14

14.4K 820 487
                                    

- Weź tego pierdolonego psa, bo nie ręczę za siebie! - krzyczy Harry, a ja wywracam oczami.

Przypinam Tilly'ego do smyczy i wychodzę z nim na dwór. Harry burczy coś pod nosem i rusza za mną.

Pozwalam Tilly'emu się załatwić i wsiadam z nim do auta. Do schroniska jedziemy jedynie kilka minut, więc nie ma problemu z psem.

Otwieram drzwi od auta i wychodzę na świeże powietrze. W związku z tym, że wszystko dookoła jest ogrodzone, odpinam pieska ze smyczy i obserwuję jak biega po trawie i macha ogonem.

Cieszę się, że Harry zabrał go z tego miejsca, bo na pewno u nas będzie mu lepiej.

- Dzień dobry - podchodzi do nas niewysoki blondyn i posyła mi uśmiech.

Harry od razu obejmuje mnie w talii i składa pocałunek na moim czole. Oczywiście musiał pokazać, że jesteśmy razem.

- Dzień dobry - odpowiadam.

- Pomóc?

- Ta, chcemy kota - rzuca szybko Harry, a ja wywracam oczami.

- Na lewo są klatki z kotami, więc możecie je sobie pooglądać - blondyn kiwa nam głową na pożegnanie i znika gdzieś w tyle.

Ruszamy przed siebie i przyglądamy się wszystkim kotom, które mieszkają w tym schronisku.

- Ten jest okay - mówi Harry i kuca przed klatką z białym, niedużym kotkiem.

- Możemy go wziąć - uśmiecham się, a Harry kiwa głową.


Czekaliśmy godzinę na załatwienie wszystkiego, a przez ten czas Tilly kilka razy załatwił swoje potrzeby na dworze, przez co Harry musiał po nim sprzątać. Nie ukrywam, że był wkurzony, bo był i to bardzo.

W końcu mogliśmy zabrać białego kotka do domu i oboje nadaliśmy mu imię Dusty.

Na koniec wylądowaliśmy w samochodzie z kotem i psem na kolanach, co wyglądało bardzo śmiesznie.

- Przysięgam, że jeśli Twój kundel tknie mojego kota, to go zabiję - mówi i odpala silnik.

- Prędzej ja zabiję Ciebie - ogryzam się i głaszczę Tilly'ego po grzbiecie.

Harry spogląda na moje poczynania i zaczyna głaskać Dusty po główce.

Jak głupio musimy wyglądać?


Wjeżdżamy na ulicę i spokoju nie daje mi Dusty, który cały czas zaczepia Tilly'ego i głupio burczy. Już nie lubię tego kocura.

- Twój kot jest beznadziejny - odzywam się, a Harry mierzy mnie wzrokiem.

- To Twój pies jest niedojebem - prycha i unosi kota w górę, by przytulić go do swojej twarzy - Mój kot jest wspaniały, bo jest MOIM kotem.

- Jeśli będzie mnie wkurzał to go wyrzucę z domu.

- Tylko byś spróbowała! - krzyczy i oboje wybuchamy śmiechem.


Otwieram drzwi domu i wpuszczamy nasze zwierzaki do środka. Po drodze Harry zajechał do zoologicznego i kupił wszystkie potrzebne rzeczy dla Dusty'ego.

- Pisała do mnie Mary. Przyjdzie z synem - informuje mnie Harry, a ja kiwam głową.

- Ile ten chłopak ma lat?

- Szesnaście - wzdycha Harry.

- Będziesz musiał spędzić z nim kilka godzin na rozmowie - szczerzę się, a on jęczy.

- Tylko nie to.


Wieczorem odwiedza nas Mary i Cody. Poznaliśmy Mary kilka miesięcy temu na imprezie i od tamtego czasu się kolegujemy.

Mary ma 37 lat i jest wolna. Ma szesnastoletniego syna Cody'ego, którego lubię, jednak ma on trochę charakterek Harrego, przez co czasami myślę, że są spokrewnieni.


- Dobry wieczór kochani - uśmiecha się Mary i przytula mnie, a Harremu podaje tylko dłoń, bo wie, że on nie lubi takich czułości z nikim innym poza mną.

- Cześć - uśmiecham się i zapraszam ich do środka.

- Cody, mówi się coś - karci go Mary, a ja chichoczę.

- Hej - burczy Cody i rzuca się na kanapę.

Przyzwyczaiłam się, że czuję się u nas jak we własnym domu.

- Lily muszę z Tobą porozmawiać - mówi Mary i zerka na Harrego, dając mu znak żeby wyszedł.

- Dobra, już dobra! - jęczy i ciągnie Cody'ego za koszulkę - Chodź młody, nic tu po nas.


-Harry-


Siadam z bachorem na łóżku w sypialni i włączam TV, by nie było niezręcznie cicho.

- Ile masz lat? - pyta blondyn, a ja marszczę brwi.

Co go to, do kurwy obchodzi?

- Dwadzieścia sześć, smarkaczu - mówię, a on prycha.

- Jestem prawie dorosły, kretynie.

Szturcham go w ramię i obdarowuję morderczym wzrokiem.

- Pamiętaj, że w każdej chwili mogę Cię zabić - grożę mu, a on wybucha śmiechem.

- Jesteś głupi.

- Właśnie dlatego nie chcę dzieci - mamrocze i opieram się o ścianę - Wszystkie są tak nieznośne i pierdolnięte jak Ty.

- Nie jestem dzieckiem - broni się - Poza tym skoro nie chcesz dzieci to po co jesteś z Lily?

Marszczę czoło w niezrozumieniu i spoglądam na niego.

- Co to ma wspólnego?

- Ludzie zwykle są ze sobą żeby wziąć ślub i mieć dzieci, idioto.

- Ale ja nie chcę ani tego ani tego, okay?

- Współczuje jej - wzrusza ramionami - Jest taka ładna, a ma takiego głupiego chłopaka.

- Ej ej! - krzyczę i kopię go w piszczel - Bez takich. Ona jest moja.

- Zobaczymy - uśmiecha się, a ja mam wrażenie, że się przesłyszałem.

- Co Ty powiedziałeś? - warczę i pochylam się nad nim.

Bachor od razu odsuwa się ode mnie i ma strach wypisany na twarzy.

- Żartowałem - unosi dłonie do góry, a ja prycham.

- To nie żartuj, bo to się źle skończy. Powiedz mi lepiej jak u Ciebie z dziewczynami?

- Chodzi Ci o seks?

O mało co nie krztuszę się własną śliną.

- Mniej więcej - burczę i odchrząkuję.

- Jakoś leci - mówi i uśmiecha się, a ja mam ochotę przybić mu piątkę.

- Moja krew.

- Jasne, że Twoja. W końcu jesteś moim ojcem.

__________________________________________________

90 votes = next :) x

Piszcie jak Wam się podobało :D


Hopeless [book two] || Harry Styles [PL] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz