10. NERENETTE

259 36 32
                                    

Tak, jestem draniem. Niecierpliwym, samolubnym, egoistycznym draniem. Aczkolwiek cóż mogłem poradzić, że nie potrafiłem cierpliwie stać z boku i czekać na uśmiech losu? Jej uśmiech? Nikły i nieśmiały niczym delikatne krople rosy niknące w blasku wschodzącego słońca. Westchnąłem niepostrzeżenie, obserwując, jak leciutki rumieniec występuje na zaróżowioną już twarz. Wyglądała przepięknie, szczególnie że rumieniła się w wyniku moich słów. Miałem tylko szczere życzenie, ażeby właściwie je interpretowała, nie zbywając gdzieś w zakamarki pamięci jako nieistotne przesłania. Wszystko, co mówiłem, mówiłem całkowicie oraz absolutnie poważnie, dając we wszelki możliwy sposób do zrozumienia, że przy mnie będzie nie tylko bezpieczna.

Nie do końca pojmowałem, w jaki sposób Claudii udało się utrzymać Dracona w bezpiecznej odległości od Dathmary, chociaż ona sama raczej z nim nie obcowała. Pomimo to Calveyralo zdawał się cieszyć uciechami życia oraz weselnej biesiady, korzystając bez ograniczeń z dostępnych usług i nader otwartych służek. Raz nawet widziałem, jak oddala się na osobności z jedną z niewiast usługujących na Lemurze. Riną? Tiną? W sumie nie pamiętałem jej imienia. Miała tylko dbać, aby wszędzie panował porządek, a póki wypełniała sumiennie obowiązki i nie stanowiła zagrożenia, w głębokim poważaniu miałem, jak się nazywa. Nie była Dathmarą.

Tymczasem wesele trwało nieprzerwanie swoim tempem. Para nowożeńców w asyście seniorki rodu kolejnego dnia odpaliła od domowego ogniska ogromny znicz, którym operować musieli we dwoje. W końcu podział obowiązków w lemyrthiańskich małżeństwach był jasny, a chociaż Claudia tradycyjną, lemyrthiańską niewiastą nie była, posiadałem pewność, że dołoży wszelkich starań, aby solennie zadbać o męża i potomstwo. W końcu, jakby na to nie spojrzeć, już raz przejęła opiekę nad dzieckiem, samej będąc jeszcze w wieku odbiegającym od dorosłości, radząc sobie przy tym wybitnie jak na otaczające je warunki.

Dlaczego jednak odpalanie ognia od ogniska domowego odbywało się z udziałem męża, przez długi czas nie rozumiałem. Dopiero Valegor kiedyś mnie uświadomił, że to głowa rodziny jest motorem napędowym familii oraz jej zabezpieczeniem. Żaden ogień bowiem nie będzie płonął bez tlenu, podczas gdy tlenem właśnie stał się mój przyjaciel, wspierając swoją kobietę zarówno podczas przejmowania ognia, jak również podczas opieki nad nim.

Dathmara prawdopodobnie nigdy wcześniej na własne oczy nie oglądała tejże ceremonii. Skąd to przypuszczenie? Wyglądała na zaintrygowaną, a wręcz urzeczoną, nie odwracając wzroku ani na momencik od całej procedury. Co więcej, jej słowa były pełne uznania, gdy wreszcie nowożeńcom udało się odpalić znicz od domowego ognia strzeżonego przez królową Yallane. Z ciekawości odszukałem spojrzeniem Dracona, który wydawał się niepocieszony powodzeniem pary.

Próba była tylko jedna, a podobnie jak w wielu innych przypadkach tutaj również Lemyrthianie nie uznawali drugiej szansy. Brak ogniska domowego stanowił w zasadzie przekleństwo wiszące nad całym małżeństwem, a to oznaczało brak przychylności Iskry. Wypuściłem głośniej powietrze, uświadamiając sobie, że cały proces zaślubin jest naznaczony masą min, które trzeba było pokonać sprawnie i najlepiej szybko, aby małżeństwa jednak szlag jasny nie trafił.

- Niepotrzebnie się martwiłeś, chociaż rozumiem, że dopingujesz przyjacielowi.

Mych uszu dobiegł delikatny i cichy głos Dathmary. Zerknąłem na nią, lecz nadal wpatrywała się w poczynania nowożeńców z zainteresowaniem. Dostrzegłem jednak, że trwająca stale przy Dath Dikla zerknęła na nią, a później na mnie kątem oka, uśmiechając się lekko pod nosem, kiedy spojrzeniem również wracała do brata i bratowej.

- Wiem, że Valegor nie dopuściłby do niepowodzenia – przyznałem.

- Wybacz. Źle zinterpretowałam twoje westchnienie - przyznała, lekko zawstydzona.

Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz