5.

757 36 10
                                    

- Marcel, pójdziemy na trybuny? - Cleo zapytała z nadzieją.

Williams miał niewielu gości w garażu, dlatego nie bardzo mieli, jak się ukryć. Ale Koniec końców i tak nikt nie zwracał na nich specjalnie uwagi. Ludzie zobaczyli nazwisko Martinez na plakietce i usuwali się z drogi. Przyjaciele zapytali kogoś, gdzie mogą stanąć, żeby nie przeszkadzać i tego miejsca trzymali się przez cały wyścig. Później tej samej kobiecie podziękowali i poszli się przejść za tłumem, czyli wszystko przebiegło spokojnie i bezboleśnie.

Brunetka mimo wszystko lubiła ten moment. To była taka tradycja, że po dekoracji fani mogli wejść na tor i przejść całą jego długość. Dało się poczuć wtedy prawdziwe oddanie dla tego sportu i kierowców, niektórzy fani nawet zbierali kawałki opon. To było trochę dziwne, ale kto powiedział, że fani Formuły Jeden są normalni.

- Jasne - chłopak uśmiechnął się i objął Cleo ramieniem. Razem ruszyli na puste trybuny, w końcu całe przedstawienie już się skończyło, a większość zainteresowanych czekała teraz przy wyjściu z padoku, żeby spotkać swoich idoli.

Dwójka przyjaciół usiadła na jednej z ławek i podziwiali, jak wszystko cichnie. Ludzi było coraz mniej, kurz opadał, zgiełk malał, wszystko ogarniał spokój.

- Jak się czujesz? - Zapytał delikatnie Russo, nie chciał zdenerwować przyjaciółki. Wiedział, że czasami wystarczy jedno nieodpowiednie słowo, żeby wyprowadzić ją z równowagi.

- Dobrze, naprawdę dobrze - posłała w jego stronę uśmiech. Cleo miała w głowie wszystkie zdjęcia, które udało jej się zrobić i dużo więcej tych które dopiero chciała zrobić. - Chociaż go dzisiaj widziałam - dodała już smutniej. Marcel przysunął się bliżej, żeby brunetka czuła jego obecność. - I to trochę zabolało.

- Powrót do przeszłości zawsze boli - szepnął blondyn i delikatnie ujął dłoń przyjaciółki.

Nie musieli więcej mówić, nie chciał na nią naciskać, a nawet nie wiedział o kogo chodzi. Mógł się domyślać tylko, że był to ktoś z Ferrari, jej czerwona czapka właśnie tego zespołu była już mocno zniszczona, a i tak nie rozstawała się z nią praktycznie nigdy.

- Czemu nie mogę przestać tęsknić? - Zapytała smutno - czemu to nie chce minąć? Przez tyle lat, a boli cały czas tak samo - głos Cleo był pełen cierpienia i to sprawiło, że Marcel pierwszy raz poczuł się z tym naprawdę źle. Robił wszystko byle tylko dziewczyna czuła się dobrze, ale to nie wystarczało.

- Bo jak naprawdę ci zależy to boli - odpowiedział tylko - i niestety, ale to nie minie tak szybko.

Cleo nic już więcej nie powiedziała, tylko dalej wpatrywała się w tor i miasto na horyzoncie. W jakiś sposób ją to uspokajało i dawało nadzieję. Marcel o tym wiedział i nie lubił wyrywać jej z tego stanu.

- Chyba ktoś zwrócił na nas uwagę - szepnął do brunetki i skinął głową w stronę garaży. W większości były już pogaszone światła, ale w kilku jeszcze kręciły się pojedyncze osoby. Martinez odwróciła głowę w tamtą stronę, mogłoby się wydawać, że siedzieli daleko od świateł i niewiele było widać. Ale było zupełnie inaczej. - Pierre Gasly na nas patrzy, nie wierzę - zaśmiał się blondyn.

- Pierre Gasly - szepnęła Cleo wpatrując się w sylwetkę kierowcy, który zdecydowanie im się przyglądał. Chwycił daszek od czapki i skinął w jej stronę, odpowiedziała mu tym samym. Odwrócił się i odszedł, tak po prostu.

>>>>>

Pierre wiedział, miał przeczucie, że tym razem ona też tu będzie. Chciał, żeby tu była. Naprawdę nie dawało mu spokoju kim jest ta dziewczyna i czemu wydaje mu się tak bardzo znajoma. Kiedy w padoku nie było już praktycznie nikogo, na torze panowała cisza, a jedyne dźwięki ograniczały się do mechaników w kilku garażach, to był znak dla Francuza, żeby wyjść.

Założył czapkę, narzucił kurtkę, plecak na ramię, pożegnał się z kim trzeba i ruszył przed siebie. Na tor, na asfalt, który teraz był w najlepszej swojej odsłonie. Zdążył przejść kilka metrów, gdy na trybunie zobaczył siedzącą parę. Uśmiechnął się pod nosem, rozmawiali o czymś, ale nie słyszał ich głosów, tylko szmery, które równie dobrze mógł powodować wiatr. Może dlatego nikt ich nie wyprosił, nikt nie wiedział, że tam siedzą. Stał tak i patrzył zadając sobie w głowie tylko jedno pytanie.

Kim jesteś?

Najwyraźniej wyczuli, że ktoś im się przygląda, bo spojrzeli w jego stronę. Światło z garażu ledwo ich sięgało, ale udało mu się dostrzec połowę jej twarzy. Ciemne brązowe oczy, duże usta i minimalny uśmiech wydał mu się jeszcze bardziej znajomy. Zniszczona czapka Ferrari i aparat na szyi dały tylko potwierdzenie kim była.

Skinął jej głową i uśmiechając się pod nosem odszedł.

Wszystko stało się jasne.

Nie jesteś moją fanką, zawsze byłaś jego.

>>>>>

- Charles, nie słuchasz mnie! - Charlotte oburzyła się i tupnęła nogą jak małe dziecko. Po ich wspólnym mieszkaniu w Modenie rozległo się echo. Szatynka musiała wiele poświęcić tylko po to, żeby Leclerc mógł być w miarę blisko siedziby zespołu i reagować na każde wezwanie.

- Przepraszam - brunet sięgnął szklankę i nalał sobie wody. - Nie mogę się skupić ostatnio...

- Widzę - westchnęła zrezygnowana i usiadła przy stole.

Mieszkanie razem wydawało się wygodnym i świetnym pomysłem. Kochali się i byli razem już od dwóch lat, umieli żyć razem, rozumieli się bez słów, ale potrafili też rozmawiać całą noc. Wszystko zapowiadało się pięknie i takie było przez pierwsze kilka miesięcy, więc całkiem długo.

- Chcesz mi powiedzieć o co chodzi? - Zapytała przybierając znudzony ton, który utwierdził Leclerc'a w tym, że coś się psuje.

- Nie wiem czy umiem to opisać... - Stał opierając się tyłem o blat, patrzył na szatynkę uważnie studiując jej twarz. Miała długie proste włosy, wąskie usta, brązowe oczy, wszystko co tak bardzo w niej kiedyś kochał.

Kiedyś?

No właśnie, ten czas minął, a on nawet nie wie, kiedy zjadła ich rutyna. Wszystkie cechy, które w niej uwielbiał straciły na wartości. Przestały mieć jakieś znaczenie, a zaczęły działać zupełnie odwrotnie, zobojętniały mu. Kiedy to wszystko się popsuło?

- Daj znać, jak się dowiesz - skomentowała i wstała od stołu. Nawet na niego nie spojrzała, ruszyła prosto do ich wspólnej sypialni.

Przecież nie mógł jej powiedzieć, że cały czas myśli o dziewczynie, którą widział przez ułamek sekundy i to w dodatku tyłem. A prawda była taka, że miał okropne przeczucie, że ją zna. Już wiedział co czuje Pierre, ale przecież nie mógł mu tego powiedzieć. Od kilku dni próbował odkopać zakątki swojego umysłu i wspomnień, żeby tylko ją znaleźć.

Nie działało. Nie miał nic.

Spojrzał za okno, które pokazywało piękny widok na miasto. Przypominało mu Monako, dlatego tak szybko się tu odnalazł. Może to był ich problem? Charlotte po prostu nie czuła tego miejsca tak jak on? Bo to jego życie było tu, a nie jej.



******************************
Przepraszam za tak długą nieobecność :(
Zjadła mnie szara rzeczywistość...

W nowym roku postaram się częściej tu zaglądać, obiecuję.

Trzymajcie się cieplutko słoneczka ;*
W ramach przeprosin, jutro wleci drugi rozdział ;)

Glassy Sky. |C.Leclerc|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz