Powoli przestawałem nadążać za przyjacielem. Jego wahania nastrojów przypominały wahania ciężarnej, w związku z czym kilka razy zażartowałem, że przeżywa stan Claudii dwukrotnie bardziej aniżeli ona sama. Niewiele co prawda miałem do czynienia z jego partnerką, niemniej jednak nie dostrzegłem, aby z charakteru zmieniła się w drastyczny sposób. Tymczasem Valegor zmieniał usposobienie częściej niż irdiumska pogoda. Podejrzewałem, że częściej niż jakakolwiek pogoda. Jeśli nie był akuratnie szczęśliwy, pogodny i rozpromieniony niczym rozgrzane słoneczko, przypominał chmurę burzową ciskającą grzmoty we wszelkich możliwych kierunkach. Czasem zaś przywodził na myśl niezdecydowaną mgłę, podczas gdy za jakiś czas sypał groźbami niczym gradobicie gradem.
- Możesz wreszcie powiedzieć, co cię dręczy? – zapytałem.
Stukanie palcami o blat powoli doprowadzało mnie do szewskiej pasji, a wolałem nie dawać upustu irytacji. Nie, kiedy Val zdecydowanie siedział podminowany. Zmarszczone nisko brwi wskazywały na jego markotny humor, gdyż szczerą nadzieję pokładałem w ufności, iż nie pieklił się o nic. Zawsze wtedy mogłem zejść mu z drogi, pogrążając się we własnych zajęciach, jako że ich też wcale mi nie brakowało.
- Mamy za słabą ochronę – oznajmił.
- Za słabą?
Dźwignąłem pytająco brwi ku górze. W przeciągu ostatnich dni osobiście zrekrutowałem kilku młodzieńców do wzmocnienia ochrony na terytorium rezydencji. Claudia nie komentowała tego faktu, choć zamienienie posesji w twierdzę z całą pewnością nie przypadło jej do gustu. Zaczynałem rozumieć, dlaczego tak naprawdę nie pisnęła ani słówka wcześniej o swym odmiennym stanie.
Z ledwością udało się nam przekonać Valegora, że do opuszczania rezydencji przez jego kobietę jako eskorta wystarczy Deshay, a także przeszkolony odpowiednio kierowca. Ku zaspokojeniu przyjaciela Claudia poszła nawet na ustępstwo, zgadzając się, aby w samochodzie znajdował się jeszcze jeden ochroniarz, zezwalając mu zasiadać na miejscu pasażera przy kierowcy. Łaskawie stwierdziła, że póki nie będzie go widzieć, jego obecność nie zaburzy jej spokoju. Widziałem, że Val zamierzał się sprzeczać, lecz spokój ciężarnej małżonki, a co za tym szło także jego dzieci, ostatecznie skutecznie zablokował jego zapędy do dyrygowania.
- Nie zauważyłem, kiedy nagle na terenie posesji znalazła się połowa mojej rodziny.
- Z tego co pamiętam, nie miałeś tego zauważyć – odparłem, nadając wypowiedzi znaczącego tonu. – Na tym chyba właśnie polega przyjęcie niespodzianka.
- Ale równie dobrze to mogli być...
- Val, na Xereb, uspokój się, kurwa, wreszcie! – wybuchnąłem, nie wytrzymując. Mina przyjaciela była bezcenna, jednak uznałem, że najwyraźniej potrzebuje on wstrząsu w postaci kilku siarczystych przekleństw. Rozchylił usta, lecz nie pozwoliłem dojść mu do głosu. Byliśmy przyjaciółmi, więc wierzyłem, że ostatecznie nie oklepie mi gęby za zbytnią szczerość. – Claudii nic nie zagraża. Ma najlepszą ochronę, jaką w ogóle mógłbyś sobie wyobrazić. Irdium jest dosłownie chronione z każdej pieprzonej strony przez członków sojuszu. Pierwszy będziesz wiedział, jeśli zamiast któregoś z twoich braci lub sióstr na powierzchni pojawi się potencjalny morderca, a ja natomiast z chęcią wypruję z niego jebane flaki, sprawiając, że zacznie żałować podjęcia pierdolonej próby zabicia ciebie lub twojej cudownej żony - oświadczyłem. - Gwarantuję ci to, bracie.
Valegor wyglądał, jakby mocno przetwarzał wyrzucone przeze mnie w przestrzeń słowa. Zdawałem sobie sprawę z własnych ograniczeń, ale mówiłem szczerze. Każdego potencjalnie zagrażającego Valegorowi bądź Claudii osobnika chętnie wykończyłbym osobiście, nie okazując ani grama litości. Po chwili dopiero mężczyzna zaczerpnął głęboko powietrza, potakując głową, jednak i tym razem nie dano mu dojść do słowa.
![](https://img.wattpad.com/cover/327984845-288-k304878.jpg)
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]
ChickLitNiestety nie wszystkie historie są szczęśliwe, podobnie jak nie wszystkie pary łączy prawdziwe, głębokie uczucie. Dathmara na własnej skórze przekonała się, że bycie w związku wcale nie równa się prawdziwej miłości. Chcąc uciec od partnera sadysty...