O naszej zakazanej miłości

278 20 61
                                    

Jego dłoń była lodowata, choć w pokoju wcale nie było zimno. Nie zareagowałem na jego przeprosiny, bo czułem, że to jeszcze nie koniec tej historii. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. On czekał aż ja coś odpowiem, a ja aż on powie coś więcej. Chyba chciał usłyszeć, że się nie gniewam, ale pomimo uczucia, którym go darzyłem, byłem na niego okropnie zły.

- Robert, ja nie wiem, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby ktokolwiek z moich znajomych dowiedział się prawdy, to nie miałbym już życia w tym mieście. Znienawidziliby mnie za to, że zaprosiłem milicjanta do naszego środowiska- powiedziałem z pretensją w głosie. Chciałem, aby był świadomy, że zwykłe przepraszam nie rozwiąże sprawy.

- Nie wiedziałeś przecież...

- To nie ma znaczenia. Milicjant jest postrzegany jak najgorszy wróg.

- Nie chciałem skrzywdzić nikogo z was. Chciałem tylko znaleźć prawdziwego mordercę.

- To również nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, co służby nam robią. Mnie jeszcze nie zdążyliście spisać, ale wielu moich kolegów już tak. Karacie nas za miłość, a tego się nie wybacza- powiedziałem i wbiłem w niego wzrok.

Do Roberta musiało dotrzeć, jak wielki popełnił błąd, bo puścił moją dłoń, wstał i stanął pod oknem. Nawet już na mnie nie patrzył.

- Nie musisz mówić już nic więcej- powiedział cicho.- Wiem, że popełniłem błąd i sam jestem na siebie zły. Ale nie o to, że zacząłem grzebać w tej sprawie, a o to, że cię skrzywdziłem. Masz całkowite prawo być na mnie wściekły. Nie zasłużyłeś sobie na to. Jednak jedna sprawa nie daje mi spokoju- dopiero teraz ponownie na mnie popatrzył. Przeszedł przez cały pokój i teraz stanął przy drzwiach.- Czuję, że to morderstwo i wyjazd Tadka mają coś wspólnego z willą, więc jeśli tam byłeś, to powiedz mi o tym, bo możesz być w niebezpieczeństwie.

- Czas na mnie- powiedziałem od razu i wstałem. Nie zamierzałem odpowiadać na takie pytania.

- Odpowiedz, czy tam byłeś.

- A co? Aresztujesz mnie?- zapytałem ze złością. Ilekroć zaczynałem wierzyć, że już uspokoił się z tym swoim śmiesznym śledztwem, to wyskakiwał właśnie z czymś takim.

- Arek... Pytam, bo nie chcę, by coś ci się stało. Nie aresztuję cię, nie mógłbym tego zrobić.

- Dlaczego tak cię obchodzi mój los? Zdawałeś się nim nie przejmować, gdy tak ładnie kłamałeś mi prosto w oczy!

- Może z tego samego powodu, z którego ty pocałowałeś mnie, mimo że znałeś już prawdę- powiedział poważnym tonem.

Przyznam, że aż mnie zatkało. Nie spodziewałem się takiego wyznania, choć dawał mi przecież wcześniej znaki, że to uczucie nie jest jednostronne. Ale co z tego, że obaj to wiedzieliśmy? Mielibyśmy spore kłopoty, gdyby wyszło na jaw, że coś do siebie czujemy.

Jednak nie myślałem wtedy o tym. Byliśmy tylko on i ja. Po prostu staliśmy i się na siebie patrzyliśmy. Być może to była kwestia wypitego wcześniej alkoholu (choć w rzeczywistości nie wypiłem go wiele), ale nie myślałem już racjonalnie. Pokonałem powoli dzielący nas dystans i stanąłem przed Robertem w takiej odległości, że nasze twarze dzieliły już tylko centymetry.

Dotknąłem delikatnie jego policzka i popatrzyłem mu głęboko w oczy. Nasze usta złączyły się w pocałunku, ale nie takim, jak ostatnio. Nie był to pocałunek skradziony szybko swojej sympatii, a taki, na który chyba obaj czekaliśmy. Wydaje mi się, że to wtedy stworzyła się między nami więź, która złączyła na zawsze dwa serca. Od tamtej pory wiedziałem już, że nie będę w stanie o nim zapomnieć nawet jeśli los nas rozdzieli. Że zawsze będzie istnieć jakaś część mnie, która będzie go kochała.

Właściwy Wybór// operacja hiacyntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz