20.

603 36 7
                                    

Charles Leclerc nie odpuszczał, nadal codziennie pisał do Cleo. Jednak nie dostał ani jednej odpowiedzi. Martwił się? Nie, wiedział, że dziewczyna jest cała i zdrowa. To, że postanowił wrócić do Monako wcale nie oznaczało mieszkania z rodziną, natomiast szybko znalazł lokum niedaleko. I chociaż bardzo chciał, to nie udało mu się wpaść „przypadkiem" na przyjaciółkę.

- Mówisz, że jak się nazywa ten chłopak? - Leclerc rzucił do przyjaciela, z którym siedzieli w jego mieszkaniu. Pogada za oknem nie rozpieszczała, dlatego nawet nie planowali się ruszać.

- Marcel Russo - Pierre wywrócił oczami, a Charles szybko wpisał coś na telefonie.

- Znowu go sprawdzasz? Oszalałeś... - Do salonu wszedł Arthur niosąc kawę.

- Może on coś wstawił - szepnął kierowca Ferrari nie odrywając spojrzenia od urządzenia.

- Nie sądzę - Gasly mruknął do siebie. W końcu opowiedział o chłopaku i od tamtej pory Charles co chwilę sprawdzał go w mediach. Francuz cieszył się, że jeszcze nie wydało się, że ma jego numer.

- Nie myślałeś, żeby po prostu się przejść i pogadać z ciocią Martinez? - Burknął młodszy Leclerc zajmując miejsce na fotelu.

- Chce dać jej czas - powiedział równocześnie starszy brat i Pierre przedrzeźniając go.

- Ta, byle nie za dużo - skomentował blondyn, a w jego starsi koledzy spojrzeli na niego zdziwieni. - No zanim znowu ci ucieknie, tym razem na dobre.

I w tym momencie Charles podjął decyzję, żeby zacząć działać.

>>>>>

Dłuższą chwilę stał przed ciemnymi drzwiami z numerem dwadzieścia cztery. Było już późno i zastanawiał się czy w ogóle wypada tu być. Ale on chciał tu być. Podjął decyzję i dzisiaj był ostateczny termin jej realizacji. Przynajmniej tak sobie postanowił. Niepewnie uderzył pięścią.

Cisza dudniła mu w uszach, a kiedy nic się nie zadziało powtórzył czynność, tylko trochę głośniej i bardziej zdecydowanie. I tym razem już usłyszał przekręcany zamek, a jego serce na moment przestało bić. W progu stała kobieta w ciemnych włosach i z delikatnym uśmiechem.

- Długo ci zeszło - zaśmiała się pod nosem.

- Za długo, za długo - Charles pokręcił głową i również się uśmiechnął. Ciocia Alice Martinez zawsze czytała z niego jak z otwartej książki. Nie umiał niczego przed nią ukryć, nawet jego własna mama nie była tak dobra w tą grę. - Czy...?

Kobieta zniknęła za drzwiami zanim zdążył dokończyć, jednak równie szybko się pojawiła z czymś w ręce.

- Miałam iść zanieść jej płaszcz - machnęła materiałem. - Mógłbyś? - Puściła mu oko, a na twarzy kierowcy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. - Dziękuję!

I drzwi się zamknęły. Leclerc śmiał się w duchu z siebie, z tej sytuacji i z Alice. Nigdy i nigdzie nie znajdzie się druga taka osoba, za to właśnie uwielbiał tą rodzinę. Biegiem ruszył na najwyższe piętro, żeby potem wejść jeszcze wyżej. Drzwi na dach były z pozoru zamknięte, ale przy samym progu leżał niewielki kamień. Sami go tu przynieśli, bo bardzo łatwo było się zatrzasnąć. Oczywiście, to Alice musiała ich ratować te kilka razy.

Charles pchnął drzwi, które skrzypnęły znacząco, ale dziewczyna stojąca przy murku nawet nie drgnęła.

- Wiedziałem, że tu będziesz - powiedział cicho i podszedł bliżej.

- Charlotte też wie? - Rzuciła z przekąsem Cleo nie odrywając wzroku od widoku przed nimi. Chłopak stanął obok wcześniej zarzucając jej płaszcz na ramiona.

- Auć, zasłużyłem na tą szpileczkę.

W morzu odbijał się księżyc i gwiazdy, a w ich stronę dmuchał zimny wiatr. Było już po dziesiątej i mieli grudzień, a Charles zastanawiał się, ile już tak tu stoi.

- Ja... - Zaczął niepewnie kierowca.

- Co teraz? Znowu mnie przeprosisz? Czy pojawi się twoja była? Obecna? Czy coś się zmieni? - Cleo wyrzucała przed siebie pytania, zupełnie jakby jego nie było obok. - Nie wiem co się ze mną dzieje... Czemu każde twoje słowo mnie tak boli? I dlaczego nie umiem bez ciebie normalnie żyć?

Ostatnie pytanie wypowiedziała szeptem i spuściła głowę. Charles miał rację, że ją niszczy, chciał ją chronić. Ale jak chronić ją przed samym sobą?

- Nie wiem... Naprawdę. Chociaż co do tego ostatniego, to też nie umiem.

Teraz oboje patrzyli przed siebie, ramię w ramię. Pogrążyli się w swoich myślach, spadając w otchłań swoich umysłów. I chociaż drugie nie wiedziało co myśli to pierwsze, to błądzili po tych samych pytaniach.

- Pamiętam dzień, kiedy podjąłem decyzję, że odetnę się od ciebie, żebyś nie cierpiała w tym świecie - Cleo w końcu na niego spojrzała, a w jej oczach zaświeciły łzy. - Z czasem uświadomiłem sobie, żeby byłaś moim małym światełkiem w tunelu, ciągnęłaś mnie do siebie, pchałaś do przodu. Jednak zanim zgasłaś, to w tym świetle stanęła Charlotte - kierowca zrobił przerwę. - Nie była w stanie go utrzymać, ono gasło. Zajęło to lata. Jednak gdzieś miałem tą małą iskierkę...

- Ale poeta - skomentowała pod nosem brunetka.

- Wróciłaś i wszystko nabrało sensu - spojrzał w jej stronę. Cleo pomimo ciemności dostrzegła mokry ślad na jego policzku. - Wróciłaś zanim zacząłem przeciekać. Nie poradzę sobie bez ciebie...

- Może ty nie przeciekałeś - Martinez ze łzami w oczach pokręciła głową. Zaśmiała się cicho, zupełnie bez wesołości. - Ja nie tylko pękłam, ale roztrzaskałam się na kawałki! - Machnęła ręką jakby to miała lepiej pokazać jej stan. - Tak drobne, że nie było co zbierać - dodała już ciszej.

Dziewczyna odchyliła głową i patrzyła w niebo nad nimi. To szklane niebo, które zawsze było pęknięte. Nabrała powietrza i ponownie spojrzała na chłopaka, który uważnie ją obserwował.

- Potrzebowałam Cię - powiedziała stanowczo. – Charles, nie było cię, gdy naprawdę tego potrzebowałam. Byłam nastolatką, która nie miała przyjaciół, której nie miał kto nauczyć tańczyć, która nie umiała nawiązywać znajomości. Potrzebowałam starszego kolegi, żeby pokazałby mi co i jak. Ale Ciebie nie było... - Po tylu latach Cleo wyrzuciła z siebie wszystko co leżało jej na sercu i poczuła najzwyczajniej ulgę. - Chciałam żebyś był obok, żebyś mnie wspierał i pocieszał, kiedy trzeba.

- A Marcel? - Zapytał z nadzieją Leclerc. Nigdy nie myślał o tym w ten sposób, tak bardzo chciał się od niej odciąć. Przecież ją znał, wiedział że ma problemy w kontaktach z ludźmi, a i tak ją zostawił.

- Marcel to nie ty! - Uniosła się, ale równie szybko uspokoiła - Jasne, że był... Ale nie był tobą - dodała smutno.

Oboje stali na dachu. To było ich miejsce. Ich chwila. Ich żale i potrzeby. Ich braki. Byli tylko oni, nie wyścig czy prasa ani praca czy rodzina. Tutaj liczyli się tylko oni.

Była Cleo Martinez. Złamana dziewczyna, która od lat nie może się pozbierać. Brnie w coś niepewnego i nieprzewidywalnego, coś co rani ją na każdym kroku, ale od czego jest uzależniona.

Był Charles Leclerc. Kierowca Formuły Jeden, który chce kiedyś zdobyć mistrzostwo. Chłopak, który zniszczył życie dziewczynie, bez której sobie nie da rady. On, który nie wie co robić, żeby poskładać swoje i jej życie w całość.

I było nad nimi niebo. Popękane i szklane. Jedyny świadek, który wiedział wszystko, czego oni nie potrafili sobie powiedzieć wprost.


*******************

Jakoś lubię ten fragment
Trzymajcie się, Słoneczka ;*

Glassy Sky. |C.Leclerc|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz