragony i wyciągnęła cukierka z wgłębienia na kubek.
– Zawsze tak grzebiesz ludziom po schowkach? – zapytałem mruknięciem, widząc, że Alex rozrywa papierek.
– Zdarza mi się – wyjaśniła zdawkowo, wrzucając cukierek do ust. – Mm, karmelowy.
Sposób, w jaki to powiedziała, sprawił, że odchrząknąłem niezręcznie, poprawiając się na fotelu.
– Mógł być stary. Albo to mogło być coś zupełnie innego.
Alex zaśmiała się w odpowiedzi i stuknęła cukierkiem o zęby, prowokacyjnie ssąc go jak najgłośniej.
– Jesteś irytująca – oświadczyłem kwaśno.
CZYTASZ
The Falling Crown
Novela JuvenilBo mogli tylko patrzeć, jak ich korona rozbija się o bruk... W pracy mogą pojawić się wulgaryzmy, przemoc i opisy scen erotycznych. Praca wyróżniona w kategorii "Dla nastolatków" w konkursie literackim "Splątane nici", organizowanym przez @glnozyce