Rozdział 6. Obcy i znani.

29 7 6
                                    

KASIA wraz ze swoimi bliskimi weszła do jadalni. Dzisiaj także był piękny, ciepły dzień, a promienie słońca wpadały przez wysokie okna sali jadalnej. Sala znajdowała się od strony północno-wschodniej. W dużych oknach zamontowano zewnętrzne zielone rolety, które teraz były opuszczone, zapewniając osobom przebywającym trochę prywatności. Beżowe, grube firany ciągnęły się aż do ziemi. Między kolejnymi oknami powieszono kinkiety, które w razie potrzeby zapewniały intymny klimat. Z sufitu zwieszały się trzy duże, kryształowe żyrandole.

— Gdzie jest Marta? — zapytała Kasia szeptem.

W powietrzu unosił się aromatyczny zapach jedzenia, mieszający się z intensywnym zapachem świec i świeżych kwiatów na stołach. Każdy gość spoza planety miał po tym potworny ból głowy. Niestety, rodowici mieszkańcy byli uparci i nie lubili słuchać innych. Ponadto pogodnego i naturalnego wyglądu sali nadawały liściaste, żółte kwiaty w brązowych donicach w białe paski.

Pomieszczenie nie należało do dużych, ale było wystarczająco wielkie, aby pomieścić cztery okrągłe stoły, przy których zmieściłoby się siedem lub osiem osób. W sumie było ich tutaj dziesięć, ale tylko dwa miały być dzisiaj obsadzone. Pan Trubines rzucił szybko spojrzeniem po pomieszczeniu i skrzywił się, kiedy dostrzegł przy drugim stoliku sześcioosobową grupkę. Zdawał sobie sprawę z dyskretnej obserwacji. Doszli do stołu, na którym ktoś postawił kartę z nazwą ich planety. W ciszy zasiedli przy stole.

— Nie wiem, nie było jej rano w komnacie — odszepnął pospiesznie pan Trubines.

W sali panował umiarkowany hałas. Kelnerzy i kelnerki w czarnych, eleganckich strojach chodzili z tacami pełnymi jedzenia. Gdy goście szli do swojego stolika, echo ich kroków rozbrzmiewało na kamiennej, śliskiej posadzce.

— Zaczynam myśleć, że mianowanie twojej córki na „pannę przedstawicielkę" było błędem — wyszeptała zniesmaczona królowa.

W tym momencie drzwi uchyliły się delikatnie i ukradkiem wślizgnęła się przez nie Marta. Miała na sobie długą, błękitną suknię. Długie, czarne włosy rozpuściła luźno na ramiona. Wyglądała na zmęczoną. Kasia podzielała jej pogląd. Dzisiaj i ona nie czuła się dobrze, a to wszystko przez zmianę czasową i klimatyczną. Czarnowłosa nie miała makijażu. Ostrożnie podeszła do grupki osób i w milczeniu przyłączyła się do nich.

Dziewczyna unikała krytycznych spojrzeń. Nie miała zamiaru nikomu się tłumaczyć, a przynajmniej nie w tej chwili. Poza tym czuła się głupio za spóźnienie. Młoda osoba należała do tego typu ludzi, którzy są punktualni i sumienni. Nie potrafiła się oprzeć pokusie i spojrzała za siebie. Drzwi pozostały jednak zamknięte. Nieznajomy chłopak nie wszedł za nią.

— Kiedy będzie ta cała ceremonia zapoznania? — szepnęła zniecierpliwiona Kasia. — Chciałabym mieć to już jak najszybciej za sobą.

— Z tego co się orientuję, to jutro przed południem — stwierdził pan Trubines spokojnie.

Pojawili się kelnerzy z tacami i postawili talerze przed gośćmi. Marta spojrzała na to, co miała na talerzu: ziemniaki, gotowane warzywa oraz sałatka z kiszonych ogórków. Pachniało całkiem przyzwoicie. Odłożyła talerz na bok. Miała ochotę na zupę, która pachniała wybornie.

— A tak właściwie, to na czym będzie polegała moja rola? — zapytała Marta, nakładając sobie zupy z wazy.

— To nic wielkiego — odpowiedział pan Trubines. — Masz po prostu przedstawić Kasię jej wybrankowi.

— Ale jak? — wyszeptała, wbijając wzrok w ozdobne kwiaty na brzegach talerza.

— Normalnie. Dam ci kartę — westchnął zniecierpliwiony mężczyzna.

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz