Rozdział 1

76 4 7
                                    

"The useless seems to matter more and more
all my life is just something I can't ignore"

- Current Joys, "Become the Warm Jets"

WTEDY

Nie jest łatwo rozpoznać po człowieku czy jest zły czy raczej poirytowany. Te dwa skrajne uczucia są do siebie naprawdę podobne.

- No więc chce mi pani powiedzieć że nie mogę zrealizować bonu?

Wzdycham uśmiechając się sztucznie. Zerkam za plecami starszej pani na dwójkę klientów którzy są tak samo zdenerwowani jak ja, ale mnie nie można wywracać oczami ani gadać pod nosem więc biorę się w garść i przeklinam dzień w którym uznałam że jestem zbyt dumna żeby pomagać w firmie ojca. Nie musiałabym znosić takich ludzi codziennie przez pięć dni w tygodniu. 

- Tłumaczyłam pani, że ten bon nie jest do naszej kawiarni. Nie da się go zrealizować.

- Ale co za różnica do jakiej kawiarni? Przecież to bon na kawę.

Mam ochotę uderzyć głową w kasę i stracić przytomność, ale powstrzymuję się przed tym z całych sił. To i tak nie jest najgłupsza sprawa z jaką musiałam się mierzyć odkąd się tu zatrudniłam, nie byłaby nawet w top dziesięciu rzeczach które sprawiły, że straciłam wiarę w ludzkość.

Do lady w końcu podchodzi kierowniczka, którą kobieta traktuje z dużo większym wyrozumieniem niż mnie. Jeszcze przez chwilę się sprzecza, ale w końcu widzę jak opuszcza lokal, a mnie ogarnia ulga.

- Connie, zrób sobie przerwę, okej? - mówi do mnie. 

Nie jest dobrze - uważa, że zawaliłam. Że nie radzę sobie z trudnymi klientami i że nie jestem zbyt doświadczona. 

To wcale nie jest nadinterpretacja, umiem czytać z ludzi. To, w jaki sposób ta kobieta na mnie spojrzała (ledwie, a jednak) i to, jak westchnęła kiedy zajęła moje miejsce... Po wszystkim. Muszę wziąć się za nowe CV. 

Kiedy ogarnia mnie to wrażenie, że dziś wylecę, nagle wszystko wydaje się być dużo trudniejsze niż przed przybyciem tej marudnej kobiety z bonem na małą filiżankę czarnej kawy. Powinnam się tym zająć sama i znów mi nie wyszło. No jasne. 

Wychodzę tylnym wyjściem żeby zapalić papierosa, myśląc o wszystkim co udało mi się osiągnąć przez to moje krótkie życie: skończyłam szkołę, ale nie poszłam na studia. Chciałam zrobić coś więcej, być kimś ważnym... Ale z kompleksem boga tak właśnie jest - myślisz sobie że możesz uratować cały świat chociaż nawet nie wiesz od czego zacząć. I ostatecznie lądujesz wszędzie tam gdzie akurat potrzebują kogoś do robienia rzeczy o których byś nigdy nie pomyślał że mógłbyś robić. No bo błagam - stanie za ladą w kawiarni po raz piąty w przeciągu dwóch lat? W różnych kawiarniach w całym mieście? Z każdym kolejnym CV czułam się jak coraz większa porażka.

W każdym razie, moje życie to więcej niż pasmo niepowodzeń. Jest nijakie i do tego wcale nie przybywa mi czasu. 

- O, już dwunasta?

Przenoszę rozbiegane spojrzenie na dziewczynę która była tu przede mną - na Felicity. Zaczęła zaledwie miesiąc przede mną i to na nią spadło zadanie by wszystko mi pokazać i poinstruować mnie w zakresie moich obowiązków.

Jest młoda, młodsza niż ja. Pracuje po to, żeby pójść na dobrą uczelnię. Tak samo jak ja nie chce być na łasce rodziców, choć stać ją na to, żeby nie musieć pracować przez cały okres nauki. Zawsze zazdrościłam jej że ma jakiś cel, że wie czego chce i że zawsze jest taka... po prostu ułożona. Wie gdzie co leży, jak co działa i skąd co brać. Jej rodzice mają swoją własną cukiernię dwie godziny drogi stąd, a ona przeprowadziła się z domu rodzinnego i mieszka teraz ze swoim chłopakiem. Który też całkiem dobrze sobie radzi ze wszystkim. 

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz