38. NERENETTE

189 30 12
                                    

Nie czułem się niezbędny Valegorowi. Nie dzisiaj, kiedy wiedziałem, że lada moment również uda się do sypialni. Niby z jednej strony chciał skorzystać ze spotkania z najmłodszym z braci, jednocześnie nie zamierzając podpaść Claudii. Ani tym bardziej ponownie jej zdenerwować. 

Problemy z ciśnieniem niestety nie stanowiły jednorazowych ekscesów, lubiąc się powtarzać, dlatego przyjaciel wolał trzymać rękę na pulsie, nie dając żonie powodu do nadmiernego denerwowania się. Jednakże nie ruszyłem z jadalni wcześniej, aniżeli po powrocie Anera oznajmiającego, że zarówno Gadath, jak i Lemi są w swoich pokojach.

Zanim opuściłem dużą jadalnię, gdzie dziś wyjątkowo zaserwowano wieczerzę, usłyszałem pełen wdzięczności głos mężczyzny. Zdawałem sobie sprawę, dlaczego dziękował, lecz nie zamierzałem wnikać. Miałem chwilowo na głowie ważniejsze sprawy, szczególnie że wcześniej jakoś nie przygotowałem mojej kobiety na nadchodzące zmiany. Podejrzewałem, że dostrzegła je, ledwie przekraczając próg sypialni, dlatego też wolałem czym prędzej zamienić z nią słowo, wyjaśniając. 

Liczyłem na brak awantury za samowolkę, aczkolwiek argument miałem dobry. Wszak wyraźnie zakomunikowałem Dathmarze, że wpuszczając mnie dobrowolnie do komnaty, nie będzie miała już opcji odwrotu. Ponoć nie chciała zawracać z obranej ścieżki, ale równie dobrze pragnęła oddać mi się wcześniej niż dzisiejszego poranka. Jak zdołałem się już przekonać na własnej skórze, plany rzadko pokrywały się z rzeczywistością.

Nie pędziłem, chociaż bez cienia wątpliwości pragnąłem jak najprędzej dotrzeć do miejsca docelowego, zanim Dathmara wyciągnęłaby błędne wnioski, wychodząc mi naprzeciw. Tego typu kwestie zdecydowanie wolałem omówić z nią sam na sam bez zbędnych świadków. Dodatkowym motywatorem zdawali się goście, którzy wcale nie musieli oglądać naszych prywatnych niesnasek oraz Claudia zamieszkująca dosłownie za ścianą. Nawet jeśli ścianą z naszym pokojem sąsiadowała garderoba królewskiej pary, a nie sypialnia.

Wkroczyłem we właściwy korytarz, mijając po drodze dwie służące, które doglądały, aby jej wysokości niczego nie brakowało w porze nocnej. Podobno Claudia często budziła się, jeśli nie z powodu coraz silniejszych zachcianek, to próbując zaspokoić pragnienie. Z tego też względu w komnatach królewskich zawsze znajdował się dzbanek ze świeżą wodą oraz sokiem wyciskanym prosto z owoców zwykle bezpośrednio przed jego dostarczeniem wieczorem do komnaty. Skinąłem kobietom głową, domyślając się źródła igrającego na twarzach obu pań uśmiechu.

Moja zażyłość z Dathmarą w zasadzie nie zaskakiwała już żadnego mieszkańca posesji Valegora, nawet jeśli moja kobieta peszyła się, kiedy przypadkiem ktoś przyłapał nas na cichszej wymianie zdań, co dopiero wspominać o bardziej intymnej sytuacji. Przypomniałem sobie naszą ostatnią schadzkę w bibliotece, ciesząc się, iż szczęśliwie nikt nie wszedł do środka, ponieważ w przeciwnym razie Dath natarłaby mi uszu. 

Przystanąłem przed właściwymi drzwiami, nie zamierzając pukać. W końcu jakby nie patrzeć, również miałem tutaj mieszkać, o czym zdążyłem poinformować Valegora, zaznaczając tylko, że nie zastanie mnie więcej w częściowo opuszczonej części rezydencji. Przesunąłem dłonią po głowie, jakbym zaczesywał nieistniejące włosy do tyłu, wciągnąłem głęboko powietrze i zrobiłem krok do przodu, otwierając tym samym drzwi.

Pierwszym, co ujrzałem, było zaskoczenie wymalowane na twarzy Dathmary stojącej przy komodzie. Patrzyła na mnie spojrzeniem sugerującym, że nie spodziewała się mojej wizyty bądź w ogóle czyjegokolwiek najścia, przyglądając mi się bacznie. Odniosłem wrażenie, że czeka aż usprawiedliwię bezceremonialne wtargnięcie do pomieszczenia, które dotychczas zajmowała w pojedynkę. 

Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz