32

13.4K 765 46
                                    

-Lily-
Otwieram drzwi, a w progu wita mnie Mary i Cody.
- Cześć, kochani. Wchodźcie - uśmiecham się ciepło i otwieram szerzej drzwi.
Zerkam ukradkiem na Harry'ego i cicho chichoczę, widząc jego naburmuszoną minę.
- Byliśmy obok i postanowiłam, że wpadniemy - mówi Mary wieszając kurtkę na wieszak - Mam nadzieję, że to nie problem?
- Oh, oczywiście, że nie. I tak nie mieliśmy co robić - wzruszam ramionami.
Mary z Cody'm wchodzą do salonu i siadają na kanapie.
- Kawy? - zwracam się do kobiety, która ochoczo kiwa głową i klaszcze w dłonie.
Mam wrażenie, że czasami zachowuje się jak nastolatka, którą ewidentnie nie jest.
- Cody chcesz coś do picia?
- Nie, dzięki - uśmiecha się miło, jednak nie na długo, bo Harry uderza go w ramię - Ej!

- Co Ty robisz? - pytam go i unoszę brew, a Harry wzrusza ramionami.
- Myślę, że Cody i Harry powinni porozmawiać - odzywa się Mary i mierzy wzrokiem syna, a ja kiwam głową i przytakuję.
Wchodzę do kuchni i zaczynam przygotowywać kawę, którą Mary uwielbia.
- Wypierdalaj - słyszę głos Harry'ego i zaciskam pięści.
Rzucam ścierką o podłogę i wbiegam do salonu.
- Wyjdź z domu - mówię do niego.
Harry zerka na mnie zdezorientowany.
- Co?
- Nie będziesz psuł wszystkim nastroju takim zachowaniem, Harry.
- Nie mam pięciu lat, mamo - prycha i siada na fotelu.
Łapię się za głowę i masuję palcami skronie, by nie wybuchnąć gniewem. Nagle przypomina mi się coś o czym zapomniałam. Cholera jasna.
- Harry, musisz pojechać po Tilly'ego! - krzyczę i przeszukuję wzrokiem cały pokój.
W końcu odnajduję telefon i wybieram numer Niall'a.
- Nie ma mowy! - broni się - Właśnie, kurwa.. Jadę po kota.
Spoglądam na Mary i Cody'ego, którzy zupełnie nie wiedzą o co chodzi i wybuchają śmiechem. Po chwili słyszę gwizd czajnika i do cholery nie wiem co mam robić.
- Halo? - głos Niall'a powoduje, że gubię się we własnych czynach.
- Halo Niall, zapomniałam o moim psie - mówię i wzdycham.
Wchodzę do kuchni i nakładam na dłoń rękawicę, by móc nalać wody z czajnika do kubków. Gdy mi się to udaje, ruszam do salonu i stawiam kawę na stół.
- Nic się nie stało - chichocze - Kiedy chcesz go zabrać?
- Harry zaraz po niego przyjedzie - mówię i mierzę wzrokiem lokatego, który krzyżuje ręce i kręci przecząco głową.
- W porządku, Lily.
- Cześć - rozłączam się i odkładam telefon na komodę - Harry jedziesz po Tilly'ego.
- Nie ma takiej opcji - warczy, a ja wywracam oczami.
- Matko, nie rób nam wstydu!
- Harry pojedź po tego cholernego psa - odzywa się Mary, ocierając łzy z policzków - Cody pojedzie z Tobą.
- Nie! - krzyczą obaj w tym samym czasie, a ja wybucham śmiechem.


-Harry-
Kurwa, nie wiem jak to się stało, ale wylądowałem w moim aucie z tym pieprzonym Cody'm czy jak mu tam.
- Od kiedy macie psa? - pyta i wkurwiająco się na mnie gapi.
- Od niedawna - wzruszam ramionami, a on kiwa głową.
- A kota? - dopytuje, a ja wybucham.

- Kurwa, zamknij mordę! - wrzeszczę - Jadę, nie widzisz? Nie rozpraszaj mnie!
Blondyn wybucha śmiechem i odwraca się w swoją stronę, a ja wzdycham. Jak ja nienawidzę dzieci, no kurwa, nienawidzę.
W końcu dojeżdżam pod dom Niall'a i wychodzę z samochodu, przedtem ostrzegając chłopaka, że jeśli się ruszy to obiję mu mordę.
Pukam kilkakrotnie w drzwi, gdy w końcu w progu pojawia się Niall.
- Nie wyglądasz dobrze - mamrocze i podaje mi smycz, do której przypięty jest kundel.
- Ta? Dzięki - wywracam oczami.
Niall wtóruje mi i zaczyna rozglądać się po moim samochodzie.
- Kto to? - pyta.
- Bachor, który działa mi na nerwy. To syn Mary, pamiętasz ją? - Horan kiwa głową, a ja wzdycham i ciągnę do siebie psa, który jakoś nie ma ochoty do mnie podejść.
- Dobra, dzięki - kiwam głową.
Żegnam się z 'przyjacielem' i wracam do auta. Sadzam psa na tylne siedzenie i odpinam ze smyczy, którą rzucam gdzieś do bagażnika.
- Myślisz, że to dobry pomysł brać ze sobą psa i kota? Do jednego auta? - pyta Cody wyciągając rękę do tyłu i głaskając psa.
- Ta, a co?
- Nie nic - wzrusza ramionami.

Parkuję przed domem Louis'a i wychodzę z samochodu. Zauważam, że Tomlinson szwęda się po garażu, więc wchodzę do środka i zachodzę go od tyłu.
- Lou - odzywam się, na co on podskakuje w miejscu.
- Nie strasz mnie, kurwa - warczy, a ja się śmieję - Czego chcesz?
- Mojego kota.
- Jest w domu, idź po niego - mówi i powraca do swojej roboty, jaką jest naprawianie gównianego motoru.
- Dzięki - mamroczę i wchodzę przez taras do domu.
Mój słodki kot Dusty leży na kanapie i cicho mruczy, czego nienawidzę.
- Chodź tu - mruczę i biorę go sobie na ręce.
Nagle ktoś wyłania się z korytarza, potyka się o własne nogi i ląduje na podłodze.
- Zayn? - pytam i podchodzę do niego.
Cholera, jest pijany.
- Co to za kot, kurwa mać?! - krzyczy - To przez niego!
- Nie pierdol - wywracam oczami i pomagam mu wstać - Z kim piłeś?
Malik macha na mnie ręką i podbiega do kanapy, na którą się rzuca i udaje, że śpi. Co za idiota.
Tuż po chwili do salonu wchodzi Liam, który jest najebany równie dobrze jak Zayn. Czy oni urządzili sobie pieprzoną imprezę beze mnie? Tylko czemu, do cholery, Louis jest trzeźwy?
- Cześć, Harry - odzywa się Liam i słodko uśmiecha.
Chwila.. Czy ja stwierdziłem, że on jest słodki?
- Zabierz go do domu, jest schlany - wskazuję na Zayn'a, który cicho pochrapuje.
- Gdzie jesteś? - głos Cody'ego obija się w mojej głowie, gdy ten wchodzi do salonu z psem na rękach.
No kurwa, tylko tego mi tutaj brakowało.
- Mówiłem Ci, żebyś się kurwa nie ruszał! - krzyczę.
- Długo Cię nie było - tłumaczy się i niepewnie spogląda na Zayn'a, a potem na Liam'a - Możemy iść?
- Czy Ty naprawdę masz 16 lat? - wywracam oczami i klepię Liam'a po plecach - Cześć, stary.
- Ej, ale ze mną się nie napijesz? Po jednym, co? - pyta i szeroko się szczerzy.

a hour later

Sam nie wiem jak to się stało, że wylądowałem przy stole z Cody'm, Liam'em i Zayn'em. W dodatku z butelką wódki w ręku i papierosem w drugiej dłoni.
- No lej.. kurwa - bełkocze Zayn, opadając głową na stół.
Słabo się trzyma i myślałem nad tym, czy nie zadzwonić po karetkę lub inne gówno.
- Leję przecież - odpowiadam i nalewam do kieliszków wódkę.
Dopalam swoją fajkę i wrzucam ją do popielniczki, przy okazji zauważając, że Cody też pali. Kto mu na to pozwolił?
Po chwili mój telefon zaczyna wibrować i dzwonić. Kurwa, co to za gówniana piosenka? Kto to w ogóle śpiewa?
- Wyłącz to - grozi Liam i macha na mnie palcem - Wyłącz, albo się policzymy.
- Już już - czkam i wyłączam telefon.
Czkawka męczy mnie już od kilku minut i nie umiem sobie z nią poradzić. Wódka nie pomaga.
- Cody ile Ty właściwie masz lat, co? - pytam i poprawiam włosy.
Szturcham ramię Cody'ego, który opadł na stół, a papieros z jego dłoni wypadł i upadł na pudełko fajek, które zaczęło się palić.
O cholera.
Zrzucam pudełko na ziemię, sprawiając, że ogień rozprzestrzenił się po obrusie i dotarł aż na podłogę. Dym zaczyna unosić się w całym pomieszczeniu, docierając aż do kuchni.
- Kurwa mać - syczę i wstaję z krzesła.
Zdejmuję z siebie t-shirt i zaczynam machać nim przed ogniem, by się zgasił, jednak tylko pogarszam sytuację.
- Czy jest tu jakiś strażak? - jęczę.

___________________________________________________________________
150 votes = next x

Hopeless [book two] || Harry Styles [PL] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz