-Dzień dobry moje drogie panie! - Krzyknęła wesoło Rozalia wchodząc z impetem do naszego pokoju. Drzwi uderzyły głośno w ścianę, a w odpowiedzi z naszych gardeł wydobył się głośny i cierpiętniczy jęk. Miałam takiego kaca, że huk pochodzący od drzwi można było przyrównać do wybuchu bomby atomowej w mojej czaszce.
-Nie zamknęłaś drzwi?! - Jęknęła Chani oskarżycielsko i zarzuciła poduszkę na twarz.
-Przepraszam - wystękałam z żałością i zaciągnęłam na siebie kołdrę aż po sam czubek głowy.
Roza zaśmiała się głośno i zabrała za odsłanianie okien. Kiedy już to zrobiła, jak dzika kocica znalazła swoją pierwszą nieświadomą ofiarę, w tej roli ja, i rzuciła się na nią, zrywając kołdrę jednym szybkim ruchem.
-Nie masz serca czy co?! - Krzyknęłam boleśnie i zaczęłam wyrywać jej okrycie, lecz w moim obecnym stanie nie wygrałabym zapasów nawet z noworodkiem. Czułam się jak wampir ze światłowstrętem, ledwo mogłam otworzyć opuchnięte powieki żeby zobaczyć świat dookoła.
-Jest już piętnasta, ile masz zamiar spać? - Zapytała ze śmiechem przyjaciółka, nie robiąc sobie nic z moich głośnych protestów. Kątem oka zobaczyłam moją współlokatorkę, która przycisnęła jeszcze mocniej poduszkę do głowy, jakby w obawie, że zaraz stanie się kolejną ofiarą białej pantery.
-Do końca świata i jeden dzień dłużej - odpowiedziałam i porzuciłam próbę odebrania jej kołdry. Idąc za przykładem Chani wsadziłam łeb pod poduszkę i zabezpieczyłam ją mocno ramionami. -Tak właściwie to mam zamiar zgnić w tym łóżku i nic ci do tego!
Widziałam w wyobraźni jak Roza przewraca oczami w geście dezaprobaty. Łóżko lekko ugięło się pod jej ciężarem, kiedy usiadła w okolicy mojej głowy. Tak jak zapowiedziałam, nie miałam zamiaru dzisiaj wyjść z tego łóżka. Czułam się jakbym jedną nogą już była w grobie, widziałam światło w tunelu, a na jego końcu Świętego Piotra. Bolała mnie praktycznie każda część ciała, nawet brwi. Możecie mi nie wierzyć, ale tak właśnie było.
- Śmierdzisz jak fabryka wódki - powiedziała białowłosa, a w jej głosie słyszałam wyraźne obrzydzenie, jakby musiała wstrzymywać powietrze siedząc obok mnie. - I co ty w ogóle masz na sobie?
-O co ci chodzi? - Jęknęłam po raz kolejny, mając już dość jej gadania. Jej głos brzęczał mi w głowie jak natrętna mucha, której nie da się odgonić żadnym sposobem. - Rozalia, słońce ty moje, kocham Cię najmocniej, ale zaraz mogę przestać, więc błagam Cię daj mi spać, bo dojdzie do rękoczynów.
Dziewczyna zupełnie zignorowała moje słowa i nachyliła się nade mną. Najpierw wciągnęła głęboko powietrze, a później pociągnęła mnie za kołnierz żeby lepiej zobaczyć to co miałam na sobie. Mój mózg był otępiony, więc zanim myśl przebiła się przez mgłę było już za późno.
-Masz na sobie męską kurtkę?! - Krzyknęła tak głośno, że jej głos wbił się w moją głowę z siłą młota pneumatycznego. I nagle cała mgła w moim mózgu zniknęła. Doznałam takiego olśnienia jakbym spojrzała w wybuchające słońce. Kurwa, kurwa mać. Kurtka Nataniela. Wróciłam do pokoju i zasnęłam mając ją na sobie. Dziewczyna była w takim szoku, że bez problemu wyrwałam jej kołdrę i przykryłam się nią cała. I tak było już za późno, ale tonący brzytwy się chwyta.
Chani zajęczała z łóżka obok i podniosła się do pozycji siedzącej. Włosy na jej głowie żyły swoim życiem i każdy sterczał w inną stronę. Cały makijaż był rozmazany, a oczy miała zaczerwienione, ale w przeciwieństwie do mnie przebrała się do piżamy. Rzuciła nienawistnym spojrzeniem w stronę Rozy, która nawet tego nie zauważyła, zbyt zajęta szarpaniem się ze mną o kawałek okrycia.
CZYTASZ
Troublemakers - [NATANIEL SŁODKI FLIRT]/[KASTIEL SŁODKI FLIRT]
JugendliteraturWaleria wraca do rodzinnego miasta na ostatni rok studiów i nie może doczekać się spotkania ze swoimi przyjaciółmi z dzieciństwa. W głębi serca wie, że chce spotkać się również z kimś jeszcze. Swoją nastoletnią miłością. Kiedy jednak dochodzi do ich...