MISJA 1. W ZASTĘPSTWIE. (Część 2.)

21 8 2
                                    

●●●

W sobotni poranek Martę obudził dźwięk powtarzającej się melodyjki wiadomości. Jęknęła, nie otwierając oczu, przewróciła się na drugi bok. W końcu, z ociąganiem i narastającą wściekłością, sięgnęła za poduszkę i po omacku poszukała telefonu. Z wielkim trudem rozwarła ociężałe powieki i spróbowała coś dostrzec przed rozmazującymi się oczami. Zamrugała kilkanaście razy i dopiero wtedy odczytała wiadomość od nieznanego nadawcy.

"Spotkajmy się w parku za godzinę. K."

To, co przeczytała, zelektryzowało dziewczynkę i w pośpiechu wyskoczyła z łóżka. Cały tydzień miała zawalony nauką i kartkówkami, co sprawiło, że kompletnie zapomniała o dwójce z ATROS i o propozycji, którą przyjęła tak niespodziewanie dla samej siebie.

Okazało się, że jest bardzo wcześnie i na dworze panował jeszcze półmrok. Świt powoli, ale sukcesywnie przeganiał mrok. Marta przeszła korytarzem i dotarła do drzwi łazienki. Ostrożnie, by przypadkiem nie skrzypnęły drzwi, weszła do małego pomieszczenia wyłożonego białymi i czerwonymi kafelkami. Rozebrała się z piżamy, rzuciła ją na podłogę, a pomarańczowo-zielony szlafrok z wizerunkiem ryb na rękawach powiesiła na kaloryferze.

Nago weszła pod prysznic i skrzywiła się, bo woda z prysznica zburzyła panującą ciszę. Odkręciła kran gdzieś po środku między ciepłą a lodowato zimną wodą i bez tracenia czasu wykąpała się i umyła włosy. Po tym wyszła z kabiny, wytarła się ręcznikami jak najciszej potrafiła. Zarzuciła na wilgotne ciało szlafrok i po cichu wyszła z łazienki. Przemknęła korytarzem do swojego pokoju, zamknęła drzwi. Grzebała w szafie i po długim czasie udało się jej znaleźć to, czego szukała. Zielony dres z głębokim kapturem. Marta lubiła ten dres, bo kolory zmieniały się w zależności od otoczenia. Czuła się wtedy niewidzialna. Drugim powodem było to, że ten komplet dostała od Elizy. Siostra przyszła do niej dzień przed wyjazdem do szkoły czarownic i to miał być jej prezent pożegnalny. Uśmiechnęła się pod nosem. Niedługo znów zobaczy starszą siostrę.

Ubrała się w dresy i podeszła do drzwi. Wychyliła się, by zobaczyć, czy jest bezpiecznie. Szybko schowała się z powrotem, bo w tej samej chwili drzwi łazienki uchyliły się. Marta odczekała kilka minut, a potem znów uchyliła drzwi. Sylwetka któregoś z rodziców znikła w sypialni. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i wyszła na korytarz. Zeszła po schodach, unikając skrzypiącego stopnia. Jakimś cudem bezszelestnie zeszła na dół. Na chwilę przystanęła i odetchnęła z ulgą. Spojrzała na zegarek na ścianie i z żalem zerknęła w stronę kuchni. Nie miała czasu nic zjeść. Zabrała płaszcz, buty i wyszła z domu.

Dojście do parku nie zajęło jej wiele czasu. Nie była głupia, więc postanowiła udać się w poprzednie miejsce ich spotkania. Opustoszały park wydawał się dziwny. Z ciężkiego, zachmurzonego nieba padał gęsty, drobny śnieg. Jej kozaki o twardej powierzchni skrzypiały pod śniegiem. Na wschodzie niebo jaśniało powoli blaskiem nowego dnia.

Wychyliła się zza drzew i ujrzała czekającą na nią dwójkę. Ubrani byli w czarne kurtki, spodnie i płaszcze z kapturem. Na środku Marta dostrzegła dziwny symbol kolorowego ptaka z rozdziawionym dziobem.

— No nareszcie jesteś — powiedział na przywitanie chłopak. Jego ton nie należał do przyjemnych.

Kabra skarciła go wzrokiem, a w stronę Marty posłała ciepły uśmiech. Ta go odwzajemniła.

— To co teraz? — zapytała Marta.

— Skołujemy ci fajowskiego sobowtóra — rzucił sarkastycznie chłopak. — Przypominam, tak jakbyś zapomniała.

— Przepraszam cię za niego — mruknęła zmieszana. — Chodź z nami.

●●●

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz