22. NERENETTE

218 38 20
                                    

W posiadłości prawdopodobnie nigdy wcześniej nie panował taki gwar oraz ruch. Wiedziałem, że wywołany jest przyjęciem, jakie lada moment miało się rozpocząć. Claudia włożyła mnóstwo energii oraz uwagi w całokształt przygotowań, a obecnie ciężko było ją nawet złapać w obecności samej Dathmary. Zwykle otaczała ją Nayreo i kilka innych służek zmobilizowanych do działania, aczkolwiek Dath nie zawsze znajdowała się w pobliżu. Ponoć wykonywała polecenia Claudii, doglądając tego bądź owego, co po części martwiło mnie odrobinę, lecz niczego nie wyrzekłem głośno.

Deshay nadmienił nam o wizycie Claudii w klinice, na co Valegor struchlał mimowolnie. Gdyby aktualnie nie panował środek nocy, a jego małżonka nie spoczywałaby pogrążona w błogim śnie, byłem absolutnie pewny, że przyjaciel nie zostawiłby tego bez natychmiastowej reakcji. O bogini, nigdy wcześniej nie widziałem mężczyzny tak przerażonego. Dopiero kiedy nam obu udało się go jakoś uspokoić, Desh zdradził prawdziwy powód wizyty. Dath potrzebowała konsultacji, na którą w sumie namówiła ją Claudia. Jeśli wcześniej mógłbym określić Valegora mianem obłąkanego szaleńca, później doskonale rozumiałem toczący się w jego ciele armagedon.

Nie wspomniałem Dath, że wiem. Nie chciałem, aby czuła się osaczona. Jednocześnie pragnąłem, żeby jej wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa rosło, a ona nie zapomniała, że cały czas byłem. Prawdopodobnie to pragnienie stanowiło źródło mojego zachowania. Następnego dnia, a w zasadzie tego samego, lecz z samego poranka wyczekiwałem już pod drzwiami niewiasty. 

Szoku, jaki wywarł na niej mój widok, nie zapomnę prawdopodobnie do końca dni. Wręcz z przerażeniem dopytywała czy cokolwiek się stało, a ja uparcie zapewniałem, że pragnąłem tylko życzyć jej dobrego dnia. Każdego kolejnego, łącznie z dzisiejszym, także witałem Dath o poranku, co przyjmowała już ze znacznie większym spokojem niż za pierwszym podejściem. Chciałem, żeby przywykła, że naprawdę jestem i nigdzie się bez niej nie wybieram. 

- Jak się masz, maleńka? – zaczepiłem kobietę, która właśnie skończyła wydawać jakieś dyspozycje jednej ze służek pracujących w kuchni. Nie wątpiłem, iż związane są one z przyjęciem. - Dużo na głowie? 

- Jak widać – odparła z uśmiechem. Zlustrowałem jej sylwetkę. Wyglądała na zadowoloną, co napawało moje serce radością. Taką pragnąłem ją oglądać. – Jestem zapracowana. Nie sądziłam, że takie... skromne przyjęcie może mieć aż tyle rzeczy do domknięcia.

- Przywykniesz.

- Valegora nie ma z tobą?

- Nie depcze mi po piętach – stwierdziłem z uśmiechem półżartem, półserio. 

Nie miałem tylko pewności czy ripostę również udzieliła w tym samym tonie, choć uśmiech rozciągający się pod nosem mojej kobiety wskazywał teoretyczne zabarwienie.

- Momentami aż ciężko się domyślić. – Nie odpowiedziałem. W zasadzie nie mogłem, tonąc w ciepłym spojrzeniu jasnofioletowych oczu. Dath wyglądała przepięknie. Lekki makijaż idealnie podkreślał oczy oraz kości policzkowe, ostatecznie skupiając uwagę na umalowanych, pełnych ustach. – Wszystko w porządku, Ner?

- Co?

- Patrzysz tak, jakby coś się stało - zakomunikowała. - Albo jakbym miała coś na twarzy. Rozmazałam się? – zapytała z lekkim przestrachem, wpadając na co najmniej niedorzeczny pomysł. 

Mogłem iść o zakład, że nawet z rozmytym makijażem prezentowałaby się perfekcyjnie. W końcu była moją Dath.

- Wyglądasz idealnie – przyznałem, orientując się, że czeka na werbalną odpowiedź. Widziałem, jak wciąga powietrze, po czym spuściła lekko głowę, a na umalowane policzki wypłynął delikatny rumieniec. Ująłem w dłoń jej twarz, zmuszając, aby ponownie spojrzała na mnie, zaś wpatrując się w piękny odcień jej oczu, poczułem, jakby cały świat zatrzymał się w miejscu. – Perfekcyjna i piękna.

Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz