22.

567 38 2
                                        

Charles biegł schodami na sama górę i mógł powiedzieć, że poczuł ulgę widząc uchylone i zastawione drzwi. Nigdy nie rozumiał co takiego było na tym dachu, że tak bardzo lubili tutaj siedzieć. Przecież to był tylko beton, z którego widać morze. W Monako było pełno miejsc z których widok był dużo ładniejszy, a oni nadal woleli siedzieć tu.

Tym razem widać było światła miasta, chociaż niebo było czarne. Cleo leżała na ziemi, obok niej stały dwie butelki po szampanie - jedna pusta, a druga w połowie opróżniona. Brunetka miała zamknięte oczy, ale oddychała równomiernie, co uspokoiło kierowcę. Najciszej jak potrafił położył się obok niej.

- O czym myślisz Cleo? - Zapytał szeptem, nie otworzyła oczu, nawet na niego nie spojrzała. Jak bardzo była pijana?

- Chciałabym, żeby tu był - jej głos był cichy, ledwo wychwycił słowa. - I żeby to nie bolało.

- Jestem tu - Charles uśmiechnął się minimalnie i dotknął jej dłoni. Odwróciła głowę w jego stronę i dopiero teraz otworzyła oczy.

- Nie powinno Cię tu być - szepnęła łamiącym się głosem. - Powinieneś świętować z przyjaciółmi i rodziną - po jej policzku spłynęła łza. Emocje wzięły górę, co oznaczało, że jest bardzo pijana i zagubiona.

- Czyli jestem w dobrym miejscu - Leclerc zdecydowanie splótł jej palce ze swoimi. Martinez była zdziwiona i rozdarta. Chciała, żeby tu był, żeby z nią spędził ten koniec roku. Jednak, jeśli to znowu miała być tylko chwila, jeden wieczór, a potem cierpienie, to wolała, żeby go nie było.

Dotyk jego dłoni był przyjemny, sprawił, że nie czuła zimna. Jednak nie mogła sobie na to pozwolić... Poderwała się chwiejnym krokiem wyrywając dłoń z uścisku. W drugiej szybko znalazła się butelka z szampanem, z którego upiła kilka sporych łyków. Charles usiadł i obserwował, co teraz zrobi dziewczyna, jednak nie spodziewał się takiej reakcji. Cleo zaczęła mamrotać coś pod nosem, machała rękami i chodziła w kółko, zupełnie jakby prowadziła poważną dyskusję z samą sobą. W końcu zatrzymała się i zaczęła tupać nogami w miejscu krzycząc przez zaciśnięte zęby.

- Chodź - Leclerc poderwał się z miejsca i chwycił ją za rękę, żeby poprowadzić do murku na krawędzi dachu. Ucieszył się, że nie stawiała oporu. Patrzyła na niego szerokimi oczami, drugą ręką wycierając łzy.

- Krzycz Cleo - brunetka spojrzała na niego zdziwiona. - Krzycz aż poczujesz się lepiej - dodał uśmiechając się delikatnie.

Martinez przez dłuższą chwilę mu się przyglądała, ale gdy zrozumiała, że mówił całkiem poważnie, to zaparła się rękami o krawędź ogrodzenia i zaczęła krzyczeć. Charles usłyszał w jej głosie wszystko, od radości przez obojętność do smutku.

- Krzycz Mała, o tym co kochasz, o tym czego nienawidzisz - powtórzył cicho, chociaż wiedział, że i tak go usłyszała. Przyjął podobną pozycję i stwierdził, że jemu też dobrze zrobi takie oczyszczenie. Tym sposobem Monako w sylwestra usłyszało dwójkę przyjaciół na dachu krzyczących z całych sił. Zgubionych w swoich myślach i uczuciach.

- Kocham czekoladę!

- Nienawidzę przegrywać!

- Nie chce więcej cierpieć!

- Chce być szczęśliwy!

Na te ostatnie słowa Cleo przestała i spojrzała na przyjaciela. Miał zamknięte oczy i skupiał się na kolejnych wyznaniach. Nikt nie zwracał na nich uwagi, większość ludzi gdzieś się bawiła albo zwyczajnie spała. Brunetka zamknęła oczy, równo z jej kolejnym krzykiem rozległy się pierwsze wystrzały fajerwerków.

- Chce, żeby on był szczęśliwy!

- Chce ją naprawić!

Martinez spojrzała na kierowcę i ją olśniło. Zależało jej na nim, chciała być jego wsparciem i światełkiem, które rozjaśni dzień. Mogła być motywacją i stać za nim murem, jeśli tylko jej na to pozwoli. Zmienił się od kiedy ją zostawił, urósł i nabrał mięśni, ale to były zmiany fizyczne. Najwięcej zmieniło mu się w oczach, wydoroślał i wiedział czego chce. Chociaż w uczuciach często był rozdarty, to jednak był świadomy do czego dąży.

- Chcę, żebyś była szczęśliwa. Żebyś nie cierpiała przeze mnie i była częścią mojego świata - powiedział już normalnie w jej stronę. Dobierał słowa dokładnie i ostrożnie, a każde z nich było szczere.

- Nie chce już cierpieć... - Szepnęła Cleo i pozwoliła łzom lecieć po policzkach. Charles nie myśląc długo chwycił ja w ramiona i z całej siły przytulił.

- Nie będziesz... Obiecuje - na chwilę odsunął ją od siebie i nie puszczając ramion złożył pocałunek na czole. Było to jak przypieczętowanie obietnicy, która ściągała z serca Cleo ogromny ciężar. - Nie zostawię Cię już nigdy więcej.

>>>>>>

Nowy rok miał przynieść za sobą zmiany. Duże i małe, ale Cleo przede wszystkim chciała zostawić wyścigi. W sylwestra zmieniło się wszystko, a właściwie to Charles zmienił jej główne postanowienie. Nie musiała długo czekać, bo już trzeciego stycznia zadzwonił do niej Mattia, żeby została prywatnym fotografem Leclerc'a. Martinez była prawie pewna, że Monakijczyk to zorganizował.

Obiecał i słowa chciał dotrzymać.

Czy była szczęśliwa wizją tej pracy? Tak, ale... No właśnie. Czy to miało sens? A co, jeśli wróci Charlotte? Co, jeśli pokłóci się z Charles'em? Jak zareaguje Marcel? Przecież teraz będzie w domu jeszcze mniej. Czy nadal będzie jeździł z nią na wyścigi? A rodzice? Przecież zawsze współpracowali z Williamsem, a ona idzie do Ferrari.

Za każdym razem wpadała w czarną dziurę swoich myśli. Nie miała czego się złapać ani na czym zaczepić. Owszem zgodziła się na pracę, ale jeszcze mogła się wycofać. Chciała z kimś porozmawiać, tylko z kim? Co by się nie działo, zawsze mogła liczyć na Russo, nawet jeśli sytuacja po części dotyczyła jego.

- Nie rozumiem czemu się martwisz - zaczął blondyn. Siedzieli na jednej z kamienistych plaż i wrzucali do wody co popadnie. Był styczeń, więc ludzi było teraz naprawdę niewiele. - Będziesz robiła zdjęcia?

- Tak - Cleo rzuciła kamień do wody z głośnym pluskiem.

- Będziesz jeździła na wyścigi?

- Tak - kolejny poleciał.

- Będziesz miała obok Charles'a?

- Tak.

- To w czym problem? - Zdziwił się Marcel i uważnie spojrzał na przyjaciółkę. Widział, że coś ją martwi, ale nie rozumiał co to mogło być. Przecież będzie robiła to co do tej pory, z czego zawsze czerpała radość, a w dodatku będzie to jej praca. Czego chcieć więcej?

- Co będzie z nami? Z rodzicami? - Szepnęła smutno i rzuciła kolejnym kamieniem.

- Przecież nic się nie zmieni - zaśmiał się pod nosem i objął brunetkę ramieniem przyciągając bliżej siebie. - Będziesz mi załatwiać wejściówki na niektóre wyścigi, a rodzice zawsze cię będą wspierać. Poza tym, Leclerc też jest z Monako, będzie przyjeżdżał w przerwach do swojej rodziny, czyli będziesz przyjeżdżać z nim. To proste - uśmiechnął się szeroko.

Miał rację i Cleo to wiedziała. Na jej twarzy pojawił się najszczerszy uśmiech z ostatnich dni i chociaż blondyn go nie widział, to czuł, że teraz wszystko zacznie się układać i jego przyjaciółka w końcu będzie szczęśliwa.

W głowie Martinez pojawiła się tylko jedna myśl.

Czas zacząć żyć.

Glassy Sky. |C.Leclerc|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz