43. MEGAN

226 31 16
                                    

Ostatnie dni spędziłam w kajucie. Jeśli miałam być szczera, nie potrafiłam wykrzesać z siebie bodajby grama ochoty, żeby wyściubić nos na zewnątrz. Kontakt z kimkolwiek? Może i miałby sens, gdybym posiadała pewność, że zachowanie otaczających mnie osób nie jest udawane. Urtaro zachowywał się jak zwykle, raz jeden wywabiając mnie skutecznie z naszej sypialni pokładowej. 

Podejrzewałam, o co chodziło i bynajmniej wcale nagle nie zamarzyła mu się randka. Cisza, tylko my dwoje, specjalnie stylizowane na oranżerię pomieszczenie, z jakiego istnienia na pokładzie Tadmora nie zdawałam sobie dotychczas sprawy. Okazywało się, że z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. I choć czas z mężczyzną spędziłam nad wyraz przyjemnie, razem z nim wracając do kajuty oraz oddając się tuż po powrocie serii przyjemności, tuż po przebudzeniu znów przyuważyłam irytujące mruganie.

Vurtia parokrotnie próbowała namówić mnie na wspólne spędzenie wolnego czasu. Wielokrotnie przy tym zajrzała do mnie, ostatecznie przesiadując dłuższą chwilę, póki nie zorientowała się, że naprawdę nigdzie z nią nie wyjdę. Nie byłam niemiła. Po prostu odmawiałam, wymawiając się, zaś z kolei wymówki mnożyłam, jakbym wyjmowała z rękawa asa za asem niczym wprawny iluzjonista. Brakowało mi już tylko pod ręką kapelusza i stada królików, może gołębia z listkiem oliwnym w dziobie.

Otome Deisano Oro także nie przypadł do gustu mój nowy styl, a raczej tryb wisielczego domownika mknącego elitarną jednostką przez galaktykę. Niby nie namawiała do wyjścia, niby tylko sugerowała, iż ruch to zdrowie, a jednak nagle zaczęła dopytywać zdecydowanie bardziej i częściej o moje samopoczucie. Problem jednak nie leżał w naturze fizycznej, lecz psychicznej. Wciąż nie potrafiłam określić, co powinnam zrobić z posiadaną przeze mnie wiedzą ani w jaki sposób podejść do tematu. Jednocześnie zwlekając, czułam podskórnie, iż w ten sposób niczego konkretnego nie osiągnę.

- Jak się dzisiaj czujemy? – Głos partnera rozbrzmiał w pomieszczeniu, choć jeszcze dobrze nie wkroczył do środka. Dokładałam wszelkich możliwych starań, ażeby racjonalizować własne podejście względem niego, ale mimo prób oraz wysiłków, jego głos nadal ociekał czułością i troską, rozczulając mnie totalnie. Przynajmniej w chwilach, kiedy zwracał się do mnie bądź o mnie. – Cały dzień spędziłaś w łóżku, kochanie?

- A to jakaś zbrodnia? – spytałam mimowolnie, zanim zdołałam ugryźć się w język. 

A przydałoby się, ponieważ moje pytanie, a dokładniej ton wypowiedzi mógł wskazywać wiele rzeczy. Poczułam, jak obok ugina się łóżko, kiedy Urtaro rozkładał na nim swe masywne cielsko. Ostatnie na co miałam ochotę to poważna konwersacja, aczkolwiek może powinnam uznać, iż nadszedł właściwy moment na rozwianie wątpliwości. Nie potrafiłam jednoznacznie określić, co należało zrobić, choć opcje jawiły się dwie. Mogłam rozmówić się z mężczyzną w radykalny bądź łagodny sposób. Ewentualnie w głowie kilkukrotnie pojawił się scenariusz niepostrzeżonej ucieczki ze statku na którymś przystanku, nawet wymuszonym na własne żądanie.  

- Zawiniłem czymś?

- Niby skąd ten pomysł?

- Nie wiem – stwierdził. Zastanawiałam się czy naprawdę próbuje dociec, o co chodzi, czy usiłuje sprowokować mnie do odsłonięcia kart. Prezentował twarz pokerzysty, za każdym razem przekonując, abym zdradziła kłębiące się w duszy emocje. – Nie brzmisz na zadowoloną, ostatnio dziwnie się zachowujesz, a jakby tego było mało, nawet nie masz ochoty mnie oglądać.

Mruknęłam, wypuszczając nosem ciężko nadmiar powietrza. Fakt, że leżałam z przesłoniętymi ręką oczami wcale nie wynikał z próby uniknięcia spojrzenia mlecznoczekoladowych tęczówek, które od czasu do czasu połyskiwały czerwienią. Tak po prostu było mi wygodniej. Uniosłam rękę, zerkając na niego niemalże teatralnie. Zmartwienie oraz troska malowały się na surowym niejednokrotnie obliczu, a co więcej, twarz kolosa sprawiała wrażenie szczerej.

Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz