Rozdział 21

2.4K 133 60
                                    

Pov Hailie.

Od wizyty mojego „ojca" minęło kilka dni. W tym czasie Pedri starał się jak najbardziej mi zaimponować. Nie powiem było to słodkie, jednak nie wiedziałam co miało to na celu. Aurora, której ciągle się zwierzałam twierdziła że po prostu boi się że polecę z ojcem do Francji. Nic bardziej mylnego, już nie mam ochoty uciekać. Po co, skoro zobaczyłam ze Gonzalez nie jest takim potworem za jakiego go uważałam?

— Hej piękna, jakie plany na dziś?

Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Pedro. Była już 12, co oznaczało że wrócił dopiero z porannego biegania z Gavim. Byłam pewna że lada moment przybiegnie za nim nasz współlokator.

— Nic nie planowałam, czemu pytasz?  - spytałam, patrząc na niego podejrzliwe. Coś za miło jak na niego.

Chłopak usiadł koło mnie na łóżku i dotknął zimną ręką mojego ciepłego ramienia. Momentalnie wzdrygnęłam się, na co brunet się zaśmiał.

— Co by powiedziała, jakbym spytał czy pójdziesz ze mną na randkę? - spytał patrząc mi głęboko w oczy. No tego to się nie spodziewałam.

Nasza relacja uległa zmianie. Nie to żebym go kochała czy tym podobne. Po prostu zaczęłam go w jakiś sposób tolerować. Po długiej rozmowie z Aurorą, podczas której przepłakałyśmy cały wieczór, doszłam do wniosku że uciekanie nie ma większego sensu. Chłopak miał jakąś umiejetność, że zawsze mnie umiał odnaleźć. Nie ważne gdzie bym była.

— Zapytałabym czym cię Pablo naćpał.

Jak na zawołanie do pokoju wszedł wcześniej wspomniany chłopak.

— Czy ktoś mnie wolał?

Pedro z głośnym westchnięciem odsunął się ode mnie i zmierzył przyjaciela wzrokiem.

— Nie. Możesz już iść? Próbuje namówić ją na randkę i nie ukrywam że nam przeszkadzasz. - wywróciłam oczami na słowa Pedro. Chyba nie znał Gaviego, jeśli myślał że tak po prostu nas zostawi w spokoju.

— Idziemy gdzieś? Było mówić tak od razu. Otworzyli ten nowy cyrk w centrum. Idziemy tam, zbierajcie się. - chłopak ucieszył się jak małe dziecko.

Gonzalez spojrzał zdezorientowany na osiemnastolatka.

— Ale ty chyba nie zrozumiałeś. MY idziemy na randkę. Ty nie.

— Oj dobra. Nawet nie zauważycie że jestem tam z wami. Szybko się zbierajcie, to pójdziemy spytać czy wezmą misiaczka za klauna do nich. Idealnie byś się nadawał, wiesz Pepi? - po tych słowach ja i Gavi wybuchnęliśmy ogromnym śmiechem. Nasz kochany Gonzalez natomiast się obraził, i postanowił zostawić nas samych, rzucając tylko że czeka w samochodzie.

— Jak ty to robisz, że wkurwiając go tak codziennie, jeszcze żyjesz? - spytałam Pabla, wybierając wygodne ubrania.

Chłopak usiadł na łóżku, przyglądając się moim poczynaniom.

— Ma się ten urok osobisty. Połowa trzynastolatek w tym kraju na mnie leci, bo jestem super. - powiedział z satysfakcją.

— Tak, i ta połowa małych dziewczynek nie wie nawet w jakim klubie grasz mój drogi. - puściłam do niego oczko, na co zrezygnowany położył się wygodniej na meblu.

—Jak tam z Pepim? - rzucił, wyciągając przy okazji telefon.

— Narazie stabilnie. Nie kłócimy się nawet. No, może poza tym że próbuje go namówić na kota, ale kretyn nie chce się zgodzić. - powiedziałam ubierając wygodny komplet dresowy.

Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem.

— Chcecie mnie zastąpić, tak?

Czy jeden z lepszych piłkarzy młodego pokolenia, właśnie spytał mnie czy chce go zamienić na kota?

𝘛𝘦 𝘢𝘮𝘰 𝘮𝘶𝘤𝘩𝘰 𝘮𝘪 𝘴𝘰𝘭~ PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz