24. Ukochana Lysandra

170 17 103
                                    

Obserwowałam zmieniający się za oknem krajobraz. Wysokie biurowce i blokowiska, ustępowały miejsca polom uprawnym i małym parterowym domkom, teraz praktycznie całkowicie obsypanym śniegiem. Odprężyłam się, kiedy tylko opuściliśmy miasto. Roza oraz Leo stawali na rzęsach, żeby mnie rozweselić i zmusić do rozmowy, ale ja nie miałam na to ochoty. Wiedziałam, że sprawiam im przykrość, ale nie mogłam wydusić z siebie nawet fałszywego uśmiechu. Popijałam kawę, która od wczoraj była jedynym co dostało się do mojego żołądka. Przez trawiącego mnie kaca i poczucie winy, nie byłam w stanie przełknąć chociażby gryza czegoś treściwszego. Ściskało mnie z nerwów w żołądku, a w głowie mi wirowało.

Droga na farmę Lysandra trwała dobre cztery godziny i nie dziwiłam się już, czemu tak rzadko się widywali. Trasa nie należała do przyjemnych, chociaż zdecydowanie była warta przebycia. Urocze, senne o tej godzinie miasteczko, sprawiało wrażenie żywcem wyjętego z jakiejś angielskiej powieści.

-Jesteśmy na miejscu - rzucił Leo, ale ja nie poruszyłam się z miejsca. Jak oczarowana obserwowałam mały domek przed sobą. Teraz pokryty był zimowym puchem, ale nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie, jak piękny musiał być wiosną czy latem. Nic dziwnego, że Lysander postanowił tutaj zamieszkać. Człowiek czuł się jak w przedsionku raju.

-Skarbie, słyszysz? - Roza odwróciła się do tyłu i spojrzała na mnie zaniepokojona. Ocknęłam się i odwróciłam w stronę przyjaciółki. Pokiwałam lekko głową.

-Przepraszam... po prostu... oh, nie sądziłam, że będzie tutaj tak pięknie - dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi na moje słowa.

-Poczekaj, aż zobaczysz resztę. To? To jest nic!

Nie musiała dłużej mnie przekonywać. Otworzyłam zamaszyście drzwi samochodu i wyskoczyłam z niego, zapadając się po kostki w śniegu. Uśmiechnęłam się lekko, brodząc w nim jak dziecko. Chwyciłam niewielką torbę, którą spakowałam na ten weekend i skierowałam się w stronę budynku, zostawiając przyjaciół w tyle. Szczerze mówiąc nie mogłam doczekać się spotkania z Lysandrem. Nie widzieliśmy się...

-Waleria! Jak dobrze Cię widzieć - rzucił chłopak, otwierając ciężkie drewniane drzwi wejściowe. - Ile myśmy się nie widzieli? Chyba od zakończenia liceum.

-Jeśli dobrze kojarzę to tak - odparłam, obejmując go ramionami, trochę nieporadnie bo przeszkadzała mi różowa torba. Odwzajemnił mój uścisk.

-Rany, ale się zmieniłaś - odsunął mnie od siebie na odległość ramion i obrzucił uważnym spojrzeniem od stóp do głów.

-I kto to mówi - od razu zauważyłam jego dłuższe białe włosy i luźną kremową koszulę. - Wyglądasz jak Pan Darcy z Dumy i Uprzedzenia. Sąsiadki muszą być zachwycone.

Na jego bladej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.

-Co tak stoicie?! - Krzyknęła w naszą stronę Rozalia, wyciągając z bagażnika kolejną dużą torbę. - Pomóżcie nam!

 -Zaczynam się martwić, że Rozalia postanowiła się tutaj przeprowadzić - burknął białowłosy i od razu ruszył w stronę brata oraz jego ukochanej.

-Lysander, samochód zakopał się w śniegu. Mieliście tu w nocy mocne opady? - Zagaił Leo, przyglądając się pojazdowi. Jego brat podrapał się po głowie. Wyglądał na zawstydzonego.

-Hm...nie... cóż, miałem odśnieżyć wczoraj, ale wypadło mi z głowy - uśmiechnął się przepraszająco.

Rozalia przewróciła oczami, ale ja uśmiechnęłam się. To zdecydowanie pasowało do Lysandra, którego pamiętałam z liceum. Zdaje się, że poza zostaniem pełnoetatowym farmerem, niewiele zmieniło się w jego życiu i sposobie bycia. Dalej chodził z głową  chmurach.

Troublemakers - [NATANIEL SŁODKI FLIRT]/[KASTIEL SŁODKI FLIRT]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz