31 rozłąka?

174 20 24
                                    

[Katsuki]
(Czwarty lipca, środa)

-Kacchan..?

-Spierdalaj śpię.

-Jest wpół do siódmej chcę ci pomóc przygotować się do szkoły.

-Nie idę.

-Ale czemu?

-Nie chcę.

-A co powiesz Aizawie?

-Nie wiem. Wymyśle coś.

-Kochanie...- Usłyszałem jego szept a później też zobaczyłem gębę.

-Zamknij mordę.- Fuknąłem.

-Nie bądź na mnie zły. Przepraszam cię za tamto... Przez ze mnie nie chcesz iść?

-Nie. Tak się składa, że nie jesteś pępkiem świata. Ja też nie. Chcę pobyć sam bez użalania się innych nade mną.

-Kacchan powinieneś iść do szkoły. Mamy dużo zaległości a po za tym inni będą się martwić.

-Nie chcę.

-Kochanie...- Szepnął całując mnie delikatnie w czubek nosa.- Proszę cię.

-Chcę odpocząć psychicznie. Ty sobie wypierdalaj na lekcje. Poradzę sobie.

-To zostanę z tobą.

-Spierdalaj.

-Nie.

-Izuku, kurwa. Chcę odpocząć. Pobyć sam. To taki problem?

-Tak, bo mamy ogromne zaległości i jestem pewien, że mnie okłamujesz i tak na prawdę nie chcesz tam iść ze względu na nas.

-Dobrze. Masz rację. Nie chcę patrzeć na niczyją gębę. Więc łaskawie wypierdalaj. Ja sobie do Aizawy zadzwonię i wyjaśnię.- Powiedziałem siłując się na spokój w głosie. Wyjąłem telefon spod poduszki i wybrałem numer - Tak? Dzień dobry, dziś nie będę w szkole. [...] Nie jestem w stanie psychicznie po wczorajszych wydarzeniach. [...] Nie, nie potrzebuje psychologa. Potrzebuję spokoju od klasy. [...] Nie. Deku Nie musi ze mną zostać. Dam sobie radę. [...] Yhym, dzięki.

-Kacchan...

-Ty idziesz na lekcje. Ja zostaję. Aizawa wyraził zgodę. Także, dowidzenia.

-Kacchan, czemu jesteś taki uparty i nie chcesz powiedzieć mi prawdy?

-Bo mnie cholernie boli to wszystko do chuja pana! Myślisz kurwa, że nie chciałbym nie kryć związku? Myślisz kurwa, że mi na rękę to, że nie mogę chodzić? Albo może uważasz, że podobają mi się te ciągłe pytania i zmartwiony wzrok ze strony innych?! Czemu kurwa ty byłeś na celowniku, a to ja obrywam?! Mam kurwa dość...- Ostatnie zdanie wyszeptałem czując jak głos mi się łamie.

Deku od razu usiadł obok mnie i przytulił.

-Przepraszam, że wciągnąłem cię w to całe gówno...- Szepnął.- Nie chciałem tego, nigdy nie chciałem byś cierpiał...

-Idź już.- Powiedziałem słabym głosem odsuwając go od siebie.- Idź na lekcje.

-Kacchan...

-Powiedziałem kurwa Idź.

-Dobrze... Jakby coś się działo to dzwoń.- W końcu się poddał.- Tylko przysunę ci wózek, byś mógł wstać.

Jak powiedział, tak też zrobił i wyszedł. Ja sam osobiście jeszcze leżałem blisko godzinę, chcąc uspokoić burze myśli.
W końcu usiadłem, przydałoby się przebrać i coś zjeść...

Tyle, że jest jeden problem. Nigdy sam nie przechodziłem z łóżka na wózek. Nigdy sam się do końca nie ubierałem.

-Pierwszy raz samodzielności...- Mruknąłem pod nosem usiłując się przenieść.

~*Zagrożeni* [DekuBaku]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz