6. DATHMARA

256 37 39
                                    

Prawdę powiedziawszy, takiego rozwoju wypadków nawet nie oczekiwałam. Miałam nadzieję, naprawdę ogromną nadzieję, że Claudia zlituje się nade mną, skoro już osobiście dołożyła starań, abym była obecna na ceremonii i pomoże mi jakkolwiek wyrwać się z prywatnego piekła. Niemniej jednak nie podejrzewałam, że cała reszta rodziny Valegora, który do niedawna oficjalnie był moim pracodawcą, weźmie moją stronę. Nie sądziłam, że królowa Yallane bez wahania zdecyduje się otoczyć mnie opieką, starsza siostra pana młodego weźmie pod swoje skrzydła, dobrowolnie oferując ochronę oraz schronienie, a sama Tiris we własnej osobie jawnie oznajmi, jaki los spotka mojego, pożal się bogini, narzeczonego od siedmiu boleści.

Chociaż Claudia, nieznacznie przed zniknięciem wewnątrz królewskiego pałacu, oznajmiła wyraźnie, iż życzy sobie mego towarzystwa bezpośrednio przy niej, do czasu pojawienia się oblubieńców na biesiadzie zasiadałam z Diklą. W pierwszym momencie widok muskularnej kobiety wzbudził we mnie niemały przestrach, jednak kiedy z zażartością obstawała po mojej stronie, zdobyła moją całkowitą przychylność. Szczęście w nieszczęściu, iż Dikla była całkowitą miłośniczką kobiecych kształtów, polegało na braku jej osoby towarzyszącej, dzięki czemu bez trudu i cienia sprzeciwu kogokolwiek mogłam zająć miejsce u jej boku.

Spojrzeniem przesuniętym pomiędzy gośćmi mimowolnie i niestety bez większej trudności odnalazłam Dracona. Powiedzieć, iż zdawał się mną nie zawracać głowy, było stanowczym niedopowiedzeniem roku. Chociaż miejsce dokonania węzła małżeńskiego opuścił w towarzystwie Derminy, jednej z sióstr pana młodego, obecnie otaczał się szeregiem pięknych służek, zaczepiając również ocalałe z katastrofy niewiasty. Ich szczęście, iż nawet ulegając jego czarowi, miały nigdy nie przekonać się o charakteryzującym go sadyzmie na własnej skórze. Mimowolnie przysunęłam dłoń do ust, przesuwając po opuchniętej wardze delikatnie opuszkiem palca.

- Przyłóż to. – Na blacie przy moim nakryciu pojawiła się misa z plastrami tutejszych owoców hinkudsu rosnących tylko w pobliżu rzeki Irbar. Wzięłam między palce lekko pomarańczowy plasterek, zerkając pytająco na siedzącą obok kobietę. Dikla mierzyła mnie wzrokiem, pilnując każdego mojego ruchu niczym mój własny cień. – Pomoże szybko zejść opuchliźnie.

- Dziękuję – odparłam skrępowana.

Starając się wykonać sugestię kobiety niepostrzeżenie dla innych, przytknęłam plaster do wargi, przesłaniając go palcami dłoni. Syknęłam cicho, czując nieprzyjemne szczypanie w pierwszej chwili. Mogłam być najbardziej umalowaną niewiastą na weselu, a i tak najmocniej doskwierająca mi rana nie dawała spokoju, przypominając o sobie w każdym momencie. Obserwująca mnie kobieta napełniła mój pucharek bladoróżowym trunkiem, którego nie rozpoznałam, wnioskując, iż jest to napój wysokoprocentowy.

- Napij się – poleciła ponownie, wyciągając ku mnie naczynie. – Zniweluje ból.

- Dziękuję.

- Nie dziękuj – odparła oschle. Wzdrygnęłam się mimowolnie, co zauważyła, rozciągając usta w lekkim, pełnym wyrozumiałości geście. – Nie za to.

Złapałam pucharek, odsuwając od wargi zużyty częściowo plaster owocu hinkudsu. Przytknęłam do ust naczynie, a przechylając je nieznacznie, wlałam do gardła ciepły i odrobinę cierpki płyn, przełykając drobnymi łyczkami. Poczułam palenie w przełyku, otrzymując tym samym potwierdzenie podejrzeń wysnutych na temat trunku. Alkohol już od pierwszych sekund rozgrzewał, rozluźniając na początek nieznacznie ciało oraz umysł. Rzeczywiście niwelował odczucie bólowe lokalizowane nie tylko w obrębie rozciętej wargi.

Odsunęłam pucharek, odstawiając go na wcześniejsze miejsce. Rana ponownie zaszczypała, gdy zastosowałam okład z podsuniętego owocu, kiedy dostrzegłam przybycie Claudii z Valegorem u boku. W sumie nie trudno było ich zauważyć, gdy na ich widok inni podnieśli gromkie okrzyki pełne gratulacji oraz życzeń wszystkiego najlepszego. Claudia wyglądała przepięknie, czego po prawdzie odrobinę jej zazdrościłam. Nie tylko ślubny strój przebijał na głowę wszystkie inne, widywane dotąd przeze mnie u lemyrthianskich oblubienic, ale zwyczajnie blask szczęścia promieniował od niej niczym od najprawdziwszej kosmicznej gwiazdy.

Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz