4.

817 41 16
                                    

Marcel zdecydował się na podróż do Japonii razem z Cleo. Tak jak obiecał chciał jej towarzyszyć, poza tym był ciekawy jak wygląda to wszystko od strony garażu jednego z zespołów. Chociaż państwo Martinez od lat przyjaźnili się z różnymi osobami związanymi z drużyną Ferrari, to zdecydowali się na sponsorowanie nieco mniejszego team'u jakim był Williams.

- Gdzie obejrzymy wyścig? - Zapytał blondyn, gdy spokojnie szli sobie przez padok. Na ich szyjach zawisły VIP-owskie wejściówki i czuł się z tym zdecydowanie pewniej niż zazwyczaj ze zwykłym biletem.

Cleo rozglądała się zafascynowana dookoła, przyjaciel niemal widział jak jej mózg paruje od pomysłów na zdjęcia. Co chwile przykładała aparat do twarzy i robiła swoje.

- Williams będzie bezpieczny chyba - rzuciła od niechcenia wzruszając ramionami.

Zupełnie nie krępowała się ilością dziennikarzy i mediów dookoła. Nie czuła się również jak jedna z nich. Robiła zdjęcia, bo to lubiła. Miała inne spojrzenie na większość rzeczy, nie chciała udokumentować wyścigu - ona dokumentowała emocje.

- Patrz tam są wystawione bolidy! - Krzyknął Marcel i delikatnie pociągnął ją za rękę we wskazanym kierunku.

Przed garażami stały faktycznie wystawione maszyny i można było podejść do nich naprawdę blisko. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie i dała poprowadzić przyjacielowi. W jej głowie pojawiały się kolejne pomysły i naprawdę chciałaby zrealizować je wszystkie, ale była pewna, że to się nie uda na jednym wyścigu.

Zatrzymała się przy pierwszym zielonym bolidzie należącym do Astona Martina i zaczęła swoją pracę. Totalnie zatraciła się w tym co robiła. Nie zwracała uwagi na zgiełk panujący dookoła. Nie interesowało ją ktoś potknie się o jej nogę albo o nią całą, gdy kucała, żeby zmienić kąt. Nic nie miało znaczenia. Liczył się tylko aparat i to co było w obiektywie.

Marcel wytrzymał przy niej tylko chwilę, ale nie miała mu tego za złe. Gdzieś przez mgłę słyszała jak mówił, że idzie dalej. Wiedziała, że chłopak lubi zobaczyć wszystko i nacieszyć się tym, ile może.

- Złapiemy się - odpowiedziała mu i na odchodne zrobiła z dłoni telefon. To był ich znak, żeby czekać i czuwać przy urządzeniu.

Dopiero kiedy wyczerpała wszystkie możliwości z tego miejsca i pojazdu, ruszyła dalej. Niestety godzina wyścigu zbliżała się nieubłaganie, a ona nie dość, że zgubiła Marcela, to jeszcze na jej horyzoncie pojawił się ktoś inny.

Serce Cleo zabiło szybciej tylko po to, żeby zaraz zwolnić. Powietrze stało się ciężkie, a każdy oddech wymagał ogromnego wysiłku. W końcu zacisnęła pięści, poprawiła czapkę naciągając ją sobie nieco bardziej na oczy i ruszyła przed siebie.

Widziała czerwono-żółty kombinezon. Widziała ciemne roztrzepane włosy. Widziała te urocze dołeczki w polikach. I ten uśmiech, taki pewny, a jednocześnie niewinny. To był jej ulubiony. On był jej ulubioną osobą.

Jednak nie była na to gotowa, nie powinno go tu teraz być. Powinien wsiadać do bolidu albo być gdzieś w pobliżu. Ale on sobie szedł wśród tłumu, jak gdyby nigdy nic, jakby zaraz wcale nie miał jechać z zabójczą prędkością. On sobie podążał spacerkiem w tylko sobie znanym kierunku. Cleo nie chciała zwracać na sobie uwagi, dlatego czym prędzej go minęła i zupełnie przypadkiem ktoś popchnął ją w złym momencie. Wpadła na niego, ale ledwo to zauważył, bo równie szybko ruszyła dalej.

Nie zdawała sobie jednak sprawy, że chłopak w czerwonym kombinezonie patrzył, jak brunetka odchodzi.

>>>>>

Glassy Sky. |C.Leclerc|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz