MISJA 2. POŚCIG. (Część 1.)

8 7 0
                                    

 Pięć godzin lotu i znaleźli się przed szara planetą. Marta dostrzegła asteroidy latające wokół planety. Po chwili dostrzegła dwa żółte pierścienie. Zastanawiała się po co ktoś miałby tutaj przylatywać. Przecież ta planeta nie zachęcała swoim wyglądem..

— Dobrze — odezwała się kobieta. — Zobaczmy gdzie ostatnio logował się sygnał nadajników naszych agentów.

Po kilku długich chwilach namierzyła sygnał.

— Trzymajcie — oznajmił mężczyzna. — to są nadaniki i komunikatory. Te ostatnie wkładacie do uszu. Przebierzcie się w stroje. Znajdziecie je na tyłach pojazdu. Za dziesięć minut ruszamy.

On sam miał już na sobie czarno-szary kombinezon z goglami na oczach.

Marta i pozostała dwójka poszła w jego ślady. Po pięciu minutach byli już gotowi do akcji. Podeszli z powrotem na przód statku i zameldowali gotowość.

— Dobrze. Siadajcie.

Cała trójka w milczeniu usiadła na niewelkiej kanapie. Mężczyzna stanłą naprzeciwko nich. I włączył ekran. Przez następne piętnaście minut przypominał im o wytycznych misji, celu zasadach jakie panowały między nimi. Mieli się trzymać razem. Zbiórka w miejscu noclegu zawsze jest wyznaczana przez dowódcę. I celem ich misji było odnalezienie statku, załogi i dysków. Po drugie mieli ustalić co stało się z drużynami ATROS, z którymi nie było kontaktu.

— Wszystko jasne? — zapytał poważnie.

— Tak jest — odpowiedział Will.

— W takim razie — odezwał się mężczyzna. — Sprawdźcie sprawność broni i ruszamy.

Po kolejnych dziesięciu minutach siedzieli już w niewelkim stateczku, którym lecieli na planetę. Marta strasznie się denerwowała. Nagle straciła całą pewność siebie. I swoich umiejętności. Zacisnęła mocniej dłonie na siedzeniu.

Po trzech godzinach lotu udało im się wreszcie wylądować.

Ciężkie chmury wisiały nad powierzchnia. Zewsząd otaczały ich skały, popękana ziemia. Gdy wyszli ze statku, całej trójce zakręciło się w głowie. Powietrze tutaj było suche, drapiące i śmierdziało ziemią. Nie spanikowali, bo dzięki szkoleniu zdali sobie sprawę, że dziwnie uczucie zaraz minie,\

— Aktywować maskowanie twarzy – zarządził dowódca.

Natychmiast wykonali polecenie i nałożyło na twarze chusty. Marta miała niebieską. Ruszyli przed siebie. Cała czwórka obserwowała czujnie okolicę. Dokoła panowała cisza i spokój. Od czasu do czasu mijali jakieś krzew z różowymi kolcami oraz iglaste drzewka. Teren był nierówny. Wznosili się i opadali.

Po kilku godzinach marszu, Martę zaczynały boleć stopy i nogi. Nie poskarżyła się jednak. Nauczyła się już, że zebrała by za to baty. Spojrzała na swoich towarzyszy. I dostrzegła to samo zmęczenie u nich. Lecz oni także szli w milczeniu.

Po jakieś godzinie marszu, zaczęło się ściemniać.

— Rozbijemy tutaj postój — zarządził ich dowódca.

Marta z ulgą zrzuciła z barków plecach. Zachwiała się na nogach. Szybko odzyskała równowagę. PO czym wyjęła z plecaka przybory do rozpalenia ogniska oraz małe, proste listwy. Nie miała pojęcia do czego służą, ale było ich około pięciu. Z pozostali także wyjęli swoje listwy i położyli je obok siebie.

— Czerwony Skorpionie — zwrócił się do chłopca dowódca. Taki miał przydomek. Zapomniała, że nie wolno im było zdradzać swoich prawdziwych imion. – Powbijał te listwy w ziemie.

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz