6.

815 40 14
                                    

Cleo Martinez wpadła do mieszkania, gdzie już czekał na nią Marcel. Dzwoniła do niego chwilę wcześniej i mieli się jakoś zejść razem właśnie u niej. Wyszło jak zawsze, czyli to ona się spóźniła.

- Spokojnie, nie pali się - skomentował widząc jak zmachana stoi w progu i próbuje złapać oddech.

- Ja... Cholera...

Cleo opadła na podłogę i naprawdę nie mogła złapać oddechu. Zaczęła ściągać buty śmiejąc się ze swojego położenia. Nad nią stał blondwłosy chłopak i cały czas się uśmiechał, bo też bawiła go ta sytuacja. Zamknął drzwi wejściowe i skierował się do kuchni po wodę dla przyjaciółki. To było mieszkanie, które dzieliła z rodzicami, ale bywał tu tak często, że czuł się jak u siebie, zwłaszcza gdy państwa Martínez nie było.

Dziewczyna doczołgała się jakoś do kanapy, na której siedziało się zdecydowanie wygodniej niż na podłodze w korytarzu.

- Dziękuję - szepnęła i opróżniła szklankę na raz.

- To naprawdę musi być coś ważnego, skoro tak pędziłaś - Marcel skomentował ze śmiechem i napełnił naczynie ponownie. Cleo wypiła wszystko, tym razem już spokojniej.

- Wiesz, że zgłaszają się czasami firmy, które chcą odkupić jakieś jedno zdjęcie? - Zapytała siląc się na neutralny ton, chociaż z trudem powstrzymywała uśmiech.

- Wiem, a Ty czasami rzucasz zaporowe ceny, żeby ich spławić, a oni się zgadzają - zaśmiał się pod nosem, siedział na kanapie bokiem, żeby wyraźnie widzieć brunetkę.

- Szczegóły - machnęła ręką i upiła łyk wody. - Chodzi o to, że po ostatniej serii z wyścigu odezwała się do mnie Puma - Cleo zrobiła wielkie oczy podkreślając nazwę firmy. - I powiedzieli, że odkupią te zdjęcia i chcieliby, żebym zrobiła jeszcze kilka, bo chcą wypuścić serię ubrań związanych z Formułą Jeden - brunetka z każdym słowem piszczała coraz bardziej z czego Marcel zaczął się śmiać.

- To świetna wiadomość! - Rozłożył ręce, a przyjaciółka wpadła w jego ramiona przytulając się z całej siły. - Bardzo się cieszę!

- Pojedziesz ze mną, prawda? - Zapytała z nadzieją i dodała widząc zmieszanie na twarzy przyjaciela - na następny wyścig?

- Będę jeździł, jak tylko będę mógł - Russo uśmiechnął się delikatnie.

Nie chciał nadwyrężać hojności przyjaciółki ani cierpliwości rodziców czy prowadzących na zajęciach. Przecież musi być tutaj, żeby skończyć studia, ale jednocześnie nie chciał jej zawieźć.

- To pakuj się, bo lecimy do Stanów!

>>>>>

Pierre nie powinien być na torze tak wcześnie, zazwyczaj kierowcy przyjeżdżali później, żeby media były w stanie ich złapać. Oczywiście nie wszyscy się do tego stosowali, tak jak on tym razem. Gasly miał nadzieję, ba! Nie tylko nadzieję, miał plan. Nie chciał czekać do końca weekendu, żeby porozmawiać z dziewczyną, chciał ją złapać wcześniej. Liczył, że tym razem też będzie miała wejściówki VIP i będzie miał tyle szczęścia co Charles, żeby na nią wpaść.

O wilku mowa...

Kierowca Ferrari właśnie szedł szybkim krokiem z zaciętą miną w stronę wejścia do padoku. Francuz spojrzał na przyjaciela, ale ten minął go bez słowa. I cały plan poszedł się bujać. Pierre od razu wiedział, że coś się stało i nie może tego zostawić.

Cholera.

- Charles! - Gasly krzyknął za brunetem i ruszył biegiem. Musiał odłożyć spotkanie z tajemniczą fanką, w końcu przyjaźń ponad wszystko. - Zaczekaj!

- Co? - Leclerc odwrócił się w momencie, gdy Pierre złapał go za rękę.

- Co się dzieje? - Przyjaciele ruszyli razem w stronę czerwonej siedziby.

- Nic. - Charles nadal na niego nie spojrzał, co tylko utwierdziło Francuza w przekonaniu, że coś jest nie tak. Zagrodził mu dalszą drogę i założył ręce na piersi.

- Gadaj - rozkazał.

- Serio to nic - ton Charles'a był szorstki i zniechęcał do dalszej rozmowy. Pewnie zadziałałby na każdego, ale nie na Gasly'ego. W dodatku unikał kontaktu wzrokowego, co było kolejnym potwierdzeniem, że coś nie gra.

- Jak się ogarniesz to wiesz, gdzie mnie szukać - westchnął zły i zaczął iść w swoją stronę. - A gdzie Charlotte? - Rzucił jeszcze na odchodne, chciał wybadać czy to z nią jest związany humor przyjaciela.

Nie wiedzieć skąd pojawił się George Russell w świetnym humorze, co było widać już z daleka.

- Szukasz swojej fanki? - Zaśmiał się mijając Pierre'a, nie czekając na odpowiedź zrównał się z Charles'em i zwrócił się do niego - a jak twoja fanka? Gdzie Charlotte? - Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu szatynki, ale na próżno. Zatrzymał się obok Leclerc'a i czekał na odpowiedź. Monakijczyk zacisnął pięści i szczękę, co nie uszło uwadze Gasly'ego.

- Wiedziałem, że coś nie gra! - Krzyknął oskarżycielsko Francuz, a pozostali spojrzeli na niego zdziwieni.

- Nie wiem, gdzie jest, ale już raczej mi nie kibicuje - Charles wzruszył ramionami i odszedł.

Pierre znał ten stan i wiedział, że nic z niego teraz nie wyciągnie. Podziękował i zbił piątkę z George'em, każdy z nich rozszedł się w swoją stronę. Postanowił, że w wolnej chwili zajrzy do Ferrari, żeby porozmawiać z Monakijczykiem. Tymczasem padok zaczął się zapełniać i wiedział, że jego szanse na wypatrzenie brunetki maleją. Zaraz będzie musiał udać się do garażu, a wtedy w ogóle nie znajdzie chwili dla siebie.

Kiedy zrezygnowany ruszył w kierunku biało-granatowego budynku, trącił nadzieję i przestawał wierzyć w swoje szczęście, zobaczył ją. Widział daszek czerwonej zniszczonej czapki Ferrari, długie brązowe włosy, które pod nią wystawały. Obok poznał wysokiego chłopaka o jasnych włosach, którego widział również we Włoszech. Szli dość wolno, a dziewczyna co jakiś czas się zatrzymywała, on natomiast rozglądał się dookoła, jakby chciał ją asekurować przed przypadkowym zderzeniem.

Gasly przyspieszył kroku i złapał ją za ramię, stanęli twarzą w twarz. Patrzyła na niego zdziwiona, po czym zaczęła się rozglądać dookoła, na kamery i aparaty zwrócone prosto na nich.

- Wiedziałem, że tu będziesz - powiedział spokojnie i cicho Pierre. Analizował jej twarz, nie mógł się nadziwić jak bardzo się zmieniła. Chociaż patrząc na niego wydawała się smutna i przygnębiona, a przecież zapamiętał ją jako wesołą i zawsze uśmiechniętą. Co musiało się stać, że jest tak przybita.

- Pierre - szepnęła spuszczając wzrok. Wyciągnęła rękę z uścisku i ponownie spojrzała mu w oczy. - Nie mów mu, proszę.

- Czemu? Nie rozumiem... - Zaczął nerwowo, ale szybko mu przerwano. Niska starsza kobieta pojawiała się znikąd i chciała pociągnąć Francuza za sobą.

- Pierre, musisz iść... - Kierowca ją zignorował, cała jego uwaga była skupiona na brązowych oczach.

- Znajdź mnie jutro po treningach, proszę - szepnął smutno i szczerze, a jednak głosem pełnym nadziei. Skinęła głową, ale więcej się nie odezwała.

- Pierre chodź. - Kobieta ponowiła swoją próbę bardziej zdecydowanym tonem i tym razem jej się udało.

Odeszli już kawałek, ale Martinez udało się usłyszeć ostatnie zdania wymieniane między kierowcą, a pracownicą.

- Nie możesz tak sobie rozmawiać z byle kim... - Powiedziała z pretensją kobieta, a Pierre ze złości aż się zatrzymał i warknął przez zaciśnięte zęby.

- Ona nie jest byle kim!

Cleo uśmiechnęła się pod nosem, bo kompletnie nic się nie zmienił.

*************************
Szczęśliwego nowego roku! ;*

Glassy Sky. |C.Leclerc|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz