21.

483 30 2
                                    

Chociaż rozmowa z Leclerc'iem przyniosła Cleo częściowo ulgę, bo powiedzenie swoich myśli właśnie tak działało, to nadal nie wiedziała co dalej. Grudzień to czas Świąt, spędzania czasu z rodziną i przyjaciółmi w miłej atmosferze. I na tym postanowiła się skupić. Charles trochę odpuścił i już nie pisał codziennie. Natomiast posiadał jakiś dar, żeby przypominać o sobie w momentach, kiedy Cleo pomyślała o nim. Święta zaczęła od krótkiego spotkania z Marcelem i jego rodzicami, natomiast na kolejne dni był zaplanowany wyjazd do rodziny. Trzy dni spędziła z dala od Monako, które na każdym kroku przypominało jej o kierowcy Ferrari. Skupiła się na rodzinie, zdjęciach i pozytywnych emocjach.

Martinez stwierdziła, że na zastanawianie się co dalej - przyjdzie czas później. A ten przyszedł wyjątkowo szybko, bo o ile po świętach spędziła kolejne dni w towarzystwie Marcela, to sylwester nie był taki łaskawy. Blondyn dostał zaproszenie od Isabelle na imprezę z jej znajomymi, a Cleo nie chciała się ani wpraszać, ani w ogóle iść na jakąkolwiek imprezę. Chciała... Zostać w domu? Nawet jej rodzice mieli plany, a ona nie. Rok jak każdy poprzedni - po prostu minął.

W sumie to był trochę inny. Sprawy skomplikowały się pod sam koniec. I wewnętrzny głos mówił jej, że powinna dać się ponieść, to głowa była przeciwna. Skoro zranił i zostawił raz, to może kolejny. Nie chciała więcej tak cierpieć. Ledwo zdążyła się pozbierać, więc wolała nie ryzykować ponownie.

Na ostatni dzień roku Charles miał zaplanowane spędzanie czasu głównie z rodziną. Dostali zaproszenie do Nicei na zjazd wszystkich możliwych Leclerc'ów razem z towarzystwem. Wiedząc, że Pierre nie miał i tak nic do roboty - zabrał go ze sobą. Z resztą wszyscy traktowali Francuza jak czwartego brata, więc nie było w tym nic dziwnego. Charles starał się jak mógł, żeby nie myśleć o Cleo, chciał dać jej czas i przestrzeń. Czuł, że właśnie tego potrzebowała. Chociaż miał wrażenie, że nadal jest tą małą, zagubioną dziewczynką, która nie ma swojego miejsca.

- Przestań tyle myśleć! - Gasly zajął miejsce obok niego. Widocznie znowu odpłynął i tylko Francuz to zauważył. W końcu było dużo ludzi, każdy zajęty sobą, chociaż raz nie był tym sławnym kierowcą, tylko bratem czy kuzynem.

- Nie mogę - Leclerc spojrzał na dłoń przyjaciela, gdzie spoczywała szklanka z drinkiem. - Ile ty już wypiłeś? - Dopiero teraz zauważył zamglone spojrzenie Gasly'ego.

- Za mało, żeby kuzynka Margo się mną zainteresowała - spojrzał tęsknię na blondynkę, a Charles zaśmiał się głośno.

- Przecież ona jest starsza i jest mężatką - dodał znacząco.

- Nie zmienia to faktu, że jest niezła - Pierre wzruszył ramionami i upił napoju ze szkła.

- Znalazłbyś sobie kogoś na stałe - Leclerc wywrócił oczami.

- Tak jak ty? - Odgryzł się Gasly i odszedł w kierunku pozostałych braci.

W jakim stanie by nie był, to Charles musiał przyznać mu rację. On już miał jedną wybrankę na stałe, ale nie była jego. A może była? Zawsze była... Tylko, że on nie był jej. Znając ją i wiedząc jaka jest, poszedł za karierą i pasją. A przecież mógł zabrać, utrzymać kontakt chociaż minimalny. Pokazać jej jak wygląda świat Formuły jeden.

Nie zrobił tego. Miała rację, zostawił ją, kiedy najbardziej go potrzebowała. Zawiódł.

- Charles? Pomożesz mi? - Z kuchni wyjrzała Pascale machając ręką na średniego syna. Widocznie nawet z daleka wyglądał na kogoś, kto potrzebuje zajęcia.

Kierowca Ferrari podniósł się z kanapy i zaczął przedzierać przez towarzystwo. Na twarzy przyjął przepraszający uśmiech, chociaż nie było mu do śmiechu, najważniejsze, że reszta się dobrze bawiła, a on nawet nie miał ochoty pić. Żałował, że nie ma tutaj Cleo.

- Mógłbyś wyjąć ciasto z pieca? - Zwróciła się kobieta, która ręce miała włożone w zmywanie. Brunet skinął głową i wykonał polecenie matki. - Dziękuję.

Kobieta wytarła dłonie i oparła się plecami o blat, Charles zajął jedno z wolnych miejsc. Dziwnym trafem zostali sami, a przed rodzicielką nie chciał uciekać.

- Powiesz mi co Cię gryzie? - Zapytała zakładając ręce na piersi, wpatrywała się w syna. Charles stwierdził, że była zupełnie inna niż Alice Martinez, nawet jeśli czegoś się domyślała, to świetnie to ukrywała.

- Nie wiem co robić - wzruszył ramionami. - Zgubiłem się.

- To lepiej się znajdź, a najlepiej to znajdź też - powiedziała zdecydowanie i odwróciła się do jeszcze ciepłego ciasta.

Charles nie wiedział co o tym myśleć i wcale długo nie musiał, bo rozdzwonił się jego telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię powodujące u niego ciarki. W głowie zaczęły przewijać się najróżniejsze scenariusze i bał się, że któryś z nich okaże się prawdziwy. Szybko ulotnił się z kuchni i wyszedł na podwórko, gdzie było zdecydowanie ciszej.

- Cleo? - Zapytał niepewnie.

- Może to błąd, że dzwonię do Ciebie o tej porze - jej głos był dość słaby i ewidentnie słowa zlewały się w jedno. - Że dzwonię. To błąd. - Charles usłyszał uderzenie, a głos dziewczyny na moment zniknął - Cholera! Głupi telefon.

- Cleo, coś się stało? - Zapytał ze strachem.

- Tak. Ty się stałeś, a ja popsułam się - jąknęła, a serce kierowcy zmiękło.

- Piłaś coś? - Zapytał delikatnie. Starał się zachować spokój i trzeźwy umysł. Nie chciał denerwować Cleo panikując, nie wiedział w jakim jest stanie, ani gdzie jest i co robi.

- A co Cię to tak nagle interesuje? To nie mój pierwszy raz! Byłam już pijana!

- Cleo, gdzie ty jesteś?

- A gdzie mogę być? Oczywiście, że pod tym cholernym niebem, które za godzinę? Dwie? Będzie trzaskało kolorami - zdecydowanie bełkotała i Leclerc'owi było coraz ciężej ją zrozumieć.

- Za dwie godziny - poprawił ją spokojnie. Również uniósł głowę do góry, żeby spojrzeć na to "cholerne niebo".

- To wszystko z twojego powodu... Powinieneś mnie naprawić - słyszał, jak brunetka ciągnie nosem, co mogło znaczy, że płakała - napraw mnie, proszę.

Charles nic nie odpowiedział, nie wiedział co miałby powiedzieć. Jak ma ją naprawić? Co zrobić? Nim zdążył cokolwiek powiedzieć połączenie zostało przerwane. Już nie słyszał jej głosu czy oddechu, w słuchawce zapadła głucha cisza, która ciążyła mu na sercu.

- Mała... - Kierowca spojrzał w niebo, jakby tam miał znaleźć wszystkie odpowiedzi. - Gdzie ty jesteś?

Cholerne niebo.

Leclerc wcisnął telefon do kieszeni i ruszył do domu, szybko znalazł się w kuchni. Zauważył, że ciasto było gotowe a Pascale teraz walczyła z dekorowaniem babeczek. Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Stwierdził, że jego mama nigdy się nie męczy, bo kto o dziesiątej wieczorem w sylwestra piecze babeczki? Tylko Pascale Leclerc była do tego zdolna.

- Muszę jechać - podszedł do kobiety i ucałował ją w policzek

- Co? Gdzie? - Kobieta była zdezorientowana, ale brudne ręce uniemożliwiły jej zatrzymanie syna, który już był przy wyjściu z pomieszczenia.

- Naprawić ją, zanim zacznie przeciekać - powiedział na biegu. - Przypilnuj proszę Pierre'a, żeby nie rozbił małżeństwa Margo.

- Ale...

- Wszystkiego najlepszego mamo!

Wiedział, że Pascale obserwuje, jak wychodził, dlatego dla poparcia swoich słów podszedł pożegnać się z przyjacielem jednocześnie odciągając go od swojej kuzynki. Gasly również zdziwił się jego decyzją. Francuz poznał Cleo i wiedział, że jest o co walczyć.

Jedyne miejsce pod "cholernym niebem", które przyszło Leclerc'owi do głowy, to ich dach. Po drodze przewinęły mu się czarne scenariusze, ale starał się odpędzać je jak najszybciej. Dopiero teraz uświadomił sobie, że tak naprawdę to jej nie zna. Znał - kiedyś. Teraz była już zupełnie inną osobą, kimś kto powstał po jego odejściu. Kiedyś powiedziałby, że nie ma opcji, żeby zrobiła sobie krzywdę. Teraz... Wcale nie był tego taki pewny.



Glassy Sky. |C.Leclerc|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz