34

13.3K 748 23
                                    

- Naprawdę nie mam sił, Harry - jęczę, gdy odstawia mnie na zimną podłogę w łazience.
- Nie masz sił na prysznic? - marszczy brwi i zagryza wargę, a ja szturcham go w ramię.
- Wiem, że nie to chciałeś zrobić!
- Tak, Lily. Właśnie to chciałem zrobić - wzdycha i zdejmuje z siebie ciasne, czarne spodnie - Wziąć z Tobą prysznic.
Kiwam głową i również zdejmuję z siebie spodnie, rzucając je gdzieś w kąt. Tuż obok ląduje moja koszulka i bielizna.
- Będziesz się tak gapił? - przyłapuję go na zerkaniu na mnie i wywracam oczami.
Harry chichocze i ściąga z siebie biały t-shirt, ukazując perfekcyjne ciało, którym nigdy nie mogę się nasycić.
- Będziesz się tak gapiła? - przedrzeźnia mnie i wybucha śmiechem, a ja fukam i wchodzę pod prysznic.
Odkręcam wodę i ukradkiem spoglądam na Harry'ego, który w śmieszny sposób zdejmuje z siebie bokserki. Matko. Stoi tu przede mną tak jak go Bóg stworzył, a ja nie mogę się napatrzeć, mimo że widziałam już go tak milion razy.
- Podsuń się - mruczy i wchodzi pod prysznic.



Otwieram oczy i rozkoszuję się przyjemnym ciepłem, którym obdarza mnie Harry. Mogłabym budzić się tak do końca życia. Z nim u boku.
Przypomina mi się Louis i to, że mamy posprzątać jego dom, co jest niesprawiedliwe. To Harry powinien to robić.
Delikatnie zsuwam się z łóżka i staję na nogi. Zasłoniwszy się białym szlafrokiem, ruszam do salonu.
Sięgam po telefon i piszę wiadomość do Louis'a.

do: Lou
o której mamy być?

Rzucam telefon na kanapę i wchodzę do kuchni, w celu przygotowania jakiegoś śniadania.


-Harry-
- Lily - mruczę i zaciskam swoją rękę bardziej na... na pościeli - Co do kurwy?
Otwieram oczy i zauważam, że nie ma jej obok mnie. Nienawidzę takich poranków. Klnę pod nosem i wstaję z łóżka, zrzucając kołdrę na ziemię, ale nie przejmuję się tym. Szybko nakładam na siebie pierwsze lepsze bokserki, jeansy i t-shirt i wychodzę z sypialni.
- Lily? - zaglądam do łazienki, ale jest pusta.
- W kuchni! - krzyczy.
Wzdycham i idę w jej stronę, obejmując od tyłu jej kruche ciałko.
- Buziak - uśmiecham się i robię dzióbek z ust, by Lily mogła je pocałować.
- Oczywiście - odwraca się i obdarowuje mnie cudownym całusem.

Od kiedy zacząłem zwracać uwagę na takie rzeczy? Ah, odkąd poznałem Lily, czyli od długiego czasu.
- Mam nadzieję, że będzie to dobre - mówię, odbierając od Lily talerz z makaronem w sosie i siadam przy stole.
- Nie wkurzaj mnie nawet - mierzy mnie wzrokiem i siada obok.

Zabieram się za jedzenie i zauważam, że jej telefon zaczyna wibrować.
- Mogę? - pytam.
Lily kiwa głową, więc odblokowuję ekran i odczytuję sms.

od: Lou
jestem w domu od 10 do 14, więc zależy jak wam pasuje.

Jak śmie mówić nam o której mamy przyjść? Co za dupek!

do: Lou
spadaj :*

Odkładam telefon na stół i spoglądam na Lily, która wzdycha i zaczyna jeść.
- Co?
- Niedługo urodziny Zayn'a. Idziemy, prawda? - pyta.
Moje ciche marzenie, że zapomniała o jego urodzinach, niestety zostało zniszczone.
- Nie ma potrzeby, żeby tam iść - wzruszam ramionami.
- Oh, daj spokój. Nie możesz chociaż raz być normalny? - unosi głos, a ja odkładam sztućce i wstaję od stołu - Gdzie idziesz?
- Gdziekolwiek - warczę i ruszam w stronę wyjścia, słysząc za sobą jej wołania.
- Wracaj do cholery! Będziesz się obrażał?! - krzyczy, ale olewam ją.
Nie będzie się tak do mnie zwracała. Na pewno nie ona.
Trzaskam drzwiami i siadam na murku przy domu. Po drodze złapałem swoją kurtkę, w której trzymam fajki, więc teraz spokojnie mogę sobie zapalić.
- Nienawidzę go! - słyszę stłumiony krzyk i zamieram.
Odkładam paczkę papierosów i kurtkę na ziemię i odwracam się w stronę domu. W oknie widzę jej drobną posturę, która chodzi po salonie i łapie się za głowę.
- Nie cierpię go - łka i siada na kanapie.
Słyszę wszystko bardzo dokładnie dzięki uchylonemu oknu w salonie. Pierdolę.
Z hukiem wchodzę do domu i sprawiam, że Lily podskakuje w miejscu i ociera oczy z łez.
- Lily.. - mamroczę i kucam przed nią - Powtórz to.

- Co? - szepcze i spogląda mi w oczy.
No kurwa jeszcze pytasz?
- To co przed chwilą powiedziałaś. Powtórz.
- Nie - kręci przecząco głową, a ja łapie ją za podbródek i głaszczę dłonią policzek.
- Powtórz to natychmiast, Lily - syczę.
- Kurwa, nienawidzę Cię! - wybucha i wstaje z miejsca - To chciałeś usłyszeć? Proszę!
W mgnieniu oka znika z salonu i wbiega po schodach na górę. Ja pierdole?

-Lily-
Nie cierpię go.
Nienawidzę.
Gardzę jego osobą.
Nie wiem co jeszcze do niego czuje, ale tylko to przychodzi mi na razie do głowy. Jest taki.. ugh...
Wkurwiający i samolubny, egoistyczny, bipolarny i do tego cholernie chamski! Ile jest określeń na tego pierdolonego dupka?
- Otwieraj, kurwa, w tej chwili, rozumiesz? - jego głos przeszywa mnie od środka, przez co czuję strach.
Naprawdę się go boję. Wiem do czego jest zdolny i wiem, że w każdej chwili może wyważyć drzwi, a tego naprawdę nie chcę.
- Kurwa, Lily! Nie zachowuj się jak pieprzony bachor!
- Przestań - szepczę i uderzam pięścią w drzwi - Przestań krzyczeć.
- Nie, jeśli mnie nie wpuścisz - warczy.
Wzdycham i szukam po pokoju telefonu, którym mogłabym zadzwonić po kogokolwiek, jednak zostawiłam go na dole. Cholera jasna.
- Słyszałaś? - dopytuje, tym razem nie podnosząc głosu.
- Znów chcesz na mnie nakrzyczeć? - pytam - A może się obrazić, wywołać kłótnię o nic? - wyliczam.
- Nie. Chcę porozmawiać - wzdycha.
Przekręcam kluczyk w drzwiach i odsuwam się jak najdalej.
- Przepraszam - szepcze i siada na łóżku, ślepo się we mnie wpatrując - Nie bój się mnie, proszę. Nie mogę żyć ze świadomością, że się mnie boisz, Lily.
- To nie dawaj mi do tego powodów - odpowiadam oschle.
- Przepraszam, dobrze? Chodź tu do mnie, proszę - rozchyla ramiona, a ja niechętnie w nie wpadam.
Powinnam była siedzieć w tym kącie i nigdy nie wychodzić.
- Kocham Cię, wiesz o tym, prawda? Usłyszałem jak mówisz, że mnie nienawidzisz i.. chcę wiedzieć czy mówiłaś prawdę, Lily. Powiedz mi to. Powiedz co do mnie czujesz - nalega i składa całusa na moim czole.
Zastanawiam się chwilę i wzdycham. Szczerze mówiąc wolałabym nie jechać do Louis'a, bo głowa mnie rozbolała od tego wszystkiego.
- Kocham Cię - mówię cicho - Byłam zdenerwowana, przepraszam, że musiałeś to słyszeć.
- Nie przepraszaj, zasłużyłem.


Dojeżdżamy pod dom Louis'a i oboje głęboko wzdychamy. Żadnemu z nas nie chce się pracować u niego. Niechętnie wychodzę z auta i pukam do drzwi, które w mgnieniu oka otwiera Lou.
- Zapraszam - mówi lekceważąco i wpuszcza nas do środka.
- Nie bądź zły - odzywa się Harry, a ja przytakuję.
- Nie jestem - uśmiecha się lekko, a ja wzdycham z ulgą, że nie muszę odbywać z nim rozmowy i przekonywać, że Harry naprawdę nie chciał - Ale zabierajcie się do roboty. Ja wyjeżdżam na trochę do Stan'a, więc macie 2 godziny na posprzątanie i pomalowanie ściany w salonie.
- Sprzątamy, nie robimy remont - przypominam mu.
- Ogień zniszczył ścianę i wygląda jak gówno, więc bardzo Was proszę o doprowadzenie jej do porządku. Farba i pędzle stoją przy kanapie - puszcza oczko i wychodzi z domu, zostawiając nas samych.

____________________________________________________
140 votes = next:)
[*] ten rozdział także mi się nie podoba i zupełnie nie wiem czemu. jakoś tak.. nie mam weny.
Zapraszam Was na mojego tt: Olaaa_Styless < gdzie możecie zadawać pytania itd:) można również dać follow haha x

Hopeless [book two] || Harry Styles [PL] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz