Rozdział 15

32 2 8
                                    

"So you can drag me through Hell
If it meant I could hold your hand"

- Bring Me The Horizon, "Follow you"
 

WTEDY 

Dion wydawał się niczym nigdy nie przejmować. Dostrzegłam to po całym tym czasie jaki ze sobą spędziliśmy.

Nie wpadał do kawiarni odkąd pojawiłam się u niego w domu, co dawało mi pewnego rodzaju ulgę, spotykaliśmy się raczej na mieście. Miałam więcej przestrzeni i nie rozpraszała mnie jego obecność, dzięki czemu mogłam pracować lepiej i produktywnej. No i na jakiś czas ucieszyłam Felicity, która była bardzo ciekawa przebiegu tej relacji.

A ja nie umiałam jeszcze o tym mówić. To było dla mnie super dziwne, ale też komfortowe i fascynujące.

Lubiłam słuchać jego opowieści wyssanych z palca, lubiłam kiedy obejmował mnie ramieniem na ulicy i kiedy udawał dżentelmena. Lubiłam czuć na skórze chłód jego dłoni, przyzwyczaiłam się do jego oczu wwiercających się w moją duszę i nauczyłam się przyjmować to wyzwanie z uśmiechem. Byliśmy - a przynajmniej ja - jak para zakochanych nastolatków, która jeszcze nie nazwała tego, co między nami jest. Kocham go? Nie wiem, ale gdyby te słowa opuściły moje usta, na pewno zaczęłabym wariować. To nie był dobry czas na takie deklaracje.

Po skończonej przerwie na papierosa razem z Felicity zajęłyśmy się piątkową gorączką w kawiarni. Co chwilę przyjmowaliśmy zamówienia, głównie na kawę, ale dziś musiałyśmy szybko przeszkolić Jake'a na lodach i gofrach, bo nie dawałyśmy sobie rady. Nie było mu lekko pod okiem mojej koleżanki, nie miałam jednak czasu żeby stawać w jego obronie i się nad nim użalać.

- Felicity, dwa espresso na siódemkę i jedna karmelowa.

Podaję jej tacę, a ona zdmuchuje z czoła kosmyk włosów który wymsknął jej się z wysokiego koka i zabiera ode mnie zamówienie ze zmęczonym uśmiechem, natomiast ja zaczynam sprzątać wokół maszyn i uzupełniać to, czego już zdążyło zabraknąć. Kątem oka widzę nowego który rozsypuje po blacie kolorową posypkę. Zdecydowanie jej na tym lodzie za dużo, ale to cieszy dzieciaka który przyszedł z mamą na nagrodę za przetrwanie w szkole całego tygodnia. Ręce mu się trzęsą, ale radzi sobie całkiem dobrze. 

Wlewam do pojemnika mleko, a potem dorzucam do pudełka dostępnego dla klientów cukier. Przynoszę też papierowe kubki i pudełka na ciasta na wynos, bo zostało mało wolnych miejsc i zakładam, że niektórzy wezmą coś ze sobą do domu.

- Boże, ile ich jeszcze tu przyjdzie? - Słyszę głos Jake'a, a zaraz po nim dzwonek. Podnoszę spojrzenie w tamtą stronę rozpoznając grupę przybyszy.

Marszczę brwi, ale ustawiam się prosto przy kasie i w końcu dostrzegam też jego. Uśmiechnięty i dziwnie pobudzony, u boku brunetki, której nie znałam.

Kiedy ich "przywódca" podchodzi do mnie, od razu przypominam sobie, że to on jest tutaj najważniejszy, a przynajmniej stara się taki być. Ostatnio zamawiał za nich wszystkich napoje, czym wzbudził w Dionie oburzenie, a teraz nawet nie sili się na przywitanie, na głupie "dzień dobry", tylko od razu zaczyna mi dyktować co mam wbić na kasę.

- Dwie waniliowe latte, jedna czarna, średnia bez cukru, lemoniada i espresso.

Zastanawiało mnie, czy zawsze chodzą po imprezie na kawę, ale teraz za to rozwiązuje się kwestia Diona, który ostatnio mnie nie odwiedzał - widocznie spędzał czas z nimi. Z ludźmi, których tak bardzo nienawidzi. 

Zauważa, że się w niego wpatruję. Zagryza dolną wargę, a na jego ramieniu wiesza się jedna z dziewczyn, przez co zmuszam się żeby wrócić do zamówienia i jego nadętego kolegi.

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz