Kiedy tylko zeszłam z Tadmora na stały ląd Lemyrthii, wiedziałam, że przepadłam. Natychmiast się nami zaopiekowano jako rozbitkami, którzy przetrwali ciężkie chwile, choć w zasadzie tylko kilka osób mogło śmiało rzec, iż wiedziało cokolwiek na temat przetrwania owych ciężkich chwil. Osoby, pośród których się znalazłam, niestety nie zaliczały się do tego grona, ponieważ cały pobyt na Engeriosie spędziły bezpiecznie w bańce nieświadome niebezpieczeństw krwiożerczej planety. Pomimo to łączyło nas coś zupełnie innego – żałoba. Poczucie utraty, z jakim trudno było sobie poradzić, a także myśl, iż to właśnie nas mógł spotkać taki marny koniec.
Tylko krótką chwilę przyszło mi cieszyć się, że wróciłam. Moment, kiedy oznajmiono, że za dekretem króla Randoma powiadomiono o zdarzeniu naszych najbliższych krewnych, ciążył mi kamieniem na żołądku. Chociaż przez moment gdzieś w głębi duszy przemknęła myśl, aby ów kamień chwycić w dłoń, uwiązać u szyi, a następnie rzucić się w odmęty pobliskiej rzeki Irbar. Pamiętałam słowa Claudii oznajmiające, że zrozumieją, lecz było to kłamstwo, z jakiego nie zdawała sobie ona całkowicie sprawy. Jednego byłam absolutnie pewna, rodzina Calveyralo nie zrozumie, a ponieważ oficjalnie jeszcze nie wstąpiłam w poczet jej członków, wcale nie mogłam cieszyć się z uniknięcia kary, która zdawała się czekać na mnie niczym stryczek oczekiwał przestępcy.
Zajęłam miejsce, jakie po prawdzie kompletnie mi nie przysługiwało, lecz lady Moiel uznała mnie za wystarczająco dobrą partię dla najstarszego syna. Syna, który po prawdzie zdążył nastawić się już na otrzymanie innej. Nie znałam jej, choć mieszkałam w domu państwa Calveyralo praktycznie od wczesnej młodości. Niemniej jednak pamiętałam dzień, kiedy lady Moiel powróciła do domu z młodszym synem ze spaceru cała w skowronkach, oznajmiając mężowi, iż właśnie podczas tejże przechadzki się dokonało. Bladego pojęcia nie miałam wtedy co, rozumiejąc wszystko dopiero jakiś czas później, gdy do domu sprowadzono kilkuletnią dziewczynkę o jasnobrązowych włosach oraz zielonych oczach o nietypowej barwie. I chociaż jej przybycie wiązało się bez wątpienia z radością panującą w całej posiadłości, stało się wtedy coś jeszcze, czego nie rozumiałam.
Znacznie później poznałam prawdę, kiedy pierwszy raz dotarło do mnie, że jestem ledwie zastępstwem. Zastępstwem kobiety, która nigdy nie zjawiła się pod dachem państwa Calveyralo, choć to ona powinna dumnie prezentować się przy boku panicza. Ona, nie ja. Ja zostałam wepchnięta w ten świat z niemałym impetem, kiedy okazało się, że panicz powinien posiadać przy swym boku partnerkę, ale lady Moiel kręciła nosem na każdą kandydatkę. Żadna nie równała się jej zdaniem z tamtą, ja zresztą też nie. Jednak moim walorem było obycie w ich świecie, ponieważ usługiwałam obu paniczom już na tyle długo, że pewnego dnia nagle lady Moiel uznała mnie za nienajgorszy wybór.
Szczęście, jakiego doznałam na myśl, że mogę wybić się poza fartuszek i ścierkę, było wręcz nieopisane. Sądziłam, że chwyciłam za stopy samą Iskrę albo że to ona zmiłowała się nade mną. Cóż, z całą pewnością nie chwyciłam jej za stopy ani tym bardziej bogini się nie zmiłowała. Panicz jasno dał mi do zrozumienia, kim jestem, a byłam tylko zastępstwem, w związku z czym tak też pozostałam traktowana, pojmując, że nie tylko nie naprawię świata, ale również niczego nie osiągnę. Moim zadaniem było trwać przy jego boku, zaspokajać potrzeby oraz wydać na świat dziedzica. W odpowiednim czasie. Odnosiłam nawet wrażenie, że później byłoby im wszystkim wszystko jedno, co stałoby się ze mną, aczkolwiek dla zachowania pozorów oraz dobrej twarzy w towarzystwie musiałabym zniknąć w jeden konkretny sposób.
Niestety splot nieszczęśliwych zdarzeń sprawił, że miałam teraz mocno przechlapane. Podstępem udało mi się wydostać ze świata, do którego należałam. W końcu gdzież lepiej mogłam uczyć się, jak być dobrą żoną oraz matką, jeśli nie na Lemyrthii? Pomysłem, o dziwo, zdobyłam przychylność przyszłej teściowej udzielającej mi błogosławieństwa na drogę, a także osobiście dopatrującej wszelakich niuansów dotyczących mego wylotu z Ziemi, gdzie obecnie konsul Archane odbywał przydział.
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]
ChickLitNiestety nie wszystkie historie są szczęśliwe, podobnie jak nie wszystkie pary łączy prawdziwe, głębokie uczucie. Dathmara na własnej skórze przekonała się, że bycie w związku wcale nie równa się prawdziwej miłości. Chcąc uciec od partnera sadysty...