Rozdział 25. Na wszytko jest właściwa pora.

13 7 0
                                    

TYDZEŃ PÓŻNIEJ. Pierwszy tydzień października.

Laura spała W SWOIM ŁÓŻKU. Przewracała się z boku na bok. Mruczała coś pod nosem. Nagle ze snu obudził ją jakiś hałas. Zaspana rozejrzała się dokoła. Znajdowała się w sierocińcu, w pokoju, w którym kiedyś mieszkała nim trafiła do szkoły. Rozejrzała się dokoła. Pozostałe dziewczynki spały spokojnie. Alex wyszła z łóżka. Podeszła do lustra i ujrzała siebie w młodszej wersji. Miała siedem lat.

I dopiero kilka tygodni temu została tutaj przeniesiona z innego sierocińca. Tęskniła za dawnymi koleżankami. Zastanawiała się jak sobie poradzi w tym obcym dla niej miejscu. Gdy powiedziano jej, że się wyprowadza, myślała, że została zaadoptowana, ale okazało się, że została przeniesiona tutaj. Jej stary sierociniec bowiem został przemieniony w placówkę edukacyjną czy coś w tym stylu. Wszystkie dzieci, które tam mieszkały zostały porozmieszane w innych placówkach.

Zacisnęła wargi powstrzymując szloch, ale po policzkach popłynęły łzy.

W tym momencie ujrzała w lustrze jakiś błysk. Ze zdumieniem i strachem ujrzała siebie jak zaczyna się jarzyć jasnym mocnym światłem. Po kilku chwilach stała obok swojej młodszej wersji.

— Co jest? — szepnęła zaskoczona i przestraszona.

Rozejrzała się dokoła. Po kilku sekundach obraz zamazał się lekko, a ona ujrzała trzy pergaminy, rękę chowająca cos w wielkiej skrzyni na piasku. Trzy pergaminy wirowały wokół siebie, by po chwili zniknąć.

Alex zamrugała kilkakrotnie. Gdy ponownie otworzyła oczy, znajdowała się w jakimś namiocie. Rozejrzała się dokoła. Przez strzelany wpadały silne podmuchy wiatru. Dziewczyna stała po środku i nagle dostrzegła leżak umieszczony z boku. Podeszła bliżej. Na posłaniu leżała śpiąca istota. Miała zieloną skórę. Była wysoka, szczupła. Na twarzy dziewczyna dostrzegła tatuaże przypominające konary drzew. Nieznana istota jęknęła z bólu.

Dziewczyna obejrzała się za siebie i ujrzała jak do namiotu wchodzi inna, podobna istota. Wyraz twarzy miała zatroskany. I zaniepokojony. Spokojnie podeszła do leżaka, na którym leżała tajemnicza postać.

— Jak się dzisiaj czujesz, Wasza Cesarska Mość? — zapytał siadając na stołku z liści, który Laura dopiero wtedy ujrzała. – Oto twoje lekarstwo.

— Nic mi nie pomoże, jeśli nie odzyskamy pierścienia — wyjęczał nieznajomy.

- Panie, wiesz, że pierścień zaginął dekady temu – powiedział zmieszany poddany. – Inni także chorują. Poprosiłem o pomoc króla.

— Miejmy nadzieję, że uda im się znaleźć pierścień — odpowiedział znużony władca.

Po tych słowach Laura ujrzała złoty pierścień z grawerunkami. Wszystko pochłonęła ciemność. Laurę przeszył strach. Nagle stała na trawie, przed małą chatą. Panował mrok. Do Laury dotarło, że jest to po prostu noc. Dziewczyna ujrzała jak chata staje w ogniu, a z niej wychodzi czwórka tajemniczych osób w czerwonych płaszczach. Usiadła na swoim łóżku w pogrążonym w mroku pokojem. W uszach nadal słyszała płacz dziecka. Oszołomiona i z zawrotami głowy siedziała kilka minut bezruchu.

Po czym stwierdziła, że i tak nie zaśnie już. Spojrzała na podświetlony wyświetlacz i jęknęła. Była jedenasta w nocy. Po cichu wyszła z łózka, wymacała ciepły szlafrok – dostała go od dyrektorki – i narzuciła go na siebie i mocno związała. Po czym po cichu żeby nie obudzić śpiących dziewczyn, wyszła na korytarz, przeszła korytarzem. Kamera-oko patrolowała teren, ale nie zareagowała na obecność dziewczyny. Laura nad czuła się nieswojo i potrzebowała wyjść na świeże powietrze.

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz