42. NERENETTE

187 31 40
                                    

Siedziałem nabuzowany, a także zniecierpliwiony. Droga do Seithe Degao zdawała się niemiłosiernie dłużyć, a po nerwowym bębnieniu roznoszącym się w przestrzeni wnioskowałem, że nie tylko mi. Valegor milczał, marszcząc groźnie twarz i stukając palcami w poręcz oparcia siedziska, które zajmował niezmiennie od ponad czterech godzin. Nie burzyłem ciszy gadulstwem, domyślając się, że nie miał ochoty na rozmowę. Podobnie zresztą do mnie. W głowie notorycznie odtwarzałem słowa Eo, którego sama aura emanowała śmiertelną powagą.

W posiadłości wybuch pożar, twierdzenie przebiegło przez głowę, czyniąc nie mniejsze spustoszenie niż za pierwszym razem. I chociaż wiedziałem już, że pożar zaprószył ogień ze świec w świeczniku i obejmował on ledwie komnatę jego małżonki, czarne scenariusze nie opuszczały mej głowy. Tym bardziej że wiedziałem również, iż w trakcie incydentu wewnątrz znajdowała się nie tylko Arsene, ale również Brussela, Claudia i Dathmara.

Szczęśliwie nikt nie ucierpiał. Kolejne twierdzenie rozbrzmiało w myślach, niosąc ledwie drobną ulgę dla duszy. Znaczyło to, że zarówno Claudia, jak i Dathmara były całe oraz zdrowe. Jednocześnie Eo zapewnił, iż medyk obejrzał ze starannością obie damy, kładąc przy tym nacisk na królową. Jego zdaniem, popartym twierdzeniem medyka monitorującego stan kobiet, nic nie zagrażało życiu ani zdrowiu Claudii oraz bliźniąt. Prawdopodobnie tylko dlatego Valegor niczego nie rozpierdolił w posiadłości. Choć wtedy musiałby się słono tłumaczyć przed żoną z poczynań podczas jej nieobecności.

Zerknąłem na przyjaciela. Gotów byłem przysiąc, że nigdy więcej nigdzie nie wypuści samodzielnie małżonki. Dzieciom też nic nie zagraża. Młody książę Gadath był poza domem z zacnym Anerem, zaś Irya Lemi tylko się wystraszyła. Dobre wieści okraszające złe wcale nie poprawiły nam mocno nastrojów. Oczywiście, cieszyłem się, że cała trójka ma się dobrze i kompletnie nie ucierpiała w incydencie. 

Jednocześnie przeczuwałem, że jeśli nie Hadon natrze nam uszu za nieumyślne, a nawet przypadkowe narażenie jego potomstwa na niebezpieczeństwo, którego nie byliśmy w stanie przewidzieć, o tyle Shineris czym prędzej zjawi się na Irdium, gdy tylko dotrą do niej wieści. Tymczasem musieli poczekać. Nie mogliśmy przekazać informacji, nie widząc naocznie, jak faktycznie prezentował się stan rzeczy.

Bez względu na to, jak bardzo próbowałem nie myśleć o Dath, moje myśli ciągle uciekały w jej kierunku. Musiała być nie tylko przerażona, ale również czuć się winna. Odpowiadała za dobre samopoczucie Claudii i chcąc, nie chcąc, nawaliła. Jak my wszyscy, skwitowałem w myślach. Ciekawił mnie tylko raport otrzymany od Deshaya, któremu w pierwszym momencie zamierzałem solidnie wpierdolić. Dopiero później, kiedy zorientowałem się z dzielącej nas różnicy czasowej, a do tego również odkryłem nieodczytany plik zapisany w cybernetycznej przestrzeni indywidualnej sieci, który wcześniej mylnie sklasyfikowałem, pomijając, postanowiłem nie zwalać na niego winy. Jednak coś mi tam nie pasowało.

W myślach pogrążyłem się tak mocno, iż gdyby załogant nie stanął dokładnie przede mną, oznajmiając rozpoczęcie procedury lądowania, nie zorientowałbym się, gdzie jesteśmy. Po grubo ponad pięciu godzinach lotu dotarliśmy do celu, a ja z trudem panowałem nad sobą. Najchętniej wypierdoliłbym drzwi odgradzające nas od świata zewnętrznego, pokonując sprintem oddzielającą mnie od Dathmary przestrzeń, aby tylko wziąć ją w ramiona i upewnić się, iż realnie była bezpieczna, a do tego cała. 

Przelotnie zerknąłem na Lemyrthianina, który aż trząsł się nie panując nad własnym ciałem. Nawet Eo potulnie oraz pokornie witał mężczyznę o bordowych włosach oraz ognistym spojrzeniu burych oczu, kajając się przed nim. Nic dziwnego, skoro przyjaciel wyglądał, jakby miał powalić go samą tylko obecnością.

Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz