46. DATHMARA

198 28 32
                                    

Weszłam za Claudią bezzwłocznie do jej sypialni. Dawno już minęły czasy, kiedy zastanawiałam się czy przekroczyć bezprecedensowo próg jej pokoju, czy lepszym rozwiązaniem stanowiło pozostać na zewnątrz. Co więcej, Claudii takie zachowanie także nie przeszkadzało. Nie wątpiłam, że w przeciwnym wypadku dałaby mi jasno do zrozumienia, iż powinnam pozostawić jej więcej osobistej przestrzeni.

- Zdajesz sobie sprawę, że być może naobiecywałaś im trochę zbyt wiele? – spytałam bez ogródek, kiedy drzwi zamknęły się za nami. – Co teraz zrobisz? One są święcie przekonane, że weźmiesz sprawy w swoje ręce już teraz, natychmiast.

Claudia zerknęła na mnie podłamanym wzrokiem. Jeśli nie interpretowałam jej zachowania mylnie, sama także zdawała sobie sprawę, że jej niedawne przyrzeczenia były warte tyle co kurz rozwiewany wiatrem. Niestety tak czy owak musiała się z nich wywiązać, żeby zachować twarz. W końcu już zarzucono nowej królowej, iż nie dba o swoich poddanych, przede wszystkich patrząc na służkę będącą wyłącznie sprawczynią zamieszania, jak zdołano już mnie osądzić. 

- Naprawdę myślisz, że nie wiem o tym?

- Więc dlaczego dałaś im płonną nadzieję, że będzie lepiej? Sama wiesz przecież doskonale, jak to jest, kiedy dręczą cię koszmary.

Claudia przemierzyła pokój, zatrzymując się przy okiennicach. Wiedziałam, że pomimo upływu czasu wcale nie zapomniała, jak co noc nawiedzały ją przerażające wizje, wspomnienia najgorszych w życiu chwil przeinaczone do granic możliwości. Dawno nie słyszałam już, żeby noc miała zarwaną. Koszmary ustąpiły, chociaż nie potrafiłam znaleźć logicznego wytłumaczenia dlaczego.

- Nie zapomniałam, Dath – przyznała wreszcie, przerywając ciszę. Objęła się rękami, jakby odczuła nagle nieodparty chłód, choć dzisiaj akurat pogoda na Seithe Degao była piękna. Ciepłe promienie słońca rozgrzewały przyjemnie, a delikatny wietrzyk łagodnymi muśnięciami niósł ze sobą niezbędne orzeźwienie. – Możesz mi nie wierzyć, ale do teraz pamiętam doskonale każdy z koszmarów. W sumie niewiele się między sobą różniły, ale pamiętam ten paniczny lęk pochłaniający mnie z każdej strony. Poczucie, jakbym lada moment stracić miała ostatecznie dech, łapiąc się rozpaczliwie jego resztek.

- Więc dlaczego pozwoliłaś im wierzyć, że to minie? – spytałam, kompletnie nie rozumiejąc.

- Bo tylko nadzieja może pozwolić im przez to przebrnąć – odparła, rzucając mi bezradne spojrzenie szmaragdowych oczu.

Zlustrowałam sylwetkę stojącej pod oknami kobiety, przywołując w pamięci szatynkę przekraczającą po raz pierwszy próg Lemury. Jakbym mając do czynienia z jedną i tą samą osobą, jednocześnie kontaktowała się z dwiema różnymi diametralnie jaźniami. Tamta Claudia pozornie zdawała się silna, niosąc wysoko uniesioną głowę i dumnie stawiając każdy kolejny krok, podczas gdy we wnętrzu dręczyły ją upiory przeszłości, zbierając regularnie żniwo. Obecna z pozoru niewiele różniła się od tamtej. Nadal bił od niej dawny majestat oraz duma, lecz makabryczne miraże zdawały się stracić całkowicie na sile, jakby to ona wyssała z nich energię a nie odwrotnie.

- Gorzej będzie, jeśli się zorientują, że je okłamałaś – oznajmiłam.

Naprawdę bałam się pomyśleć, do czego byłyby zdolne, gdyby odkryły prawdę, skoro już teraz ledwie uszłyśmy z życiem. Co więcej, nawet nie mogłyśmy żadnej obwinić. One działały w afekcie, pozwalając zamroczyć się działaniom prawdziwego wroga. Tymczasem Moiel wykreowała sobie marionetki, dokonując zbrodni w białych rękawiczkach. Nikt nie posądziłby jej przecież o morderstwo brzemiennej królowej, skoro matrona Calveyralo przebywała w zupełnie innej części galaktyki.

Sięgając gwiazd. Dathmara. TOM III [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz