Jutro wylot do Kanady, Charles nie był w stanie sobie wyobrazić wyścigu bez Cleo. Była jego szczęśliwym amuletem. To dzięki niej czuł, że żyje i wszystko jest możliwe. Nawet pojawiła mu się w głowie myśl, że ma szansę na mistrzostwo w tym sezonie. Jeśli tylko ona będzie obok. Stał na dachu i czekał, robił tak przez ostatnie kilka dni, wcześniej pukał do drzwi z numerem dwadzieścia cztery, żeby wiedziała, że tam jest i będzie.
- Mam wrażenie, że słowo przepraszam to zdecydowanie za mało - zaczął spokojnie, gdy tylko poczuł jej obecność obok. Jego Mała Cleo była tu, dotykała go ramieniem, a on czuł jak przez jego ciało przechodzi przyjemny dreszcz.
- Może i tak, a może nie - jej głos był spokojny i opanowany. Leclerc odwrócił się w jej stronę, nie mógł wyczytać żadnych emocji i to go przerażało. Zauważył szwy nad jej prawą brwią, skóra była zaczerwieniona, ale opuchlizna już schodziła. - Doda mi charakteru - Cleo zaśmiała się pod nosem, widząc jak ją obserwuje.
Charles uśmiechnął się smutno i wrócił spojrzeniem do widoku. Brunetka zrobiła to samo. Nie chciała słyszeć kolejnych przeprosin, nie po to tu przyszła. Pierwszy raz nie miała planu co dalej i wszystko zależało właśnie od tej chwili. Cleo zaparła się rękami o beton i wyjrzała patrząc w dół
- Zatrzymaliśmy się w pół kroku nad przepaścią - powiedziała spokojnie, na jej twarzy wymalował się delikatny uśmiech. - Spadniemy razem, albo odwrócimy się i pójdziemy w drugą stronę.
Charles przyglądał się uważnie przyjaciółce. Miała rację, Pierre wcześniej powiedział, że chodzą po polu minowym. Czekała ich zguba albo szczęście, a wszystko zależało od tego czy będzie umiał jej zaufać i opanować swoją zazdrość. Cleo nadal patrzyła w dół, chciała spaść? Czy odejść? A może to wcale nie miało znaczenia, liczyło się tylko to, aby on był obok.
- Spędziliśmy prawie pół roku razem - kontynuowała nadal na niego nie patrząc. - Znam cię. - Jej głos mu nie pasował, był zbyt poważny. - Nie chcesz spaść, ani pęknąć.
- Masz rację.
Dopiero teraz na niego spojrzała a on dostrzegł delikatny uśmiech na jej ustach. W oczach zaświeciły się iskierki.
Teraz albo nigdy.
Charles w jednej chwili ujął jej twarz w dłonie i pocałował. W końcu zasmakował ust, tych pełnych ust, po których można było poznać wszystko. On mógł. Bał się, że Cleo go odepchnie i ta cudowna chwila skończy się szybciej niż zaczęła. Tak się nie stało. Martinez złapała jego bluzę i przyciągnęła bliżej siebie odwzajemniając pocałunek. Czuła wszystko co najlepsze. I nie chciała, żeby kiedyś ta chwila minęła.
A jednak, Charles odsunął się i nadal trzymał jej twarz w dłoniach. Patrzył w te brązowe oczy, Cleo czuła, że widział jej wszystkie myśli i nie miała gdzie się schować.
- Jesteś moim światem, bez ciebie nie dam rady. - Szepnął i oparł czoło o jej przymykając oczy.
- To jest nas dwoje - Cleo zaśmiała się pod nosem. - Czy to oznacza...?
Zabrakło jej słów, a na policzkach pojawiły się rumieńce. Ten widok rozczulił kierowcę. Dlatego postawił ją przed sobą i przytulił, ustawiając, aby oboje mieli widok na morze.
- Patrząc jak nam idzie rozmawianie o poważnych uczuciach - Cleo była prawie pewna, że właśnie się uśmiechał - to można uznać, że oficjalnie jesteśmy parą... Oczywiście, jeśli tylko chcesz.
W odpowiedzi Martinez tylko mocniej wtuliła się w jego klatkę. Chciała. Bardzo. Nic innego nie wchodziło w grę.
- Rozwiązałaś umowę z Ferrari, ale mam nadzieję, że i tak pojedziesz ze mną do Kanady.
![](https://img.wattpad.com/cover/320083370-288-k996198.jpg)
CZYTASZ
Glassy Sky. |C.Leclerc|
FanfictionKażda mała dziewczynka wierzy w swojego księcia z bajki. Co jeśli ten książę jest w jej życiu? A co się stanie, jeśli ten książę z życia zniknie? Jak poradzi sobie ta dziewczynka?